Just smile

384 32 9
                                    


Zawsze był w tym samym miejscu. Niezależnie od dnia czy pogody. W deszczowe dni jego ramiona zdobił płaszcz przeciwdeszczowy z kapturem, który ukrywał lekko przydługawe brązowe kosmyki. Nie zwracając uwagi na deszcz, chodził między ludźmi, posyłając im ciepłe uśmiechy. Bez powodu. Sam wiedział jak uśmiech, nawet od obcej osoby potrafił poprawić dzień, dać pozytywne nastawienie czy nawet zrobić pęknięcie na najbardziej zlodowaciałych sercach. Z początku wzbudzał zdziwienie, niesmak, zgorszenie. Bowiem nie każdy w swoim życiu spotkał kogoś takiego jak ten osobnik. Nie mieli wcześniej styczności z nikim podobnym, bo czy normalnym było obdarzanie każdego napotkanego człowieka uśmiechem, życzliwością, a nawet objęciem? Jednak z czasem, zaczęto się do niego przyzwyczajać, choć nieczęsto jego osoba padała ofiarą kpin, wyzwisk, a nawet niesmacznych żartów, które zgorszyłyby niejednego. Czy owy chłopak się tym przejmował? Nie. Za każdym razem, gdy spotykał się z takim zachowaniem, podchodził nieco bliżej i jakby na złość, uśmiechał się szerzej. Ognia nie zwalcza się ogniem, tylko wodą.

Był wytrwały w swoich przekonaniach. Rozumiał, że to, co robi może pomóc tak jak kiedyś pomogło jemu. Przypadkowa rozmowa, miły gest to coś, co budzi w człowieku nadzieje na coś lepszego. Obojętność - to jest prawdziwa zabójczyni. Nawet nienawiść nie rani tak bardzo, jak świadomość, że nie jest się jednostką znaczącą. Budzi to poczucie strachu, lęku, smutku. Nawet spoglądanie na odbicie w lustrze budzi pewną niechęć, aż wszystko staje się obce i nieswoje. Ma się ochotę zniknąć, ale jednocześnie świadomym się jest, że nawet potem nikt nie zwróci na to uwagi. Niestety z czasem, przestaje coraz bardziej zależeć.

Idąc przez cmentarz Alejką Samobójców, nachodzi pewna refleksja. Ile osób spośród leżących tutaj czuło się nieistotnych? Niechcianych, zaniedbanych, ignorowanych, choć wysyłali oni sygnały do społeczeństwa. Tak naprawdę może i nie chcieli się zabić. Zmusiła ich desperacja i znieczulica nawet bliskich im osób. Może jeden prosty, bezcenny uśmiech mógł wzbudzić w nich wątpliwości? Pozwolić zatrzymać się w miejscu, poprosić o minutę rozmowy? Zdecydowanie tak. I Jeon Jungkook wiedział o tym doskonale.

Właśnie to było jego silnikiem. Własne przeżycia pozwoliły mu zrozumieć, poszerzyć poglądy, a przede wszystkim - otworzyć oczy na drugą osobę. Nie zaniedbał postanowienia chociaż jednego dnia. Nie ważne ile zadań miał danego dnia. Robił wszystko, by choć przez godzinę, obdarować innych uśmiechem, a gdy zachodziła potrzeba, rozmową czy przyjaznym uściskiem.

- A do mnie się uśmiechniesz? - Usłyszał ciepły głos tuż za sobą.

Obrócił się w jego kierunku, dostrzegając przed sobą nieco niższego chłopaka, który delikatnie unosił swoje kąciki ust w górę. Wyglądał jak anioł i właśnie nim był dla niego.

- Zawsze - odpowiedział i objął go swoimi ramionami, zamykając w ciasnym uścisku. Uwielbiał to uczucie posiadania sensu swojego życia tak blisko siebie.

Niższy chłopak zaśmiał się dźwięcznie i przechylił lekko głowę w bok.

- Muszę iść do biblioteki, a potem pomóc mamie w sklepie. - Westchnął ciężko. - Wieczór mam wolny. Będziesz tutaj?

- Nigdzie się nie wybieram. - Odsunął od siebie dosyć niechętnie chłopaka.

Jeon delikatnie pogłaskał policzek blondyna, z czułością przesuwając po nim palcami, by kilka chwil później, odgarnąć kosmyki z czoła. Brunet posłał mu uśmiech zarezerwowany tylko dla jego aniołka, składając motyli pocałunek na jego czole. Młodszy na taki gest cicho zamruczał. Chętnie, by z nim został, ale znał swoje obowiązki. Pomachał mu na pożegnanie, zmierzając szybkim krokiem do jednego z wielu budynków.

just smileOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz