To tylko sen.
Nic takiego się nie zdarzyło.
Serce nadal waliło mi w piersi.
Wstałem z kanapy, na której najwidoczniej przysnąłem, czekając na Hoseoka. Zegarek wskazywał w pół do ósmej. Mam jeszcze trochę czasu zanim przyjdzie.
Westchnąłem i wziąłem w ręce czysty notes. Usiadłem w fotelu i zacząłem pisać. Nieważne czy miało sens. To, co przyszło mi do głowy przelewałem na papier.
Zerknąłem na telefon.
21.15
Postanowiłem zadzwonić do Junga.
Raz, drugi, trzeci.
Niepokój zaczął dawać o sobie znać po 17 nieodebranym połączeniu.
21.50
Naprawdę się martwiłem. Nie wiedziałem, co mam zrobić. Hoseok nie odbierał, a kolejne telefony też pewnie pozostaną nieodebrane.
Przeszedł mnie gorący dreszcz.
Jiwoo.
Popędziłem do kuchni, gdzie na drzwiach lodówki wisiała karteczka z numerami rodzeństwa Jung.
Chwyciłem za telefon i szybko wybrałem numer dziewczyny. Zarzuciłem płaszcz i wyszedłem z mieszkania.
Ona też nie odbierała. Postanowiłem dzwonić dalej. Po 3 nieodebranym połączeniu zacząłem tracić wiarę, że ktokolwiek odbierze.
Czwarte połączenie. Skręcało mnie w brzuchu, głowa wydawała się zaraz wybuchnąć.
– Halo? – usłyszałem cichy głos i niemal podskoczyłem.
– Jiwoo, dzięki bogu – wysapałem, odczuwając lekką ulgę. – Jest gdzieś obok ciebie twój brat?
– Yoongi... – powiedziała, pociągając nosem.
– Jiwoo, czy coś się stało?
W odpowiedzi otrzymałem nagły wybuch płaczu. Czułem ogarniające mnie zimno.
– Gdzie jest Hoseok? – zapytałem niespokojnym głosem.
– Min, tak mi przyk...– załkała.
– Gdzie jest Hoseok?! – wykrzyknąłem, nie mogąc się dłużej opanować.
– Yoongi uspokój się – powiedziała.
Jej głos stał się zimny.
– Mam się uspokoić?!
– Tak, dla mnie to też trudne – odparła, przekrzykując mnie.
– GDZIE ON JEST?! – warknąłem, zaczynając odczuwać jak szklą mi się oczy.
- NIE MA GO, OKEJ, ODSZEDŁ...ZGINĄŁ,ZADOWOLONY?!
Cisza. Cisza, którą przerwał płacz dziewczyny.
Zamarłem. Niemal wypuściłem telefon. Wypełniła mnie pustka. Łzy napłynęły do oczu.
Coś we mnie pękło.
Pękło na milion kawałków.
– O-on...– zaczęła starsza drżącym głosem.
– On co? – słowa wypływały z moich ust, ale nie czułem, że je wypowiadam.
– Miał wypadek – wyszeptała. – Siedziałam w domu, gdy nagle rodzice dostali telefon.
Szybko wyszli z domu, nie mówiąc o co chodzi. Ale później zadzwoniła mama. Powiedziała, że Hoseokie leży w szpitalu. W stanie krytycznym. Nigdy nie słyszałam jej tak zmartwionej. Potem drugi telefon. Od ojca. Nie było już dla niego szansy. Lekarze nie mogli nic zrobić.– Nie, kłamiesz, żartujesz – wycharczałem, śmiejąc się, szeroko wpatrując się w ziemię.
– Przykro mi.
Łzy cisnęły mi się w gardle. To bolało.
– Dałem się nabrać, ha ha... – Tylko pustka.
– Yoongi, on nie żyje, nie ma go! – przerwała gwałtownie starsza.
Moje usta rozchyliły się bezwiednie. Obraz zamazał się.
Milcząc, stałem na środku chodnika, czując szturchanie ludzi przechodzących obok.
– C-co ty robisz pod naszym domem? – Ledwo usłyszałem jej głos.
Dziewczyna rozłączyła się i po chwili znalazła się na ławce obok mnie.
Jak się tam znalazłem...?
– On... - mówił nam o Tobie. Znaczy mi. Rodzice nie podeszli do tego tematu dobrze.
Otarłem rękawem płaszcza wciąż spływające po policzkach łzy. Dławiły mnie, ale z moich ust nie wydobywał się żaden dźwięk.
– Tak się martwił o waszą relację. Nie wiedział, co ma zrobić. Rozmawiał ze mną o tym – powiedziała bezbarwnie.
– Gdzie jechał? – wydukałem tylko, patrząc tępym wzrokiem gdzieś przed siebie.
– Mówił, że to niespodzianka warta księżyca. Nie wiem, o co mu chodziło, wiesz? Kim jest księżyc?
– To... ja – wyszeptałem.
Coś we mnie drgnęło.
Ukryłem twarz w dłoniach.
– Yoongi, tak mi przykro...
Proszę przestań...
– Wiesz coś jeszcze?
– Godzina zgonu. Dwudziesta pierwsza.
Pożerała mnie pustka. Wciągała mnie swoimi mackami, oblepiała usta.
Czułem się jeszcze gorzej niż po stracie Kihyuna. Ból trawił każdy kawałek mnie. Nie wiedziałem, że to w ogóle możliwe.
I znów kogoś straciłem.
Uśmiechasz się, a ja zatapiam się w twoich oczach.
Straciłem i już nie odzyskam. Nigdy.
Mówi się, że wszyscy odchodzą.
A ja zatapiam się w pustce.
CZYTASZ
nushines || yoonseok
Fanfiction• - zacząłem zakochiwać się w tobie... bo jesteś moim słońcem, które z dnia na dzień świeci coraz mocniej, które jest najpiękniejszą rzeczą jaką w życiu widziałem •