-Nie krzyczcie tak! - podniosłam głos, gdy w pomieszczeniu rozległy się ich doniosłe głosy.
Marta trzymała się za głowę szybko chodząc z kąta w kąt, a Lucas stał i przewracał oczami, patrząc czasami na martwe ciało żołnierza. Ja za to siedziałam skulona pod ścianą i obejmowałam ramionami małe, trzęsące się ciało, które przytuliło się do mojej piersi i nie chciało za żadne skarby puścić.
-Puść mnie Calder, muszę iść coś sprawdzić. - powiedziałam i poczułam jak jego dłonie odrywają się od mojego przemoczonego podkoszulka. Na dworze padało jak scebra i wychodziło na to, że pogoda nie poprawi się w najbliższch godzinach.
Wstałam i ominęłam tych dwóch, po czym przyklęknęłam przy martwym żołnierzu. Twarz miał przyciśniętą do podłogi, a jego ręce były nienaturalnie powykręcane. Przełknęłam, nie chcąc widzieć reszty jego ciała.
-To nie mogłeś być ty. - odezwałam się, by po chwili odwrócić się w ich stronę. Lucas wytrzeszczył oczy, a ja zrobiłam krok w przód, by choć odrobinę oddalić się od zwłok. Chociaż żołnierz był martwy, nadal wyglądał na niebezpiecznego.
-Cholera! Zabiłem go! Czy w to tak trudno uwierzyć? - wyrzuił ręce w górę, a jego blond czupryna zafalowała.
-Ma powykręcane ręce i... - nie dokończyłam, bo Marta mi przerwała i schyliła się nad ciałem.
-Nie ważne czy on go zabił czy nie. Mamy przechlapane. - powiedziała przeszukując jego kieszenie. - Widzieli nas. Przynajmniej jeden. A to oznacza, że będą nas ścigać, dopóki nas nie znajdą i nie pomszczą swojego towarzysza broni.
Wiedziałam, że te słowa padną, ale nie byłam gotowa na nie psychicznie. Dopiero co zdołaliśmy się wydostać z rąk żołnierzy, gdy nagle znów okazuje się, że mamy ich na karku.
-Zawsze musisz panikować... - Lucas przerzucił swoją dłoń przez chude ramię. - Uciekniemy stąd i będzie po sprawie.
-Czy ty sobie zdajesz sprawę z tego co się dzieje?! - wykrzyknęła i chciała już rzucić się na niego z pięściami, gdy nagle odwróćiłam jego głowę i zobaczyłam jego wystające kły z ust.
-To prawda! - przykucnęłam i zrzuciłam mu wlosy z twarzy. - Mają kły. Dosłownie jak bestie.
-Bo to są bestie. -parsknął chłopak, po czym spojrzał na ciało z drugiej strony marszcząc brwi. - Ohyda. Ale go załatwiłem.
Zacisnęłam zęby i westchnęłam, próbując okiełznać w sobie emocje. Jaki drań! Czy on naprawdę nie rozumie powagi sytuacji?!
-Słyszeć kroki. - Carlos oderwał się od ściany i podbiegł przerażony do Marty, która wzięła go od razu za rękę. - Zbliżać się.
-Musimy uciekać. - zakomenderowała Marta, a ja pospiesznie wstałam i rozejrzałam się po pomieszczeniu.
-Wychodzimy. - Lucas jako pierwszy przedostał się do drzwi i machnął ręką, a my za nim wyszliśmy najczujniej jak potrafiliśmy.
Najprawdopodobnie już nas znaleźli, a my mielismy nikłe szanse na ucieczkę. Nie przed żołnierzami... Wiele grup próbowało się uwolnić z ich sideł, ale żadnej się to nie udało.
Zbiegliśmy czym prędzej po schodach pożarniczych na sam dół budynku, po czym runęliśmy w błocie na środku dziedzińca dużej korporacji. Teren wokół nas był zablokowany małymi sklepikami, które od dawna świeciły pustkami, a okna rozbite były w drobny mak. Nagle nad naszymi głowami rozbłysły jasne błyskawice.
-Nie możemy uciekać do lasu. Będzie burza. - Marta zwróciła się w moją stronę, unikając kontaktu wzrokowego z Lucasem, który obracał się w miejscu i skanował teren wokół nas. Rozległy się po prawej stronie czyjeś szybkie kroki, a to pobudziło nas do granic możliwości.
-Schowajmy się... - nie dokończyłam, bo Lucas mi przerwał.
-Nie! Rozdzielamy się! - powiedziawszy to robił już kroki w stronę najbliższego sklepiku, a mnie oczy wypadły dęba.
-Co? Nie możemy... - zaczęłam. - To szaleństwo! Musimy trzymać...
-Nie! - krzyknął w moją stronę. - Rozdzielamy się. Gdy będzie po burzy, spotykamy się wszyscy pod wielkim dębęm w lesie! Nie ma dyskusji! - i pobiegł przed siebie nie odwracając się ani razu.
Patrzyliśmy tak kilka dobrych chwil, gdy zniknął zza zakrętem, aż wielki huk i wybuch przywrócił nas do rzeczywistości.
-Marta, kierujemy się do najbliższego sklepu. - powiedziałam i mocno ścisnęłam w ręku broń, która nie umiała dopasować się do mojej dłoni.
-Carlos, ani słowa! - upomniała go Marta, która wzięła go szybko na ręce i pobiegła do najbliższego wejścia. Biegłam za nią osłaniając ją cały czas, ale nie zauważyłam na czas żołnierzy, którzy wyłonili się zza naszych pleców i wyrzucili w naszą stronę liczne pociski.
-Marta! - krzyknęłam, gdy ta przeleciała przez ramę okna i zniknęła w środku, zostawiając mnie samą na środku polowania. To było niemożliwe bym bez żadnego zadraśnięcie, dostała się do sklepu, więc musiałam szybko skręcić w bok. Przeskoczyłam nad murkiem i nie mając zamiaru dać im się złapać, poczułam niewyobrażalny ból barku, który przeszył mnie na wskroś, nie pozwalając, bym poruszyła się dalej. Potknęłam się o własne nogi i upadłam w błoto, tracąc przytomność.
CZYTASZ
Konsekwencje
Science FictionZwykły dzień zamienił się w koszmar wszystkich ludzi, zaczynając od Stanów Zjednoczonych. Nowy prezydent, który dopiero co objął władzę, rozpętał wojnę, która nie tylko toczy się na powierzchni ziemi, ale także w każdym umyśle na świecie. Zbudował...