hurt (one shot)

737 114 12
                                    

Zmęczenie ukazuję się na wiele sposobów. Jedni są źli i nawet najmniejszy problem potrafi ich przerosnąć, drudzy weseli, za zmęczonym uśmiechem pojawia się ten ciepły, innym znowu w żyłach buzuje adrenalina, mają ochotę na coś czego w każdym innym momencie by nie zrobili, ale dla większości osób na naszej planecie zmęczenie wygląda tak samo.
Mark Lee nie był wyjątkiem.

Trzy debiuty, cztery comebacki, multum gal, festiwali, spotkań z fanami, nagrywań, zdjęć, wywiadów, audycji. I chociaż Mark uwielbiał swoją pracę, w pewnym momencie tego rollercoaster'u jego ciało powiedziało "DOSYĆ!"
Ale Mark jak zawsze go nie posłuchał.

Taeyong po zobaczeniu grafiku na najbliższy sierpień, przerażony odrazu zadzwonił do menadżera. Krążył po salonie w dormie unitu 127, nieraz pozwalając sobie podnieść głos, czego potem będzie żałował. Telefon mocno trzymał w prawej dłoni, w lewej ściskając kartkę z grafikiem, niemal ją gniotąc z złości. 

- Hyung, oni w końcu nie dadzą rady.- syczał- Odwołajmy chociaż festiwale! Rozumiem to, ale to za dużo jak na jeden miesiąc!- lider przelotnie spojrzał na maknae unitu. Jego wzrok posyłał błyskawice. Dlatego też w salonie zostali tylko Mark, Haechan i Taeil gotów powstrzymać wzburzonego Taeyonga. - On by nie zadzwonił, a ja nie dam nimi pomiatać, to jeszcze dzieci!
Mark nie mógł tego słuchać. Nie chciał. Czuł się winny, winny tego że jest tylko człowiekiem. Wstał więc z kanapy i nie patrząc na nikogo wyszedł z mieszkania na ciemny korytarz bloku w którym mieszkali. Potrzebował chwili spokoju, samotności, chciał pomyśleć. Przysiadł więc na zimnych schodach, opierając swoją świeżo zafarbowaną ciemną czuprynę o gładką ścianę. Wrócili dopiero co z Japonii, cali uradowani że SMTOWN wyszło tak dobrze, że nikt nie popełnił żadnego błędu, ale gdy weszli całą grupą do dormu i znaleźli grafik na sierpień miny im zrzedły. Zwłaszcza Taeyongowi, który nie pytając nikogo z zespołu o zdanie, wyciągnął telefon z kieszeni i odrazu zadzwonił do managera. Mark wiedział że lider jest zły, nie raz pytał się go czy dają z Haechanem radę, jak się czują albo czy czegoś nie potrzebują. A wtedy Minhyung przybierał maskę i wesołym tonem odpowiadał że wszystko jest w porządku.
Ale prawda była zupełnie inna.




Sala treningowa SM wyglądała zupełnie inaczej niż ta w Artium. Była większa, i nie tak kolorowa. Lustra na trzech z czterech ścian ukazywały sześciu młodych mężczyzn, którzy dawali z siebie wszystko. Ale wszystko to i tak za mało. 

- Renjun!- po sali echem rozniósł się głos choreografa- Rozluźnij ręce, robisz to zupełnie inaczej niż reszta!

Pan Kwon krążył wokół nastolatków, co chwilkę wytykając popełniane przez nich błędy. Dziś wyjątkowo uczepił się starszego Chińczyka.

- Więcej siły panienki, macie to podrzucić do góry, a nie przytulić!

Chenle zacisnął usta w wąską linię, próbując przyłożyć się bardziej, wszyscy unikali wzroku Pana Kwon jak ognia, bojąc się że gdy tylko ich oczy się spotkają on znajdzie kolejny błąd. 

- Chłopaki czy to są jakieś kpiny?- krzyknął po raz kolejny, gdy przez rozwiązane sznurowadło, Jisung upadł na parkiet- Comeback za miesiąc, a wam się ruchy mylą! Daję wam 20 minut przerwy.

Gdyby nie zmęczenie każdy z szóstki DREAM uśmiechnął by się idąc po wodę, ale gdy tylko choreograf wyszedł z sali, trzaskając mocno drzwiami, wszyscy zgodnie padli tam gdzie stali.
Tylko Mark podszedł wyłączyć muzykę, i obok konsoli ukucnął chowając twarz w ramionach.
Nikt nic nie mówił, bo nie było po co. Każdy wiedział co teraz czuję, po części złość, wymieszaną w większości z skrajnym wyczerpaniem. Trenowali taniec od 4 godzin, z każdą kolejną godziną myląc ruchy coraz bardziej.
Ale kto się by tym przejmował.
W końcu są idolami, a idole to maszyny.

hurt ➡markhyuckOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz