i had your mercy

1.1K 140 39
                                    


Odgłos ostrych jak brzytwa szpilek, którymi nieraz rozrywane były delikatnie ciała niewinnych istot, rozbrzmiewa w starym, pamiętającym jeszcze krwawe wojny, domu; pod długimi nogami, oplątanymi jak przez węże żylakami, trzeszczy stara podłoga, jakby chcąc ostrzec śpiące jeszcze niewiasty.

Jedna z dziewcząt zdążyła obudzić się wcześniej, więc wyciąga swoją chudą rękę w stronę brunetki śpiącej na łóżku obok. Szybko potrząsa jej ramieniem, a gdy ta niechętnie uchyla powieki, ukazując czarne jak węgiel oczka, jej wybawczyni wskazuje szybkim ruchem głowy na drzwi, w których zaraz ma pojawić się ucieleśnienie całego zła na tym świecie. Siedemnastolatki natychmiast się podnoszą, by po chwili móc uklęknąć przed krzyżem, na którym wisi zmasakrowany Jezus. Jezus muszący codziennie oglądać cierpienia, jakie przeżywają te młode osoby, zaciskając swoje równe ząbki. 

Gdy wysoka kobieta o smukłej twarzy wyrażającej tylko potworną niechęć, spogląda do jednego z pokoi, widzi dwie głowy - czarną, jak jej dusza i lodowato białą, jak jej serce - cicho się modlące. Poprawia karmazynową suknię i z chytrym oraz pełnym dumy z samej siebie uśmiechem, wychodzi z pomieszczenia, by skierować się do następnego i ewentualnie skarcić nieposłuszne uczennice.

Słysząc oddalające się kroki, blondynka oddycha z ulgą i postanawia zaryzykować; na palcach, cichutko jak myszka, zbliża się do drzwi i spogląda na koniec ciemnego korytarza - nigdzie nie widać pani dyrektor. Chwyta za złotą klamkę i tak, by nikt nie słyszał, zamyka potężne dębowe wrota; od tej chwili tylko kobaltowe ściany mogą poznać tak pilnie strzeżoną tajemnicę, tylko one mogą zostać świadkiem zakazanej miłości, która rozgrzewa i wypełnia te drobne kobiecie ciała. 

  — Tęskniłam za smakiem twoich pocałunków, Zoe   — szepcze  brunetka, przejeżdżając swą smukłą dłonią po bladej i nieludzko cienkiej skórze swojej kochanki. Jeszcze chwila, gdy serca dziewcząt zaczynają bić wspólnym rytmem, a ich oddechy łączą się w jedność i przywiera do jej różowych ust, nie mogąc powstrzymać się ani chwili dłużej.

   — Twoja miłość jest święta  —  odszeptuje niebieskooka, całkowicie oddając się swojej partnerce; chce, by ciepłe dłonie Amandy wędrowały po jej ciele, odkrywając każdy jego zakamarek, chce stać się świątynią tej miłości. Chce też gorących pocałunków, prawie że parzących jej chudej szyję i niebiańskiego zbliżenia, tak by ich ciała, tak jak dusze, złączyły się w jedność. 

   — Dziś nadejdzie dzień ostateczny  — mruczy pod nosem Amanda, jakby na zawołanie odrywając się od pragnącej dalszych pocałunków Zoe; wie, że mają mało czasu i jeśli wszystko ma iść po ich myśli, nie mogą wzbudzić żadnych podejrzeń. Obdarza kochankę ostatnim dotykiem i natychmiast znika za drzwiami prowadzącymi do niewielkiej łazienki; w tym czasie blondynka ze smutnymi oczami kieruje się do hebanowej szafy, z której zmuszona jest wyciągnąć mundurek w postaci kremowego golfa i spódnicy w czerwoną, jak znajdująca się na posadzce w głównej sali krew dziewic, kratę.  

  — Odliczaj,  Elizabeth — w wielkim i lodowatym pomieszczeniu rozlega się ostry głos, sprawiający, że wszystkie dziewczęta machinalnie stają wyprostowane. Spoglądają przerażonym wzrokiem na środek, gdzie na wielkim czarnym kwiecie - wzorze zrobionym z marmuru - stoi ona. Po chwili niewysoka, ruda dziewczyna przełyka ślinę tak głośno, że słychać to w całej sali; na jej twarzy pojawiają się dwie malinowe plamki, a z jej ust wydobywa się ciche "raz, dwa, trzy". Młode kobiety zaczynają swój codzienny rytuał, zgrabnie poruszając się w rytm, który nadaje ich koleżanka. Biorą głębokie wdechy i powtarzają "mam twoje miłosierdzie" - słowa te ledwie przechodzą przez ich gardła, nie chcą tego mówić, nie chcą tego robić. Już nie chcą być zniewolone, ale nie mają innego wyjścia. Każda próba buntu kończy się bólem tak koszmarnym, że nawet przyroda zdaje się płakać nad ich ciężkim losem. Drzewa się uginają, wiatr gra przeraźliwie smutną melodię, a ciemne chmury nigdy nie opuszczają nieba nad Katolicką Szkołą pani Mason. Pomiędzy leciutkimi krokami i przypadkowymi dotknięciami, między wybranymi dziewczynami krąży niewielka karteczka ze znakiem, który daje im nadzieję na wolność. Ściskają ją w dłoniach kurczowo, bojąc się, że ktoś może się o niej dowiedzieć. — Jesteście przyszłością tego świata. Niedługo wasi mężowie będą dumni, że mogą  mówić "żono" do tak religijnych i podporządkowanych kobiet. Będziecie podporą dla mężczyzn, którzy w domu, w pracy, w polityce byli, są i będą najważniejsi. Powinnyście być dumne z możliwości rodzenia im dzieci, gotowania oraz prowadzenia gospodarstwa domowego. To są zajęcia prawdziwych kobiet. 

HolyWhere stories live. Discover now