Cytadela

24 0 1
                                    


Słońce wschodziło leniwie nad portem Starego Miasta, budząc powoli uliczny gwar. Młode i stare kucyki rozchodziły się z domów do swych codziennych zajęć - na stragany, do warsztatów i na schody septu. Bladozłote promienie zalewały coraz więcej dachów, tworząc świetlistą falę odbijającą się od białych ścian, wznoszących się nad zakurzonym brukiem ciasnych uliczek. Dochodzący z nielicznych drzew ptasi śpiew w swoisty sposób wyrażał radość z budzącego się dnia. Mieszkańcy nie mieli pojęcia, jak krucha i nietrwała jest ich codzienność.
Komnata z wolna wypełniała się światłem poranka. Szkarłatne obicia hebanowych mebli zyskiwały połysk, tak jakby złociste promienie odczyniały ciążącą na pokoju klątwę ciemności. Zamknięte w szczerozłotej klatce ogniste kanarki rozśpiewały się na dobre, rozsypując iskry poza kraty i wypalając miniaturowe dziury w przetykanym rubinami lyseńskim dywanie. Z lekkiej, jedwabnej pościeli wygrzebało się smukłe, pokryte lśniącymi, bordowymi łuskami ciało młodej smoczycy.
Hearenys z Valyrii miała za sobą długą i nużącą podróż morską z Volantis.
Valyrianka przeciągnęła się leniwie i stanęła przy oknie, rozkładając połączone cienką błoną skrzydła, by skorzystać ze słonecznego ciepła.
- Jednak nic nie może się równać z majestatem Valyrii - powiedziała do siebie, patrząc z politowaniem na westeroskie miasto.
Fekalia wylewane na bruk, bawiące się w rynsztokach sieroty czy kalecy żebracy były czymś niespotykanym w valyriańskich miastach, słynących z dobrobytu i porządku, zaprowadzanego niejednokrotnie za pomocą brutalnych środków.
Hearenys odwróciła się od okna ze wstrętem i sięgnęła po leżący na wykonanym z czarnego drewna stole lniany woreczek. Po chwili zaciągała się już dymem z suszonej smoczej trawy. Z każdym wdechem zachodni świat stawał się mniej obrzydliwy.
- Smoki zaprowadzą tu porządek - zapewniła samą siebie po valyriańsku, gdy służąca wniosła tacę ze śniadaniem i misą świeżej wody. Kucyk najwyraźniej uznał to za podziękowanie, gdyż skłonił się nisko i szybko wyszedł. Smoczyca skwitowała jego zachowanie prychnięciem. Maesterzy kazali przygotować dla niej krwiste mięso na srebrnym półmisku. Zastanawiała się przez chwilę, czy nie podano jej jakiegoś kucyka, którego minęła po drodze do Cytadeli, po czym zionęła na swoje śniadanie ogniem i zaczęła je powoli jeść. Kanarki zakwiliły żałośnie, rzuciła im więc po kawałku pieczystego, po czym obmyła się w zimnej wodzie, założyła tradycyjną valyriańską biżuterię i zeszła ze szczytu jednej z wielu wież Cytadeli na obiecane jej spotkanie z radą maesterów.
Wzbudzała poruszenie w mijanych jednorożcach. Mimo, że gardziła ich gatunkiem i cywilizacją, ich podziw łaskotał jej wysokie poczucie własnej wartości oraz świadomość wyjątkowości i siły. Kręte schody Cytadeli nie pozwalały jej choćby na rozwinięcie skrzydeł, męczyła się więc w ciasnych, niskich korytarzach, narzekając na ich długość i zawiłość.
- Lady Hearenys!
Odwróciła głowę na dźwięk swojego imienia. Zawołał ją pomarszczony, cherlawy, ledwie trzymający się na nogach brodaty jednorożec z ogromnym łańcuchem owiniętym wokół szyi. Hearenys wzięła łańcuch za symbol niewoli i poczuła się urażona, że wysyła się po nią narzędzie. Widząc jej pogardliwą minę, kucyk przedstawił się pospiesznie.
- Moja pani, jestem arcymaester Uqwei. Zechciej podążyć za mną do sali obrad.
Smoczyca uśmiechnęła się przepraszająco i ruszyła za starcem kolejnym wąskim i krętym korytarzem.

Sala obrad nie tylko nie zrobiła na niej wrażenia, ale wręcz ją rozczarowała. Była to bowiem komnata niewiele większa od sypialni, którą jej przydzielono, a jej jedyne wyposażenie stanowiły ustawione w krąg ławy. W sali panował półmrok, ponieważ umieszczone pod samym sufitem maleńkie okienka znajdowały się tylko po stronie północnej, zaś ustawione na drewnianych ławach świece pozostawały zgaszone. Kruszące się cegły patrzyły na nią z surowych, niepokrytych tynkiem ścian, tworząc nieprzyjemną i wrogą atmosferę. Hearenys uznała jednak, że najwyraźniej tutejsze zwyczaje nie pozwalają mędrcom nurzać się w bogactwie, co z kolei wywołało w niej pozytywne uczucia.
Czekało na nią około tuzina jednorożców podobnych do tego, za którym tu przyszła. Wszystkie były stare, chude i miały ogromne łańcuchy na szyjach - teraz zauważyła, że każde ogniwo wykonane było z innego metalu. Na niektórych łańcuchach dostrzegła nawet valyriańską stal. Mniejsza część kucyków nie miała brody - Hearenys zgadywała, że były to klacze. Cisza panująca w pomieszczeniu przerywana była jedynie chrząkaniem któregoś z kucyków. Smoczyca zaczynała tracić cierpliwość do tej zgrai staruszków.
- Witamy - odezwał się zaskakująco silnym głosem najmarniej wyglądający kuc, a co bardziej zaskakujące, powitał ją w jej ojczystym języku. - Witamy w Westeros, szlachetna Hearenys, ambasadorko Volantis.
Hearenys przyjrzała się jednorożcowi. Zauważyła na jego boku dziwne znamię - w kształcie kałamarza i kruka. Każdy z jednorożców miał coś na boku - liczydło, księgę, pióro, astrolabium, cyrkiel... Niewolnicy w Valyrii nie mieli niczego takiego.
- Dziękuję za miłe powitanie i gościnę - odpowiedziała płynnym westeroskim. - Wasz kraj mnie wielce zadziwia.
Maester uśmiechnął się szeroko.
- Nie wiedziałem, że w Volantis uczą westeroskiego.
- Jeśli ma się dość chęci i środków - odpowiedziała po valyriańsku. Jednorożec zaczynał ją denerwować. Czyżby nie widział, do kogo się zwraca? I dlaczego spotykają się z nią w ciemnej komnacie, przypominającej raczej loch, niż skupisko nauki i kultury całego kraju? Miała ochotę rozwinąć skrzydła i odlecieć, lecz była prawie pewna, że nie przecisnęłaby się przez niewielki, parodiujący okno otwór. Powstrzymała więc odruch ucieczki, mając na względzie swoją dumę i honor. Nie chciała przecież, by jej imię kojarzyło się z tchórzostwem lub nietaktem. Była arystokratką, zajmowała wysokie stanowisko na dworze władcy Valyrii i nie mogła pozwolić sobie na podobne ekscesy. Powiodła wzrokiem po zgromadzonych kucykach - każdy z nich coś notował, utrzymując pióro i zwój w magicznej aurze, wytworzonej za pomocą rogu. To akurat był znajomy widok. Hearenys jako pisklę miała za opiekuna kucyka-jednorożca, który potrafił wyczarować swoim rogiem wiele ciekawych dla dziecka kształtów, sztuczek i zabawek.
- Jednak język to nie wszystko - kontynuowała smoczyca. - Pragnę poznać kulturę i zwyczaje Zachodu oraz podzielić się wiedzą o starożytnym, potężnym imperium Valyrii. Mam nadzieję na długi i interesujący pobyt na tym dziwnym lądzie, oraz na poznanie waszego codziennego życia i zwyczajów... Być może uda mi się także znaleźć kucyka godnego zwiedzenia mojej ojczyzny... z gwarancją powrotu do domu - dodała po chwili, mrużąc oczy i uśmiechając się zadziornie. Cisza, jaka nastała po jej słowach potwierdziła jej domysły, że każdy z tych kucyków oddałby wszystko, żeby zobaczyć Valyrię na własne oczy i móc to opisać. Wiedziała, że teraz maesterzy będą walczyć o jej względy, byle tylko zyskać w jej oczach i dostać tę niepowtarzalną szansę. "Głupcy", pomyślała.
- Życie tutaj chyba nie różni się zbytnio od życia gdziekolwiek indziej - odpowiedział jej ten sam starzec. - Żywimy jednak nadzieję, iż wizyta w Westeros pozostanie w twojej pamięci jako jedno z lepszych wspomnień.
Nagle tuż obok nosa Hearenys śmignął jakiś przyrząd do mierzenia. Smoczyca obejrzała się wokół siebie i dostrzegła kilkanaście podobnych urządzeń lewitujących naokoło niej w błyszczących aurach. Warknęła ostrzegawczo, co najwyraźniej usłyszał rozmawiający z nią maester, ponieważ na jedno stuknięcie jego kopyta wszystkie przedmioty zniknęły. Valyrianka nie kryła swojego oburzenia.
- Proszę, wybacz nam, szlachetna Hearenys - powiedział poważnie. - Pierwszy raz widzimy w Westeros smoka.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Oct 08, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Valyrian WarWhere stories live. Discover now