Podeszłam do okna i odsunęłam firankę. Lało jak z cebra. Co jakiś czas błyskawice rozświetlały granatowe niebo, a drzewa tańczyły no wietrze. Żyć nie umierać.
Z rozpędem usiadłam na łóżku i wyciągnęłam telefon z kieszeni, szybko odblokowałam ekran i zaczęłam przeglądać Facebooka. Nie trwało to długo, burza nasilała się z minuty na minutę przez co mój urządzenie straciło zasięg. No pięknie! Cisnęłam nim w kąt, zawinęłam się szczelnie kocykiem w jednorożce i ruszyłam w poszukiwanie babci.
Od kąt tylko pamiętam dom babci mnie przerażał, zaczynając od portretów przy schodach, które wydawały się podążać wzrokiem za ludźmi a kończąc na skrzypiących podłogach, drzwiach, szafach... Właściwie tutaj wszystko skrzypiało, ale dzisiaj dom przechodził sam siebie.
Korytarz wydawał się nie mieć końca. Słabe światło żarówek przyprawiało mnie o dreszcze. Przyspieszyłam kroku, aby czym prędzej dotrzeć na parter.
Nagle zgasło światło. Serce podskoczyło mi do gardła, sprintem pokonałam resztę dystansu. Tylko nie patrz na te durne obrazy, tylko się na nie nie patrz! Przeszłam obok nich i jak najszybciej skierowałam się do salonu.
Kiedy tylko przekroczyłam jego próg ujrzałam babcie siedząca w fotelu przy świetle lampki naftowej, układającą tarota.
-Myślałam, że już nie zajmujesz się tarotem?-staruszka podniosła głową znad kart.
-Kto ci takich bzdur nagadał!- powiedziała lekko zirytowana- Niech zgadnę Aneta?- Nie odpowiedziałam, tylko siadłam na podłodze naprzeciwko babci.- Wiedziałam- uśmiechnęła się. Mama ostrzegałam mnie o tym, że babcia podobno widzi duchy, uważa miejscowego leśnika za wilkołaka a siebie samą za czarodziejkę. Dla mnie nie miało to najmniejszego znaczenia. Niech sobie babuszka robi co chcę. Mi się to nawet podoba. Mam małą odskocznie od tego nudnego życia w mieście, zwłaszcza jeśli za kare muszę siedzieć u niej całe wakacje i gdyby nie te komary i brak porządnego łącza internetowego była by to wręcz nagroda.
-Opowiadałam ci kiedyś historię o Rudym, który nawiedza mój dom?
-Nie?- odpowiedziałam niepewnie. Staruszka zebrała wszystkie karty ze stołu, przetasowała je i rozłożyła na nowo na stole.
-Wyciągnij kartę, tą która najbardziej ci się podoba.
-Co to ma wspólnego z opowieścią?- powiedziałam sięgając po jedną z kart, podniosłą ją ze stołu i podałam babci.
-Karta numer sześć, kochankowie- położyła ją na stole. Karta była już lekko podniszczona, tak samo jak reszta tali, jednak to nadawało im uroku, widniał na niej wizerunek kobiety i mężczyzny nad którymi latał Kupidyn. Całą scena dopełniona była kaligrafowaną, złotą liczbą sześć na samym dole.
-A opowieść babciu?- Staruszka spojrzała na mnie.
-Wiesz może co oznaczają kochankowie? Jest to bardzo pożądana karta podczas wróżenia. Mówi o tym, że dana osoba znajdzie niedługo swoją połówkę. Mieczysław Borucki bo tak nazywał się Rudy, przed wojną odziedziczył po swoim wuju ten dom, wraz z kilkoma tartakami w okolicy.
Jak nie patrzeć chłopina z zera stał się obiektem pożądania wszystkich nowobogackich dziewcząt z okolicy. Miał wiele propozycji od ojców, pragnących wydać swoje córki jak najlepiej za mąż. Nie przeszkadzał w tym nawet jego rudy kolor włosów.
Niedługo później poznał Zofie Bączek, którą ojciec- sołtys, przyobiecał miejscowemu leśnikowi. Los jednak chciał, że zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia. Zofia była już zaręczona gdy poznała Rudego, jednak postanowiła zerwać zaręczyny i już kilka miesięcy później młodzi pobrali się,