Strona 2

28 6 2
                                    

Elpis, partnerka Clare, jest pedantką. Na ogół spokojna, w obliczu bałaganu przeobraża się we wściekłą maszynę.  Pochodzi z Grecji, stąd jej nietypowe imię. Kobiety spotkały się ze sobą na studiach prawniczych, ale obie ich nie ukończyły. Pracują teraz w jakiejś małej firmie komputerowej, ale nie zarabiają wystarczającej kwoty, żeby utrzymać aż trzy osoby, dlatego ojciec Elpis daje im comiesięczną "pożyczkę", której nie każe spłacać. Obie są nieodpowiedzialne i nie wiem kto dał im prawo do adopcji bez stałego źródła dochodu. Podziwiam Erato za to, ile informacji potrafi wyciągnąć od człowieka w tak krótkim okresie, robiąc to jednocześnie tak subtelnie, jakby siedziała cicho. Szkoda jednak, że powiedziała mi to wszystko tak późno.

— Loire, to ty? — posiadaczka donośnego głosu dała o sobie znać z kuchni

— Tak — odparł krótko chłopak wchodząc do pomieszczenia i wstawiając wodę na herbatę.

Obie kobiety siedziały przy stole i sumowały wydatki. Elpis, wyraźnie zmęczona, zwróciła się do niego ze stoickim spokojem.

— Mógłbyś pojechać dzisiaj ze mną na zakupy? Potrzebuję zapasu mleka, i męskiej ręki do targania. W przyszłym tygodniu przyjeżdża mój ojciec, planuję sporo ciast.

— Gość z Grecji, wybornie. Niestety nie mogę, umówiłem się już z kumplem — odpowiedział i zaczął grzebać po szafkach w poszukiwaniu zaparzacza

— Nie mógłbyś tego przełożyć? — zapytała z nadzieję w głosie, chociaż dobrze już wiedziala, że chłopak nie zmieni zdania — Sama sobie z tym nie poradzę.

— Poproś więc Clare.

Zalał ciemne fusy wrzątkiem i wyszedł z kuchni. Wszedł do swojego pokoju, zamknął za sobą drzwi i usiadł przy biurku odstawiając gorący kubek.

Nie przepada za Elpis. Nie podoba mu się, że jest taka naiwna i mało asertywna. Potrzebuje obecności Clare, żeby porozmawiać z Loire. Denerwuje go to, za bardzo wręcz.

Wziął łyk napoju i popatrzył na kartkę przed sobą. Zastanowił się chwilę i chwycił ołówek dokańczając szkic zaczęty z samego rana. Nie wiedział co konkretnie przedstawiał. Ot plątanina linii i kropek. Rysował, aby się odstresować i wyciszyć, nawet jeśli nie miało to być nic wykwintnie artystycznego.
Popatrzył na skończony rysunek, cmoknął ustami i obrócił się na krześle plecami w stronę biurka. Oderwał nierówny kawałek taśmy i przykleił kolejne dzieło swoich rąk do reszty. Szara ściana nad łóżkiem praktycznie cała zaklejona była bazgrołami. Loire widział w tej sklejce niczego inspirację i spokój. Spojrzał na zegarek i zorientował się, że nie odstresowywał się specjalnie krótko. Rzucił spojrzenie na lustro i postanowił zmienić czarną, luźną koszulkę na koszulę tego samego koloru. Nie chciałby wyjsć na ignoranta w teatrze, tym samym pokazując brak szacunku do aktorów, a posiadał go bezdyskusyjnie.
Sprawdził czy jego kieszenie spodni były zaopatrzone w portfel i telefon. Zszedł szybko po schodach na dół i szybko zauważył, że Clare i Elpis już wybyły. Powinny mieć swój klucz, zwłaszcza, że informował je o swoim wyjściu. Zarzucił cienką kurtkę, do której, po wyjściu i zamknięciu domu, schował klucze. Podszedł na przystanek, gdzie czekać na transport musiał jeszcze tylko kilka minut. Czekanie zakończyło się wejściem do, niestety nie pachnącego w środku różami, autobusu.

Moja siostra mówiła, że Loire był niesamowicie podekscytowany ich pierwszym spotkaniem, chociaż chciał ukryć to ze wszystkich sił. Widać było po nim wysiłek jaki wkłada w to, żeby wypaść dobrze. Uwielbia bawić się w ten sposób.
Podpisano
Siostra E.

VerbenaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz