ليلة السورية - Syryjska noc
Syria posterunek kontyngentu rosyjskiego.Na północny wschód od miasta Latania.
Godzina 5:00
-No noc przed nami, słuchajcie Adamie Pawłowiczu wy znacie gre w 3 kartinki ?-Zapytał starszyna wyjmując z talii 3 karty- zasady są proste wybieracie tę-podniósł czerwonego asa- tych 2 nie wybieracie tylko tę jedną paciał ?-zapytał uśmiechając się pewny rychłego zwycięstwa-
-No dobrze, rozdawaj-Mówił powoli i spokojnie Artem-
Aleksandr niby nie zgrabnie potasował a następnie rozłożył karty, Artem gdy ten dał mu znak wskazał środkową kartę.
-No patrzcie nie zgadłeś-Powiedział z uśmiechem- no ale spokojnie zagramy jeszcze raz tyle że-urwał i spojrzał na nóż który Artem miał na ramieniu kamizelki- jeśli ja wygram ty dajesz ten nóż-wskazał-
-A jeżeli ja wygram ?-Zapytał z obojętnością-
-Podoba ci się ?-Kiwną głową na kobietę siedzącą przy ognisku-
-Da eta krasawica a szto ?-Zapytał-
-Ano, jeśli wygrasz dam ci ją, kupiłem ją wczoraj od polskiego oficera za skrzynkę wódki.
-Rozdawaj-Powiedział-
Aleksandr tym razem szybko i zwinnie przetasował karty i bardzo szybko porozstawiał je na blacie starego stolika, przy którym siedzieli, poczym z uśmiechem wyrażającym jego pewność zwycięstwa powiedział.
-No wybierajże katora ?
Artem powoli pochylił się nad stołem i patrząc w zielone oczy Saszy,odwracał karty mówiąc iż każda jest czarna a ta właściwa leży u Aleksandra w kieszeni.Sasza patrzył na Artema przez chwilę poczym wyjął kartę z kieszeni cały czas będąc zdumionym nad tym jak go rozpracował.
-Szach mat towarzyszu, w mojej ojczyźnie od małego grałem i mnie nie oszukasz, ale jakiegoś zjeba owszem.
-Brawo widocznie los mi nie sprzyja.Zimno tu no nie ?-Powiedział naciągając bardziej czapkę na głowę- odkąd przyszedłeś taki chłód nastał ale to dobrze.
-Urok pustyni a właśnie miałem pytać, co to jest ?-Wskazał na kosz pełen ludzkich oczu nieopodal drzwi do celi-
-Eta ? no to oczy są wszystkie kolory ot, pułkownik takie zasady wprowadził noi je konsekwentnie no, wiesz się ich trzyma.
-Ale co ? jakie zasady ?-Zapytał nie rozumiejąc-
-Ano, łapiemy jakiegoś jeńca noto na przesłuchanie, tam wszystko mówi-Powiedział gestykulując- później ucina mu się język żeby jak ujdzie nie wypaplał swoim tego co nam, ale jeżeli zechce uciec noto go łapiemy, noi pułkownik wydłubuje mu oczy.Łyżką. noi profilaktycznie co dziesiątemu też wyjmuje.
-Kim on kurwa jest ?-Zapytał-
-Twardyj łeb na niego mówimy, gościu nie wiem co ma ale wiem że upić się go nie da liter spiryta wypił a później poszedł na chlanie do majora Kartonowa noi pili całą noc, na rano nic jakby nigdy nie pił.
-Rusek-Podsumował Artem- ale…
-No ostatnio czego nie odprawił człowieku-Powiedział przejęty- nie dalej jak 2 dni na zad uciekł jakiś bojownik, złapaliśmy go noi jakoś akurat spotkaliśmy Pułkownika ten powitał go niby brata i poszliśmy tu, dokładnie tu gdzie siedzę siedział Nizar, no ten bojownik, pułkownik upił go niemiłosiernie, później podszedł i wbił mu granat do mordy-Sasza wykonał gest jakby garścią walił w drzwi- tak że wszystkie zęby mu połamał, złapał go za włosy podniósł i popchnął go o ! o tu !-wskazał na wgłębienie 2 metry od stolika- tam jak to wy mówicie, bojownikowi łeb jebało a pułkownik po całym zajściu usiadł i położył na stoliczek zawleczkę i łyżkę od granatu.
Zapanowała cisza Artem wpatrywał się w oczy w koszyku i zastanawiał się jak ludzie mogą być sadystyczni, jednak po chwili spojrzał na Aleksandra ten patrzył na rozległą pustynie wokoło, rozległe piaszczyste równiny jak okiem sięgnąć, jednak po chwili spojrzał na Artema.
-Wiktoria ! idi suda-krzyknął na dziewczynę siedzącą przy ogniu- eta wasz nowyj pan, jewo zawut Artem.
-Sasza nie pierdol że nie zna Polskiego-Powiedział z politowaniem Artem- zresztą powiedz jej żeby poszła do mojego namiotu koło sztabu.-uściślił Artem-
Sasza patrząc na Artema z uśmieszkiem przekazał jego wiadomość.Panna po chwili odeszła zostawiając ich samych w zupełnej przerywanej tylko odgłosami więzienia dźwiękami.
-No szybcy jesteście nie ma co-Powiedział śmiejąc się-
-Nieee-zaprzeczył- a tak poza tym ilu już obsłużyła ?
-Nikogo serio-Odpowiedział- bjat zimno jak cholera muszę rozprostować kości-Powiedział wstając-
-Wierzycie w duchy Aleksandrze Władimirowiczu ?
-Brednie póki nie zobaczę nie uwierzę.-Powiedział- katoryj czas?
-Mamy 5:51-Odparł-mówi ci ta godzina coś?-Zapytał-
-Nie nic a co ?
-No minutę temu powinna zmienić się tutaj warta.-Powiedział-
-Nie może być ! skąd ty wiesz o warcie !?-Dopytywał-
-Choć pokażę ci coś-Powiedział wstając bezszelestnie udając się w stronę wychodka-
Szli kilka minut w których to Sasza dopytywał skąd on wie o warcie i gdzie idą, jednak Artem milczał wpatrując się tylko w coraz bardziej widoczne sylwetki wartowników.Jednak gdy już dotarli do celu Sasza zbladł i poczuł jak gardło mu się ściska.
-To są twoi wartownicy, wywróceni tył na przód, bez głowy, kilku bez ręki, spójrz im w oczy Aleksandrze Władimirowiczu-Mówił spokojnie Artem-
Sasza patrzał na stojące w grupie ciała ludzi którzy nosili porozrywane mundury, okaleczeni w straszliwy sposób wartownicy patrzyli na Aleksandra pustymi oczodołami których sączyła się czarna ciecz.Po chwili zaczęli iść w jego stronę mówiąc coś jednak jakże można coś powiedzieć mając ucięty język ?
-Pułkownik pażausta nie ubijaj-rzęzili oto by ich nie zabijać ciągle podążając do swojego oprawcy-
-Powiedzcie prawdę-Powiedział Artem podchodząc do Saszy i odgradzając go od jego ofiar- jak nazywał się pułkownik który swym okrucieństwem i narcyzmem tak potraktował ludzi ?-powiedział wskazując na wydające chrapliwy odgłos kreatury-
Sasza roztrzęsionymi rękoma przeładował karabin i puścił serię w Artema, mimo iż nie celował każdy z wystrzelonych pocisków trafił.
-Jeszcze po ciebie przyjdę, pułkowniku Iwanie Kurynienko oprawco syryjskiej ludności.-Powiedział Artem-
Sasza został sam na sam z masą istot które już nie kroczyły a biegły w jego stronę z każdej ze stron wydając przy tym rzężenie tak okropne, że musiał upaść i zatkać rękoma uszy jednak na niewiele się to stało, po paru sekundach zemdlał czując tylko bliskość tych kreatur szarpiących jego nie przytomne ciało.
-Pułkowniku ! pułkowniku !-Krzyczało kilka głosów.
Jeden z żołnierzy wylał na pułkownika wiadro żółtej i nie przyjemnie pachnącej cieczy, po chwili pułkownik ocknął się patrząc z wytrzeszczem na zgromadzonych bardzo szybko oddychając, po chwili rozejrzał się powoli wypatrując Artema.
-Co się stało ?-Zapytał jeden z żołnierzy-
-Artem Artem ! –Krzyknął na całe gardło- gdzieś jest !
-Artem ? kto to jest ?-Pytali wszyscy samych siebie.
-Pół nocy z nim rozmawiałem przy stoliku koło cel-Powiedział do zgromadzonych-
-Pułkowniku nikt, nikogo tam nie było pułkownik był tam sam, gadał sam do siebie.-Mówił spokojnie- Wania daj kamerę, nagraliśmy to jak sam pan do siebie gada-Powiedział i pokazał mu nagranie-
-Kim on jest, kim on kurwa jest !-krzyknął patrząc na zgromadzonych-
Ludzie patrzyli po sobie myśląc że pułkownik postradał zmysły,podszywający się pułkownik patrząc po zgromadzonych w prześwicie między żołnierzami zobaczył Artem który przyłożył palec do ust poczym uświadomił gestem że będzie go obserwować, poczym rozpłyną się na tle wschodzącego słońca
CZYTASZ
Syryjska noc
Kinh dịArtem odwiedza starszyne ( brak odpowiednika w hierarchi WP ) odbywając z nim rozmowę przypomina mu o warcie której zmiana się spóźnia.