Wierzysz w cuda?

611 65 18
                                    

Napisałam to dawno temu, więc pewnie nie jest powalające, ale tak tu to sobie istnieje i nic nie robi, więc pomyślałam, że mogę to opublikować... Ostrzegam  na wstępie, że to raczej angst, ale nie wiem, bo się nie znam~ 

Zapraszam~ 

~<*>~<*>~<*>~   

   Nie sądziłem, że uda mi się go dogonić. I wiem, że by się nie udało, gdyby on mi na to nie pozwolił. Specjalnie się zatrzymał. Jak gdyby nigdy nic stanął na środku ścieżki, wijącej się pomiędzy drzewami, nie odwrócił się nawet. Był spokojny. Sądził zapewne, że go nie zaatakuję, a nawet jeśli, to da sobie ze mną bez problemu radę. Co do tej drugiej opcji, w ogóle się nie zgadzam, ale to było bez znaczenia, skoro w pierwszej miał rację. Nie zamierzałem atakować.

   Zatrzymałem się w odległości kilku metrów od niego. Lekki wiatr plątał mu włosy, targał ubraniem zarówno moim, jak i jego. Materiał mojego ochraniacza od czasu do czasu muskał moją twarz, lecz nie zwróciłem na to większej uwagi. Nosiłem go już od dawna, zdążyłem się przyzwyczaić, że jest dłuższy od tego, który miałem wcześniej.

   Mimowolnie pomyślałem o tym, że on już nie nosi swojego. Za serce złapała mnie tylko chłodna bezsilność, szepcząca mi wprost do ucha, że gdybym był silniejszy, nie doszłoby do tego. On stałby teraz obok mnie, a nie naprzeciwko. Zacisnąłem pięści.

   – Po co za mną idziesz? – odezwał się nagle, ale wciąż pozostawał zwrócony w stronę, w którą wcześniej zmierzał. Po tym wszystkim mógłby chociaż na mnie spojrzeć.

   – Wiesz dlaczego – odparłem, siląc się na spokojny ton. Zapomniałem, że jego nie oszukam. Na pewno wyczuł drżenie w moim głosie, jednak nie dał tego po sobie poznać. Milczał tylko, jakby się nad czymś zastanawiając.

   Odezwij się, pomyślałem.

   – Już za późno – powiedział. – Tutaj nie ma dla mnie miejsca. Nawet gdybym chciał wrócić.

   Zmarszczyłem brwi.

   – Co to ma znaczyć "gdybyś chciał"? – warknąłem. Podświadomie wiedziałem, co miał na myśli, ale nie chciałem przyjąć tego do wiadomości. Przecież nie po to uganiałem się za nim tyle lat, żeby mi powiedział, że teraz, gdy jest już po wszystkim, on nie chce wracać.

   Wioska to jedno wielkie pobojowisko, mnóstwo ludzi ucierpiało czy to fizycznie, czy ponosząc straty materialne – wiele domów było w ruinie i z tego, co widziałem, jeszcze długo w tej ruinie pozostanie. Najlepsze w tym wszystkim było to, że to jego wina, a on znowu ucieka. A przecież już był wolny. Wiedziałem to, widziałem to w jego oczach; to, że nie chce już nas niszczyć, że nie zależy mu, by być najsilniejszym. Że mściciel przestał być mścicielem.

   – Wiem, że nie masz za wiele rozumu, ale wiesz, o co mi chodzi. – Odwrócił się.

   Wiatr zawiał mocniej, szum poniósł się po lesie, kilka listków poleciało w siną dal.

   Patrzył na mnie. Jego oczy były czarne i zimne jak zwykle. Pewnie każdy, kto by go wtedy widział, powiedziałby, że to sobie ubzdurałem, ale według mnie ta warstwa na pozór nieprzeniknionego chłodu skrywała żal. Żal i smutek, których nie mógł przecież pokazać komuś takiemu jak ja. Do końca musiał być najlepszy, bardziej wyniosły. Może dlatego chciałem być taki jak on? Bo tak bardzo podobało mi się wszystko, co robił? Nie dość, że wszystko, za co się zabrał, mu wychodziło, to potrafił zrobić to tak, że każdy choćby się paliło, waliło, przystanąłby choć na moment, by popatrzeć. Wiem po sobie. Ja bym się nie ruszył.

Wierzysz w cuda? || SasuNaru - One shot ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz