Rozdział I

34 5 6
                                    

   Z każdym mijanym drzewem robiło się coraz ciemniej. Z każdym krokiem ciężej się szło. Ale to nie miało znaczenia, bo teraz król mógł wszystko. Jedyne co stracił, to wspaniałe królestwo, władza i potęga. Właściwie jakby się zastanowić, to całkiem sporo. Ale kiedyś odzyska przynajmniej część tych skarbów. Ale to nie tak, że po śmierci się tylko traci.
   Król był silny, młody i oczywiście nieśmiertelny, choć o urodzie nie można było mówić... W końcu szczytem piękna na pewno nie jest szara skóra, pokryta kolcami, setki blizn i czaszka konia z rogami zamiast głowy. Lecz to nie wygląd jest najważniejszy w dążeniu do władzy, lecz siła, a tej z pewnością miał pod dostatkiem.
   Zatrzymał się na polanie. Od razu spojrzał w górę. Spodziewał się ujrzeć niebo, ale ujrzał tylko splątane korony drzew, które zupełnie blokowały dopływ światła. Usiadł na ziemi i oparł głowę o rękę. Nie wiedział, dlaczego obudził się w tym lesie, ale doskonale pamiętał moment swojej śmierci. A poza tym miał ciało młodzieńca, więc nie mógł być już tym samym mądrym, choć starym królem, który ledwo wstawał z łóżka. Wiedział, że z tym ciałem może osiągnąć wszystko, podbić świat. Uśmiechnął się krzywo. Więc to dzieje się z ludźmi po śmierci...
   Wtedy między drzewami błysnęło coś fioletowego. Król poderwał się z ziemi. Nie wiedział, co to za miejsce. Wolał uważać. Spośród pni wyłoniła się kobieta.
   Bardzo dziwna kobieta. Z fioletową skórą i raną na szyi. Zamiast głowy, tak, jak on, miała czaszkę konia. Na biodrach miała spódnicę ze skóry, ale poza tym nie miała żadnego ubrania. W ręku trzymała dzidę zrobioną z kija i kości.
— Czego szukasz w moim lesie? Kim jesteś? — Słowa, które płynęły z jej ust brzmiały złowrogo, choć głos kobiety był delikatny, jak aksamit.
— Twoim lesie? Wszystkie te lasy należą do mnie. — Mężczyzna był lekko zdezorientowany, ale nie zamierzał pozwolić, by ktoś tak się do niego odzywał. Może był martwy, ale wciąż był królem.
— Nie odpowiedziałeś na moje pytanie, kotku.
— Jak śmiesz się tak do mnie odzywać! Wiesz kim ja jestem?
— Nie wiem, skarbie. Dlatego spytałam. — Kobieta uśmiechnęła się lekko. Wyglądało to dość zabawnie, biorąc pod uwagę fakt, że za głowę służyła jej czaszka konia. Wsparła się na dzidzie.
— Jestem twoim królem! — To stwierdzenie bardzo rozbawiło nieznajomą. Śmiała się głośno i w ogóle nie kobieco. Mężczyzna poczuł się zdezorientowany, ale od razu poczuł oburzenie.
— Królem? — Ledwo wypowiedziała to jedno słowo, bo wciąż się śmiała. — Kochanie, my tu nie mamy króla, a ty jesteś nikim. Po śmierci te zasady nie obowiązują. — Mężczyzna kilka razy otworzył i zamknął usta, nie mogąc wydusić z siebie nawet słowa. Nikim, pomyślał, nikim. Po chwili kobieta znów zaczęła się śmiać. — Zatkało cię, słoneczko? Nie ciekawi cię, kim ja jestem?
— Tak... — wydusił nikt.
— Witaj, jestem Żywia. — Uśmiechnęła się niewinnie. W tym momencie mężczyźnie zmiękły nogi. Upadł na kolana.
— Wybacz mi, pani, nie wiedziałem. — Kobieta dotknęła ręką jego głowy.
— Nie martw się, skarbie. Wybaczę ci twoją początkową bezczelność. Nawet pomogę ci się odnaleźć. — Odwróciła się i ruszyła w stronę drzew. Mężczyzna nie wiedział co ze sobą zrobić. — Chyba, że wolisz tu zostać. — Król wstał na drżących nogach i podreptał za boginią.
   Szli długo, a na końcu tej wędrówki czekało na nich coś, czego przestraszony król się nie spodziewał. Był to widok tak wspaniały, że zapierał dech w piersiach. Niewielu mogłoby pochwalić się odwiedzeniem się tak cudownego miejsca. Mężczyzna westchnął i przyjrzał się dolinie. Była zalana słońcem i pełna różnobarwnych kwiatów. Panował tam gwar i radość. Więc tak wyglądają zaświaty, pomyślał, ale najpierw trzeba je znaleźć, dodał kwaśno.
— Witaj w domu, Leszy. — Odezwała się kobieta, o której istnieniu król zupełnie zapomniał. Teraz zaczął rozglądać się w poszukiwaniu tajemniczego Leszego.
— Kto? — spytał w końcu.
— Leszy. To twoje nowe imię. Pasuje ci, złotko.  — Uśmiech rozlał się po całej jej twarzy. Mężczyzna dopiero teraz uświadomił sobie, że są w górach. W jego królestwie takowych nie było. Więc gdzie byli?
— Jesteśmy w niebie? — wypalił. Żywia zaśmiała się.
— Oczywiście, że nie, słoneczko. Jesteśmy na Ziemi.
— Ach... Tak... — zamilkł na chwilę. W uszach zabrzmiał im przyjemny śpiew ptaków. Trwało to kilka minut. — Ale gdzie? — Leszy sam był zaskoczony swoją wątpliwą pewnością siebie. Wątpliwą, ale jakaś była, natomiast on sam nie spodziewał się nawet takiej. Bogini uśmiechnęła się.
— I tak byś nie zrozumiał, kotku. Ludzie nie wiedzą o tym miejscu.
— A... — Nie była to zbyt ambitna odpowiedź, ale jedyna na jaką stać było Leszego w tym momencie. W ogóle nie zachowywał się jak król. Było mu wstyd przed samym sobą oraz przed boginią.
   Bał się tego, co wydarzy się kolejnego dnia. Bał się tego, kim się staje i kogo pozna... Nie wiedział nic o tym świecie, mimo, że był to ten sam świat, w którym przeżył całe swoje życie. Do ust pchało mu się miliony pytań, ale szacunek do bogini nie pozwalał mu ich zadać. Przynajmniej tak sobie mówił. Tak naprawdę był po prostu nieśmiały. Choć to brzmi tak niezwykle, kiedy spojrzy się na ciało mężczyzny oraz jego przeszłość.

______________________________________

Specjalnie dla Lisiasta_Natalia

Nowa historia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz