Był poniedziałek, niezwykle upalny dzień maja. Weszłam do szkoły ze spuszczoną głową. Wiadomo, poniedziałek, chyba nikt nie lubi tego dnia. Na dodatek byłam spóźniona. Po raz kolejny czułam, że nie będzie to udany dzień. Nagle na korytarzu dostrzegłam drzwi. Nigdy wcześniej ich nie widziałam. Numer 333. Zdziwiło mnie to, gdyż w mojej szkole nie ma sali o takim numerze. Uchyliłam drzwi bardzo zaciekawiona i wtedy ujrzałam chłopca. Siedział na krześle, które było jedynym przedmiotem w tej sali. Podeszłam do niego powoli. Siedział nieruchomo, patrząc się w okno, które było naprzeciwko jego. Jego twarz była niewzruszona. Ubrany był w białą koszulę, eleganckie, czarne spodnie i czerwony krawat. Jego brązowe, krótkie włosy były porządnie uczesane. Nachyliłam się nad nim i zapytałam co tutaj robi i jak się nazywa. Ten dalej milczał. Nawet na chwilę nie odrywał wzroku od szyby. Byłam lekko przestraszona i nie wiedziałam co robić. Kiedy dzwonek na drugą lekcje zabrzęczał w moich uszach, skoczyłam susa z zaskoczenia. Wyszłam powoli z sali, nie spuszczając go z oczu. Pomału zamknęłam drzwi i oddaliłam się na lekcje języka polskiego.
Na lekcji nie mogłam się skupić. Całą godzinę myślałam o konkretnie o przedziwnym chłopcu i tajemniczej sali. Być może szukałam dziury w całym, ale nie mogłam przestać o tym myśleć. Z tego bujania w obłokach wyrwała mnie pani, wstawiając mi jedynkę za pracę na lekcji.
Kiedy wróciłam do domu, nikogo nie było w domu. W kuchni zastałam jedynie jeszcze ciepły obiad, leżący na stole. Obok talerza zauważyłam kartkę o treści:
Kochana córeczko. Wyjechaliśmy na trzy dni.
Lodówka jest pełna, a na stole w salonie leży 100 złotych,
w razie jakby ci czegoś zabrakło.
Całusy ~ Mama i Tata
Wydawało mi się to co najmniej dziwne. Dałabym głowę, że moi rodzice nie zostawili by mnie tak po prostu bez słowa wyjaśnienia. To był węzeł grodyjski. Kiedy zjadłam posiłek, poszłam do swojego pokoju i położyłam się. Włączyłam muzykę na słuchawkach i żeby nie łamać sobie głowy dzisiejszymi zdarzeniami, zaczęłam czytać. Po niedługim czasie na dworze zaczęło się chmurzyć. Wkrótce niebo było całkowicie przysłonięte czarnymi chmurami. Była godzina 21. Na dworze szalała już burza. Prąd oczywiście wysiadł. Byłam sama w dużym domu, a moim jedynym źródłem światła były pioruny, jaśniejące co jakiś czas na zewnątrz. Telefon rozładował się od słuchania muzyki, więc nie miałam nawet latarki. Kiedy mój pokój rozjaśniał na kilka sekund od błyskawicy, ujrzałam na podłodze niedużą, białą, lekko poszarpaną i zmiętą karteczkę z krwistym napisem "HELP ME". Wystraszyłam się. Podeszłam do okna z myślą, że może jakimś cudem ktoś mi ją podrzucił. Kiedy już dotykałam parapetu i zaglądałam przez szybę na zewnątrz, zaświecił piorun i przed moją twarzą ukazała się postać dziecka z sali 333. W tamtym momencie obudziłam się w moim pokoju, zalana potem. Zastanawiałam się czy tracę głowę. Postanowiłam, że pójdę się umyć. Kiedy skończyłam brać prysznic i wyszłam z kabiny, zauważyłam, że mój szlafrok zniknął, a drzwi były lekko uchylone. Przestraszyłam się, że ktoś jest w domu. Zarzuciłam coś na siebie i pobiegłam do drzwi wejściowych. Sprawdziłam czy są zamknięte - zatrzaśnięte. Wzięłam do ręki młotek, który był w schowku i przeszukałam dokładnie dom. Kiedy upewniłam się, że w mieszkaniu nikogo obcego nie ma, udałam się do pokoju. Weszłam do niego i zobaczyłam jak zasłony smagane są przez wiatr i deszcz, wydobywający się zza otwartego okna. Zamknęłam je szybko. Nie wiedzieć czemu wszystko wydawało mi się być ze sobą połączone. Zastanawiałam się czy nie otworzyłam puszki pandory, wchodząc do tamtej sali.
W nocy nie mogłam spać. Całą noc wszystkie dźwięki brzmiały, jak ktoś obcy, który jest w domu. Moje mieszkanie stało się mieczem Damoklesa. Ta sytuacja zaczynała być dla mnie solą w oku. Wstałam zmęczona już tym i ponownie postanowiłam sprawdzić, czy nie ma nikogo w domu. Kiedy spokojnie wyszłam z pokoju, drzwi momentalnie się za mną zatrzasnęły. Poczułam chłód, spowijający moją twarz. Podbiegłam do włącznika i światło rozświetliło korytarz. Poszłam do kuchni. Jedzenie było wysypane z lodówki. W salonie zaś zobaczyłam tego samego chłopca co w szkole, tyle że zakrwawionego i patrzącego wzrokiem zabójcy prosto na mnie. Stałam sparaliżowana strachem. Chłopiec rzucił się na mnie i zbliżał nóż prosto do mojej szyi. Byłam między Sycylią a Charybdą. Kiedy odległość ostrego narzędzia od mojej szyi wynosiła około centymetr, usłyszałam donośny dźwięk, a dokładnie dzwonek. W tamtym momencie obudziłam się. Leżałam na ławce. Przed moimi oczami była klasa, pakująca książki i wychodząca na przerwę oraz pani od języka polskiego. Zabrałam swoje rzeczy i pobiegłam na drugie piętro. Podeszłam w miejsce, gdzie widziałam we śnie "przeklętą" salę. Podeszłam i przyjrzałam się tabliczce, na której widniał stary, ledwo widoczny napis "Sala 333". Miałam duszę na ramieniu. Pociągnęłam za klamkę, ale drzwi ani drgnęły.