Nazywam się...

550 14 17
                                    

Nazywam się... A czy to ważne jak się nazywam?

Moje życie... A kogo to obchodzi? Przecież każdy widzi w tym świecie czubek własnego nosa.

Mam lat... Jestem jeszcze młoda i to nie w tym sensie, że głupia oraz sądzę, że jestem nie wiadomo jaka, tylko po prostu młoda.

Związek... Kilka minut temu jeszcze tak, obecnie wolna i mająca gdzieś uczucia innych.

„Trzeba było od razu zostać zimną suką, a nie bawić się w jakieś tam zakochania"

No, ale powróćmy do tych poprzednich kilku minut...

— Jesteś po prostu obrzydliwy! Ty – wskazałam na dziewczynę – Wyjazd z mojego mieszkania, ale to już! – wrzasnęłam na ciemnowłosą, która szybko założyła na siebie bieliznę, o ile można to tak nazwać, a następnie krótką skórzaną sukienkę. Dziewczyna wyleciała w podskokach z sypialni – A ty – zaczęłam mówić, podczas gdy chłopak zdążył założyć na siebie bokserki – Wyjdź stąd, zanim cokolwiek zdążę ci zrobić – powiedziałam. Chłopak podszedł do mnie – Odsuń się ode mnie, ty gnido, bo pożałujesz – syknęłam przez zęby – Wyjdź – powiedziałam.

— Ale kochanie...

– Straciłeś przywilej mówienia tak do mnie, kiedy przespałeś się z tą dziwką w naszym łóżku. Wyjdź stąd – powtórzyłam. Chłopak nie zrobił nawet kroku – Nie? No dobra – wzruszyłam ramionami i kopnęłam go w krocze, a następnie popchnęłam w stronę holu. Chłopak zajęczał.

— Ale mam na sobie tylko bokserki – wydusił.

— Miałbyś na sobie całe ubranie, gdybyś tylko nie myślał tym u dołu – odpowiedziałam i wskazałam na pewne miejsce w jego bokserkach – Spadaj, bo marnujesz mój czas, już! – warknęłam i wskazałam ręką na drzwi. Otworzyłam je na oścież i wypchnęłam go z mieszkania.

Przebiegłam z holu do garderoby i wszystkie jego rzeczy zaczęłam wyrzucać z szafek i półek na podłogę. Podniosłam je i ruszyłam z nimi do sypialni. Otworzyłam drzwi balkonowe na oścież i wyjrzałam z balkonu na parking, gdzie stał ten wieśniak.

— Kochanie, proszę wpuść mnie do środka... — zaśmiałam się na jego słowa.

— Jesteś tak dowcipny jak twój ojciec, którego najlepszym kawałem jesteś ty! – krzyknęłam z balkonu, spoglądając w dół na niego.

Co z tego, że robię cyrk i mogą mnie usłyszeć sąsiedzi z całego bloku? Znając życie, to wszyscy i tak pouchylają okna, żeby tylko posłuchać, a jutro będą posyłać mi różne spojrzenia. Wali mnie to.

Spojrzałam na jego rzeczy i przypomniał mi się cel mojej wyprawy na balkon. Poczęłam wyrzucać jego rzeczy przez balkon, nie wszystkie naraz oczywiście, chciałam się tym jak najdłużej nacieszyć. W dole ujrzałam moją sąsiadkę z naprzeciwka, ale nie odezwałam się do niej słowem. Później do niej wpadnę.

— Fajne masz spodnie. Męskich nie było? – zapytałam głośno, wyrzucając je przez balkon.

— Proszę cię, nie rób mi tego...

— Nie przeżywaj tak, bo majtek nie dopierzesz – zawołałam i zaczęłam przeglądać kolejne jego ubrania.

— Błagam Cię! Daj mi jeszcze jedną szansę!

— Jesteś tak denny jak świeżość mięsa i wędlin w supermarketach – odrzekłam i przerzuciłam jego bieliznę.

— Jesteś taką wredną suką! Dlaczego ja w ogóle z tobą byłem? Tragedia, po prostu... — przerwałam mu.

Nazywam się... | Leonetta [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz