Wstęp

12 4 5
                                    

Pewien dzieciak w wieku pięciu lat miał bujną wyobraźnię. Wymyślił, że kiedyś zamieszka na wyspie na Oceanie Indyjskim, ale nie na zwykłej wyspie... na swojej.

Rok 1950. Kochający ojciec i mąż wraz z żoną i dwoma przyjaciółmi wypływa na zakazane wody Oceanu Indyjskiego. Nurkuje coraz głębiej i głębiej... Widzi, jak jeden z kumpli szarpie się i bezgłośnie krzyczy. Szaleniec się odwraca i widzi go... rekina ludojada, który na jego oczach rozszarpuje przyjaciela. Szaleniec odpływa jak najdalej. Pozostałym towarzyszom nakazuje się schować w jamie. On sam ryzykuje życie i płynie mimo wszystko szukać tego, o czym zawsze marzył. W końcu widzi ląd. Piękno, jakie może się tylko śnić. Okrągła wyspa przypominająca niewielkie miasteczko. Jego wyspa. Już wie co ma zrobić. Wraca po żonę i przyjaciela, jednak tam ich nie zastaje. Po żonie zostaje tylko płetwa nurka. Zrozpaczony szaleniec wraca na powierzchnię. Co z tego, że  ma własną wyspę? Przecież stracił żonę i najlepszych przyjaciół. Kto będzie utulal jego dzieci do snu, śpiewał kołysanki? Kto będzie dążył miłością szaleńca, który wymyślił podróż i jako jedyny przeżył? Czy ma po co żyć? Wraca zmęczony do domu, jednak uświadamia sobie, że nie może zostawić dzieci. Nowymi technologiami wydobywa z dna oceanu ląd i nazywa go Time. Zostaje na nim królem i opiekuje się kochanymi dziećmi.

To w skrócie historia mojego taty. Króla wyspy Time. Jest dla mnie wzorem do naśladowania. Aktualnie mamy lipiec roku 2168. Mam dziewiętnaście lat, mieszkam tu odkąd skończyłam piętnaście. Mój brat - Patrick, główny spadkobierca, ma dwadzieścia trzy. Tato w swojej władzy postawił na mężczyzn. Każdy, kto ożeni się z kobietą z jego wyspy odchodzi z niczym poza kobietą. Chodzi o to, że kobieta nigdy nie dostaje spadku. Mężczyzna ma za zadanie ją utrzymać z własnej kieszeni. Uważam, że to dobre rozwiązanie. Myślę, że dzięki temu mężczyźni nie będą się żenić dla pieniędzy a dla miłości. Niektóre kobiety uważają, że to dyskryminacja, iż faceci mają wszystko. Tato argumentuje rozporządzenie tym, że każdy będzie dążył do poczęcia syna, w innym wypadku spadek rodziny trafi do skarbu państwa. Większość ludzi oczywiście tego nie chce, więc wzrasta nam ilość ludności w państwie. Nic dodać nic ująć.

Wyszłam na balkon jak każdego poranka. Z mojego balkonu widać piękną naturę. Palmy wyglądające jakby okaleczały niebo, a między nimi ścieżka prowadząca do oceanu. Na balkonie morski wiatr targa moimi włosami jakby chciał je zabrać do siebie. Time, to państwo bardzo rozwinięte. Mamy tu bardzo dużo wieżowców, centrów handlowych. Nie ma tutaj biednych dzielnic. Mieszka tutaj tylko elita, jeśli ktoś się z niej wykruszy i nie stać go na utrzymanie, zostaje wypędzony z kraju. Przyjechałam tutaj z rodziną z Korei. Tato z pochodzenia jest Brytyjczykiem. Ja jestem bardzo podobna do mamy. Czarne włosy, azjatycki wygląd. Ojcowie decydują o życiu dzieci aż do zaślubin osoby. Dlatego ojciec wysłał mnie na modeling i szczerze powiem. Bardzo mi się to podoba. Uwielbiam być w centrum uwagi.
Nasz pałac ma pięć pięter. Na czwartym pracuje służba, na trzecim mieszka brat, na drugim ja na pierwszym Tata a parter jest piętrem rodzinnym. Tato nie przynosi pracy do domu. Całymi dniami siedzieć firmie. Zjechałam windą na dół.
- Część tatuś! - ucałowałam go jak zawsze rano przy śniadaniu.
- Witaj Saro. Mam do zakomunikowania dla Ciebie bardzo ważną wiadomość - robopies, czyli robot w wyglądzie podobny do psa z rozciągającymi się rękami, który wszystko donosi położył mi na stole kopertę - ambasador Luck Gusmann wysłał mi wiadomość, w której poprosił o Twoją rękę. Oczywiście z ogromną chęcią się zgodziłem...
- Stop - przerwałam mi w pół słowa - jak mogłeś wyrazić zgodę na zaręczyny z kimś obcym?
- Saro, nie przerywaj mi. Dobrze wiesz, że nie masz prawa o sobie decydować i do tej pory myślałem, że zasady są proste. Pan ambasador okazał się chojny, iż chciał abyś i Ty się zgodziła dlatego masz podpisać ten list. Wiedz, że jeśli Ty tego nie zrobisz, to ja to zrobię za Ciebie!
- Witaj ojcze, Saro. Kłócicie się? - schodził zawsze ostatni. Ojciec nie spieszył się z wydawaniem syna za mąż, bo obawiał się odebrania ze swoich rąk władzy. Na razie miał być tylko sędzią.
- Tak, właśnie twój ojciec każe mi wyjść za mąż - wtracilam.
- Do jutra mam mieć to u siebie podpisane! - odsunął się z trzaskiem od stołu. Patrick jak zwykle się nie odezwał. Oddałam wiadomość robopsu, aby odniósł ją do pokoju i zaczęłam wybierać się do pracy.

Upalny dzień. Przechadzałam się uliczkami Time. Czułam się taka malutka pomiędzy wieżowcami. Tylko naokoło wyspy widać było naturę. Centrum to jeden wielki mur. Labirynt z którego ciężko się wydostać. Rzadko można tutaj znaleźć osobę pracującą fizycznie. Większość prac wykonują roboty. Człowiek jest zobowiązany jedynie do tego, aby wszystko szło po jego myśli. Jestem modelką, ale nie jakimś pustakiem. Wiele wiem o historii, innych państwach. Można powiedzieć, że jestem obyta w świecie. Rozmyślałam jakby to było być osobą niezależną tak jak w większości krajów, ale ja nigdy nie będę niezależna. Choćbym chciała się uwolnić od tego miejsca, mam wszczepiony czip w szyi, przy czym ojciec mnie wszędzie znajdzie, choćby w kosmosie.
- Jak łazisz? Chodzić cię nie nauczyli? - przy tym rozmyślaniu zapomniałam o świecie i szłam na oślep. Prawie zabiłam się na tym chuderlaku. Blady szatyn z brązowymi oczami.
- Wiesz do kogo się odzywasz? Sara Sprimgr. - nawet na mnie nie spojrzał. Nadęty burak. Co on sobie myśli? Za kogo się ma? Zero wychowania, manier... Widać nietutejszy i nie obchodzi mnie to w wielkim stopniu. Przeboleję w niewiedzy o tym beztalenciu...

Pełnią życiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz