Dziś unikał wszystkich jak ognia.
Nawet swojej opiekunki, którą choć kochał nad życie, nie chciał wyjątkowo dzisiaj widzieć. A przez to że był mały i dość wątłej budowy, przychodziło mu z łatwością ukrywanie się nawet w najdziwniejszych miejscach. Oczywiście w tym ostatnim pomagała mu też jego zdolność, ale to drobny szczegół. Czy ktoś poza Kouyou szukałby go przyczajonego na suficie? Chłopiec wątpił w to.
Chociaż nie, była jeszcze jedna menda społeczna zwana jego przyjacielem, która znała jego wszystkie kryjówki. Wszystkie, poza jedną, do której właśnie zmierzał.
Przemierzał ulice miasta, z głęboką zadumą na twarzy. Przyglądał się mijanym osobom, budynkom, drzewom. Inaczej mówiąc, wszystkiemu, co go otaczało. Mógł stwierdzić, że w tym dniu mieszkańcy Yokohamy wydają się jakby weselsi, budynki czy witryny sklepowe bardziej bogatsze niż zazwyczaj, a drzewa wręcz zachwycały swoim wyglądem, wdzięcznie prezentując rosnące na gałęziach różane kwiecie.
Wszystko wydawało się tego kwietniowego popołudnia lepsze, poza samopoczuciem Nakahary.
Chłopiec westchnął cicho, kopiąc małą stópką leżący na chodniku kamyk. Kosmyki rudej grzywki wpadały mu do oczu, jednak nie chciał ich poprawiać. Za chwilę i tak znalazłyby się w tym samym miejscu, drażniąc go jeszcze bardziej niż teraz. Chuuya naciągnął bardziej swój czarny płaszczyk na chude barki, zaplótł razem ramiona. Zaczął rozglądać się wokół, a gdy spostrzegł, że znalazł się na moście, jęknął zirytowany. Przez to że chodził tak zamyślony, poszedł w zupełnie innym kierunku niż zamierzał.
Spojrzał zrezygnowanym wzrokiem w niebo, po czym podszedł bliżej barierki. Oparł na niej ramiona, a głowę zwiesił w dół, zaczynając przyglądać się tafli wody, która od czasu do czasu była poruszana przez płynące na niej statki.
Właśnie zachodziło słońce. Chuuya niemal cały dzień ukrywał swoją osobę, byleby nie usłyszeć głupich życzeń. Dzisiaj kończył dziesięć lat, jednak to nie znaczyło, że chciał obchodzić urodziny. Choć rok temu Mafia przygarnęła go i zaopiekowała się nim, niczym bezpańskim psem znalezionym na ulicy, i choć traktował wszystkich jej członków jak rodzinę, to nie chciał świętować tego dnia.
Dokładnie rok temu jego życie przybrało taki a nie inny obrót, i wolałby wymazać z pamięci tamten dzień. I tą głupią datę z kalendarza również.
To tylko urodziny. Zwykły dzień tygodnia. I tak powinno być. Nikt nie powinien był mu o nich przypominać.
Chłopiec przełożył jedną z dłoni przez ochronny szczebel, i drugą ręką zaczął bawić się rękawiczką z nudów. To unikanie wszystkich strasznie go wymęczyło. Jednak nie mógł wrócić jeszcze do swojej kwatery, choć na myśl o ciepłym łóżku robiło mu się sennie i błogo. Nie, stop! Musi się obudzić, nie myśleć o spaniu! O tym może myśleć na jutrzejszych zajęciach szkolnych.
Swoją drogą był również ciekaw, co porabiał przez cały dzień jego przyjaciel. Bo prawdę mówiąc, nigdzie rudowłosemu nie rzucił się drugi chłopiec w oczy. Nawet gdy obudził się wcześnie rano, jego nie było w sąsiednim pokoju. A zawsze było słychać przez ścianę chrapanie Osamu. Dziś jednak, obudziła go cisza. Może wyszedł gdzieś na miasto z Odą lub tym drugim chłopcem o czarnych włosach? Tylko czemu nic mu nie powiedział? Rudowłosy poczuł dziwne ukłucie w sercu. Może nie chcieli go w swojej paczce? Zawsze gdy przychodził do nich wraz z Osamu czuł, jak ci go wypraszają wzrokiem z pokoju. Może brunet przestał już go lubić, i nie będzie chciał się z nim już więcej bawić? Ale byli przyjaciółmi, tak się nie traktuje przyjaciół!
Nie, pokręcił głową na swoje myśli. To był Osamu, on by go nie zostawił ot tak po prostu. Byli najlepszymi przyjaciółmi, na dobre i na złe. Ufali sobie, a brunet nie zrobiłby mu takiej krzywdy. W końcu ten wiedział, że Chuuya miał tylko jego, i tylko jemu przez rok pobytu w Mafii, pozwolił się bliżej poznać. Mogli na sobie polegać. I właśnie z tą ostatnią myślą, humor Nakahary poprawił się nieco. Brunet by go nie zostawił. Nie zrobiłby tego.
CZYTASZ
Make a wish | skk au
FanfictionChuuya nie lubił swoich urodzin, i nie zamierzał świętować tego dnia. Jego przyjaciel jednak jak zawsze musiał pokrzyżować mu plany. Osamu Dazai najzwyczajniej w świecie nie rozumiał słowa nie.