Do Finlandii przybywam z wielkim opóźnieniem. O ile samolot wyrobił się w czasie, tak dojazd do Kuusamo słynnego z ciężkich warunków stanowi problem. Melduję się dwie godziny później, niż powinnam i idę do przyznanego mi pokoju. Okazuje się, że moimi sąsiadami są Niemcy, wylęgający się z pokoi, zapewne szykujący się na rozgrzewkę i treningi. Witają się ze mną pierwsi, co jest bardzo miłe. Freitag niecierpliwie pogania resztę, by się nie spóźnić, ale wszyscy czekają za Geigerem, który nie może znaleźć rękawic. Duet Andreasów rozmawia w swoim ojczystym języku o temperaturze w Finlandii i przypominają sobie, że kilometr od skoczni znajduje się popularny bar z najbardziej rozgrzewającymi zimowymi napojami i chcą koniecznie go odwiedzić jeszcze dziś. Wtrącam się do konwersacji, również po niemiecku, i pytam, czy mają na myśli alkohol. Oni śmieją się, ale odpowiadają, że nie tym razem, bo po ostatnim incydencie mają Niemców na oku jeszcze bardziej.
Wtem przypominam sobie, co mają na myśli i wzrokiem lustruję Stephana, stojącego z tyłu i rozmawiającego przez telefon. Narzeka komuś, że nie poszło mu w Wiśle tak, jak powinno. Lepiej nie będę mówić o tym Norwegom, bo tym razem to oni doniosą o kolejnym spisku. Staram się go unikać, co jest raczej łatwym zadaniem, ponieważ Leyhe nie jest zbyt towarzyski i pewnie już nie pamięta mojego imienia, choć witaliśmy się chwilę wcześniej.
- Uczyłaś się niemieckiego? Masz bardzo dobry akcent, a wyglądasz mi na Norweżkę - chwali mnie Wank.
- Na własną rękę, jestem pół Szwedką, pół Norweżką - oznajmiam krótko. - Języki obce to dobra sprawa, przynajmniej mogę podsłuchać, o czym rozmawiacie i co planujecie.
- Chodźcie już - syczy przez zęby Stephan, co lekko mnie przeraziło. Nie wygląda na miłego, to wiem na pewno. - On nigdy nie znajdzie tych pieprzonych rękawiczek.
Żegnam się z Andreasami, by już nie podsycać niepotrzebnie irytacji ich nerwowego kompana. Posyłają mi przepraszające spojrzenia i oznajmiają, bym wpadła do baru, o którym była mowa wcześniej. Obiecuję im, że zjawię się na pewno i chowam się za swoimi drzwiami.
Patrzę pod nogi, gdy ściągam buty i zauważam zgiętą w połowie kartkę papieru. Zdziwiona chwytam ją i wiem, że to znów nieznajomy musiał wsunąć mi ją przez szparę pod drzwiami. Tylko skąd wiedział, który pokój będę zajmować? Powinnam się z kimś zaprzyjaźnić, by móc dzielić z nią pokój, może wtedy przestanę otrzymywać anonimowe wiadomości.
Nie skorzystałaś z zaproszenia na after w Wiśle, a szkoda, bo potrzebuję, by ptaszek znów zaćwierkał. Tym razem to kolega Fettner nie był grzeczny. Nieładnie tak wychodzić, nie płacąc, prawda, Josefine? Tania i Natasza będą twoim źródłem. Szukaj następnego przystanku.
Czytam to trzy razy. Po pierwsze, chcę mieć pewność, czy Austriak faktycznie tak postępuje, zanim miałabym zmieszać go z błotem. Po drugie, nie mam powodu, by to robić. Przecież nie mam za to niczego w zamian. Kolejną kwestią jest znaczenie słów: następny przystanek. O co tu chodzi? Gdzie jest ten przystanek? Tu nawet nie jeżdżą autobusy, więc przystanki są zbędne do życia mieszkańców Kuusamo.
Nie muszę się jednak tym zastanawiać, bo nie zamierzam oczerniać nikogo. Jedynie postanawiam, że z ciekawości w ten weekend przyjrzę się Manuelowi, może zagości w barze, do którego zaprosili mnie niemieccy skoczkowie.
W piątek nie zauważam niczego nadzwyczajnego. Austriacy są w dobrych relacjach z Niemcami, więc siedzieli w jednym miejscu w barze. Już na starcie wybierają dla mnie trzy napoje, jak twierdzi Wank: konieczne do spróbowania w pierwszej kolejności. Już po skosztowaniu pierwszego, czuję przyjemne ciepło, jakie ogarnia moje ciało. Zrzucam nawet z siebie gruby sweter i zostaję w cienkim golfie. I takim sposobem piątek kojarzy mi się z przyjemnymi oparami cynamonu, słodkich gruszek i przypraw.
Sobotnia drużynówka kończy się zgodne z planem i bez problemów z wiatrem. Na podium wchodzą Austriacy, Polacy i ku zdziwieniu wszystkich, po ostatnim skoku należącym do Petera Prevca, któremu zwykle Finlandia nie leży, Słoweńcy wygrywają z minimalną przewagą z Norwegami bitwę o trzecie miejsce. Konferencję prasową mogę uznać do udanych, ponieważ nie ma zbyt dużo dziennikarzy, większość sali zajmują fotografowie. Zadaję kilka pytań, na które otrzymuję obszerne odpowiedzi. Później jeszcze Austriacy oferują mi specjalny stek nowostek do artykułu. Dostaję bardzo dobry materiał od Gregora Schlierenzauera, z którego właściwie daje mi się wysączyć tyle, że starcza na osobny wpis o wracaniu na szczyt, walczeniu o marzenia i pokonywaniu wszystkich słabości oraz lęków.
Tego dnia praca zajmuje mi bardzo dużo czasu, a chcę zrobić to szybko, by mieć cały wieczór wolny. Udaję się znów do baru, gdzie tym razem Austriacy sami świętują wygraną przy kubku bezalkoholowego, jak mniemam, grzańca. Gratuluję im i daję spokój, jedynie obserwuję, czy nie mają zamiaru opuścić lokalu szybciej. Sama zamawiam czekoladę z bitą śmietaną. Widzę jak Fettner sam podaje pieniądze barmance, która nie chce przyjąć napiwku, ale ten ją przekonuje, że nie ma problemu. To zdecydowanie bzdury, nie myślę nawet o upokarzaniu Austriaka. Jest czysty jak łza.
Niedziela mija bardzo dobrze. Konkurs indywidualny przynosi bardzo dużo emocji, wyniki z pierwszej serii w ogóle nie przekładają się na klasyfikację końcową zawodów. Zaskakująco zmieniają się losy niektórych skoczków. W pierwszej dziesiątce można znaleźć nawet dwóch Finów i Japończyka i Rosjanina. Najlepszy okazuje się Kraft, drugie miejsce należy do Wellingera, co powoli przypomina Mistrzostwa Świata z ubiegłego roku. Na trzecim miejscu zasłużenie stoi Domen Prevc, krzywiąc się nieco do kamery, kiedy zauważa dziwne wieńce zamiast kwiatów, odzwierciedlające tajgę. Zastanawiam się, czy on czasem nie robi specjalnie takich min, by otrzymać kryształową kulę za mem sezonu, gdyby taka istniała.
Chcę znaleźć Daniela, by pogratulować mu czwartego miejsca i życzyć następnym razem podium, ale gdzieś szybko zniknął, jak cała reszta Norwegów. Dostrzegam jedynie Forfanga, który stoi z wyciągniętym telefonem i pozuje do zdjęcia, które najprawdopodobniej wstawi na swojego pseudoartystycznego instagrama bądź wyśle Celinie. Trudno, spotkamy się za tydzień i pewnie wtedy znajdziemy czas, by porozmawiać.
Po konkursie indywidualnym wybieram się w towarzystwie Wanka do baru, gdzie przy jego żartach wypijam całą owocową herbatę i zabieram się za gorąco polecany serniczek, którego on nie może tknąć, gdyż trener zarzucił mu rano zbyt duży przyrost wagi. Zjadam go ze smakiem, zupełnie zapominając o Manuelu i obserwowaniu go. Właściwie to ufam własnemu przeczuciu i dobrej opinii wyrobionej po dwóch dniach podglądania.
Zauważam samotnie siedzącego Domena z głową zwieszoną nad podręcznikiem. Siadam naprzeciwko chłopaka; chyba mnie kojarzy.
- Czego tam się uczysz, młody?- zagaduję, a on przysuwa mi swoją książkę, sam kończąc w tym czasie notatki w zeszycie. Zauważam znajomy alfabet. Cyrylica.
- Nadrabiam zaległości z rosyjskiego, bo jak wrócę muszę zdać trzy zaległe testy - wzdycha ciężko i szeleści kartkami, kiedy wertuje podręcznik w poszukiwaniu kolejnych zagadnień.
- Jak ci idzie? - pytam, ale on posyła mi spojrzenie "a jak myślisz, skoro siedzę tu kolejną godzinę". - Mogę ci pomóc, dużo masz tego?
- Z przyjemnością, może wyedukujesz mnie, bym w tym roku powiedział więcej niż dziękuję, dzień dobry i gdzie jest stołówka - marszczę brwi i opieram podbródek na dłoni. - No hej, następny przystanek to Rosja, nie pamiętasz?
I nagle coś mi świta. Powraca jakoś z podwójnym uderzeniem, powodując wielkie oświecenie umysłu.
Szukaj następnego przystanku.
Wiadomość czeka w Rosji. Przenieśmy się więc na wschód, gdzie wszystko może się wydarzyć zgodnie z pewnym powiedzeniem.
HALO W ROSJI SIĘ ZADZIEJE DUUUŻO B)) OBIECUJE
CZYTASZ
melodrama. tande
FanfictionNowy sezon obfituje w nowe doświadczenia w świecie skoków. Co się stanie, jeśli plotki poplątają się z prawdziwymi oszustwami i wszystko będzie ujawniane na bieżąco? Jak bardzo zmieni się rywalizacja w walce o przetrwanie z czystym kontem i niezrujn...