Okazja do realizacji przytrafia się szybciej niż mogłem się tego spodziewać. Kilka dni później, ojciec wyjeżdża na wykład (chlanie z byłymi studentami) do miasta obok, a ja mam cały wieczór, żeby podchodzić moją ofiarę.
Po "rodzinnym" obiedzie obijam się po kuchni, która ostatnio zastępuje miejsce wszelkich spotkań w tym domu, sprzątam to, co zostało na stole i zmywam naczynia. Jeannine odprowadziła ojca do samochodu i jako dobra pani domu, pomaga mi w tych porządkach.
Przez chwilę pracujemy w ciszy, ale po kilku minutach nie wytrzymuje i zagaduje:
- Twój tata to dobry człowiek.
Spoglądam na nią jak wyciera talerz z uporem maniaka się w niego wpatrując.
- Wiem.
Znowu cisza.
Wzdycham.
- Pewnie myślisz, że nie daję mu taryfy ulgowej.
- A dajesz? - Tym razem odkłada ręcznik i odwraca się do mnie.
- Umiemy się dogadać. Nie było łatwo, ale odkąd rodzina zmalała o trzydzieści procent, kontakt zdecydowanie nabrał jakości. Ostatnio mamy przejściowe problemy, ale to nic z czym nie można sobie poradzić. - Kończę zmywanie i też zwracam się w jej stronę. Zakładam ręce.
Jakiś błysk przemyka po jej twarzy, ale zanim zdążę zauważyć co to, wraca do wycierania i chowa naczynia do szafek.
- Mogę cię o coś zapytać?
Marszczy brwi.
- Jasne.
- Co cię przy nim tak trzyma?
Zatrzymuje się i zastanawia przez chwilę, po czym wzrusza ramionami i mówi:
- Umiemy się dogadać.
Powstrzymuję uśmiech pchający mi się na twarz po tym cwanym zagraniu.
- W zasadzie nie miałem okazji jeszcze bliżej cię poznać - rozkładam ramiona. Obrzucam ją spojrzeniem od góry do dołu i z powrotem. - Nie wiem z kim mieszkam.
Kładzie ręce na biodrach.
- No to zaraz zobaczysz.
Schodzimy do garażu, który, jak się okazuje, został tymczasowo zaadaptowany na niewielkie, proste studio. Zniknęła większość starych gratów, a pojawiły się nowe graty, pudła i narzędzia, których nigdy wcześniej nie widziałem. Wszędzie gdzie nie spojrzeć stoi coś, co na razie nie jest jeszcze niczym konkretnym, ale na pewno na takie aspiruje. Największą uwagę przykuwają jednak modernistyczne posągi ludzi w różnych pozycjach. I wymiarach jeden do jednego.
Mimo, że staram się trzymać emocje na wodzy, dzieła robią na mnie wrażenie i nie mogę stłumić głosu swojej artystycznej duszy. W całym tym chaosie panuje jakiś nieokreślony porządek i nie mogę zrobić nic innego jak tylko patrzeć i patrzeć.
- Witam w... twoim garażu - Jeannine szczerzy zęby. Potem zaczyna opowiadać o tym, co mam przed sobą i każdym mniejszym czy większym początku czegoś, który leży na wierzchu. Mimo, że nie wyzbyłem się jeszcze pierwotnych uprzedzeń i dalej średnio pasuje mi ten typ, z każdą minutą mam odrobinę więcej sympatii do tej dziwnej, dziwnej osoby. Może to kwestia tego, że nie da się zignorować błysku w oczach i zaangażowania z jakim opowiada o swojej największej pasji? Bo w takich momentach chyba jest coś magicznego, kiedy ludzie mówią o czymś, co płynie prosto z ich dzikiej duszy, czymś pierwotnym, czymś nieograniczonym. Prawdziwym.
To porusza.
Na jakiś czas zapominam więc o swojej misji i po prostu czerpię zupełnie nieoczekiwaną małą przyjemność z tego krótkiego momentu.***
Jeszcze więcej błędów...</3
CZYTASZ
Prawo dżungli
Short Story# inprogress Historia współczesna, o problemie w pewnej nie całkiem wyjątkowej rodzinie. Opowiadanie napisane na zaliczenie z przedmiotu "Wprowadzenie do choreografii". Gorąco pozdrawiam pana Julka :)