Leżała spokojnie, zupełnie naga.
Miała zamknięte oczy, a na czoło luźno opadło kilka kosmyków jej włosów - normalnie miały bardzo ciepły odcień, jednak ponieważ jedynym światłem, jakie wtedy na nią padało, było światło księżyca, zdawały się być ciemne i zimne.
Spojrzał na nią od góry do dołu.
Na drobne stopy, delikatnie wystające kostki, posiniaczone kolana.
Na jej brzuch, szyję i ręce - jedna z nich luźno zwisała w dół, druga zaś spoczęła na piersi.
Miała w sobie coś niewinnego.
Była taka... Krucha.
Zdawało mu się, że wystarczy jeden ruch, a zniszczy całą chwilę. Jakby była sarną która ucieka widząc człowieka w pobliżu.
Wiedział jednak, że to niemożliwe.
Dziewczyna była bowiem nie tylko piękna.
Była też martwa.