- Zawsze lubiłeś żartować sobie ze mnie i znikać na kilka tygodni, udając, że już nie wrócisz. Dlaczego jednak teraz znowu to robisz? Myślisz, że nie zdaję sobie sprawy, że tak naprawdę żyjesz i tylko czekasz na odpowiedni moment, by wrócić? To przestało być śmieszne, Vincencie. Słyszysz? Przestało. Ranisz mnie. Co ja ci zrobiłem? Nie moja wina, że jestem w tobie zakochany. Nie. To twoja wina, że mnie w sobie rozkochałeś i tak brutalnie odrzuciłeś moje uczucia. Ale ja ci wybaczam kochanie. Miłość wszystko wybacza. Tylko wróć, okej? Tak tęsknię za twoim spokojnym głosem i za całym tobą. Bez ciebie życie już nie jest takie samo...Nie zostawiaj mnie...
Srebnowłosy mężczyzna wpatrywał się uważnie w szarobury nagrobek szukając w nim choć cienia możliwego życia. Nic takiego jednak nie znajdując, natychmiast pogrążył się w lekkiej depresji. Gdyby tak chociaż jego ukochany dał znak... Znak, że jest cały i zdrowy i tak naprawdę nie spłonął w tej przeklętej rezydencji Phantomhive. A przecież go ostrzegał przed niebezpieczeństwem... Mówił mu, błagał, by uważał. Ale pies królowej nie słuchał go i teraz masz babo placek. Undertaker wciąż nie wierzył, że Vincent tak po prostu mógł zginąć... To było niemożliwe, aby młody hrabia zbyt szybko zakończył życie niczym jego była przyjaciółka, Claudia. A propo niej... Teraz nie umiał już patrzeć na jej nagrobek z obojętnością. Wolał go unikać jak ognia, bojąc się, że matka hrabiego pojawi się i przypomni mu o jego teraz już złamanej obietnicy. Miał chronić przecież Vicenta, obiecał jej to, ale zawiódł. Po co wogóle przyjął prośbę kobiety? Mógł jej odmówić, ale nie potrafił. Nie po tym jak sama umierająca wiedziała, że niedługo śmierć po nią przyjdzie. A tym kto ją zabrał był sam były legendarny bóg śmierci Adrian Crevan i zarazem bliski towarzysz hrabiny. Wciąż pamiętał ten wzrok wdzięczności, kiedy to zgodził się na jej błagania. Przynajmniej dopiero wtedy mogła odejść w spokoju nie martwiąc się o los najstarszego syna. Jaka szkoda, że nie zdawała sobie sprawy z tego, że jej kochany dziedzic niedługo później dołączy do niej w iście gorącym stylu.
- Gdyby tak cofnąć czas.... - mruczał Undertaker, nie przejmując się deszczem, który dopiero co zaczął padać. Z zielono - żółtych oczu grabarza popłynęły łzy, mieszające się z kroplami wody padającej coraz obficiej. - Ehh..... Vicentcie? Kochasz mnie? Tylko tak szczerze. Kochałeś mnie wogóle? Muszę to wiedzieć. To jak będzie? Powiesz mi?
Brak odpowiedzi dobijał coraz bardziej shinigami. Nie mogąc znieść bezlitosnej ciszy, grabarz oparł się o małżeński nagrobek rodziny Phantomhive' ów i rozpłakał się tym razem na dobre. Ból rozstania z najdroższą mu osobą był wręcz nie do wytrzymania. Dlaczego on? Dlaczego właśnie jego najsłodszy kwiat musiał opuścić ten świat w tak bezlitosny sposób? Adrian wiele by dał, żeby hrabia wrócił do świata żywych, nawet własną duszę. Tak. Nie zawahałby się nawet umrzeć i zrzec się tytułu legendarnego w imię miłości, byleby zobaczyć jeszcze ten jeden raz mężczyznę. Czy naprawdę wymagał tak wiele? Widocznie owszem, skoro nikt nie zwracał uwagi na jego prośby.
- Mój słodki Vincencie... - wołał, głaszcząc lodowaty marmur i wyobrażając sobie, że dotyka tak naprawdę żywego Phantomhive'a, któremu te pieszczoty sprawiają ogromną przyjemność. - Mój... - szeptał, całując nagrobek delikatnie, jakby nie chciał spłoszyć nieżyjącego i próbował zachęcić go do dalszego kroku. Tylko niestety żniwiarz nie doczekał się tego, czując na ustach nadal nieprzyjemne zimno. Zimno, będące teraz cząstką jego drugiej połówki.
Wtem grabarz wpadł na genialny pomysł. A gdyby tak przywrócić do życia tych co już dawno odeszli? Nie liczyło się dla niego to, że mógł mieć za to kłopoty w swojej byłej pracy. To było nieważne. Jeżeli jego metody ożywienia zmarłych miałyby pozytywny rezultat, to mógłby mieć z tego mnóstwo korzyści. A jedną z nich prawdopodobny byłby powrót Vicenta. Na samą myśl o tym Crevan uśmiechnął się wręcz szeroko, chichocząc. W tym momencie nikt nie mógłby uwierzyć, że Undertaker przeżywał jeszcze niedawno stany depresyjne, skoro teraz zachowywał się jak kompletny szaleniec.
- Wrócę po ciebie kochanie. Poczekaj tylko na mnie, dobrze? Przepraszam, ale przecież nigdzie się nie śpieszysz! Hahahahaha! - długowłosy dusił się ze śmiechu, łapiąc się za brzuch. Po chwili ogarnięcia się, wyprostował się i placem wskazującym wycierał strużkę śliny płynącej z jego kąciku ust. - Ach... Jakie to było piękne...
Zadowolony Undertaker położył na nagrobku kwiat czerwonej charyzantemy i dotykając z czułością po raz ostatni miejsce spoczynku ukochanego, opuścił cmentarz szybkim krokiem, by zdążyć do zakładu dokończyć trumnę dla kolejnego klienta. Później zaś miał w planach zacząć zabawę, mogącą trwać nawet kilka lat. Ale czym jest te kilka lat dla nieśmiertelnego boga śmierci? Niczym. Miał tylko nadzieję, że się wszystko uda i w końcu będzie miał dla kogo żyć. Bo sama egzystencja bez najbliższej osoby u boku nie miała żadnego sensu i lepiej już było po raz kolejny się zabić. A może to niezły pomysł? Co jeśli spotkają się ponownie w innym miejscu i czasie, będąc tym razem tylko we dwoje? Nie. Tak z pewnością by nie było. Narazie musiał nacieszyć się licznymi eksperymentami ożywienia umarłych i wspomnieniami dotyczącymi zmarłego, które dawały mu tylko motywację do dalszych prób.
Adrian wtedy jeszcze nie wiedział, że wszystko to pójdzie na marne i tak naprawdę nie uda mu się spełnić swojego największego marzenia. Mimo to wciąż się nie poddawał. Wizja ujrzenia żywej miłości i tęsknota za nią tylko pogłębiała jego głębokie wieloletnie uczucie.
- Pewnego dnia powrócisz, mój najdroższy. Wrócisz i zaczniemy żyć na nowo. Tylko ty i ja.. - powtarzał grabarz, przytulając się i chlipiąc do niewielkiej fotografii przedstawiającej jego i Vincenta w dniu urodzin syna hrabii, Ciela Phantomhive' a. Czemu ten gówniarz żył, a tak wspaniała osoba jaką była głowa rodziny Phantomhive umarła? To niesprawiedliwe... Cielowi pomagał tylko dlatego, że był tak podobny do ojca, bo w innym przypadku nigdy nie zainteresowałby się tym dzieckiem. Jakie szczęście, że miał jeszcze go, bo wtedy już kompletnie by się załamał. A z tego nic by dobrego nie wyszło.
- Mój.... - Zamykając oczy starał się opanować rozpacz rządzącą w nim od dłuższego czasu, ciągle wracając do ich pierwszego niewinnego spotkania od którego zaczęła się ta cała szopka.
~~~
W międzyczasie martwy Vicent obserwował każde cierpienie Adriana i z bólem serca przeżywał jego smutek. To nie było tak, że nie kochał grabarza. Kochał go, ale wiedział, iż ten związek nie ma sensu, poza tym był już wtedy żonaty i nie mógłby zostawić żony z synem. Dlatego go ranił, licząc na to, że w końcu będzie mieć święty spokój i jego życie wróci do normy. Tak się nie stało, a wyrzuty sumienia pozostały do dzisiaj. Po śmierci zaś nieraz miał ochotę przytulić się do niego i go pocieszyć, zapewniając, że wszystko będzie dobrze. Ale ilekroć próbował, jego ręce po prostu przechodziły przez ciało Crevana i nie pozwalały mu na objęcie go. Hrabia był nieszczęśliwy. Nim odszedł jednak zupełnie na zawsze do krainy dusz, zdążył jeszcze dać Undertakerowi ostatni pocałunek, będący zaraz ich pierwszym. Pomimo, iż ten go nie czuł, Vincentowi znacznie ulżyło. Nareszcie mógł odejść w spokoju.
Na jego zaś twarzy pojawił się ostatni uśmiech skierowany do ukochanego w celu pokrzepienia jego złamanej duszy. Jakież jednak było jego zdziwienie, gdy spostrzegł niedowierzające spojrzenie w oczach żniwiarza, który nie mógł uwierzyć w to co widzi i natychmiast wyciągnął rękę, by złapać najdroższego nim ten znowu go opuści, lecz zamiast dotknąć ciepła drugiego człowieka, macał pustą przestrzeń będącą jeszcze niedawno byłym Vincentem. Undertaker uklęknął na kolanach i wściekle bijąc podłogę wykrzykiwał liczne przekleństwa pod adresem hrabiego oraz siebie, gorzko przy tym płacząc. Znowu został sam w tym ogromnym świecie ....
,,Spieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
I ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
I nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości
Czy pierwsza jest ostatnią
Czy ostatnia pierwszą."
~~~
Co ja piszę wogóle ....
CZYTASZ
Undertaker x Vincent
FanfictionOneshot z paringiem z anime Kuroshitsuji. Kiedyś tu będzie sensowny opis :')