XII

249 24 8
                                    

Zane obudził się kilka godzin później, i sennie rozejrzał się po pokoju, zapominając przez chwilę o minionych tygodniach. Jego leniwy uśmiech szybko zamienił się w ponury, kiedy spuścił nogi na drewnianą podłogę.

Zaraz potem doszedł do wniosku, że wszyscy ciągle byli z Jay'em, bo na Perle było stanowczo zbyt cicho. Nagle do pokoju znowu wbił się Sokół, który zaczął stanowczo domagać się pieszczot od Ninja Lodu. Szpony jego ptasiego przyjaciela groziły podarciem piżamy Zane'a w paski, ale Zane mimo tego i tak wyszedł na pokład z nim na ramieniu.

Był już wieczór, a Zane miał przeczucie, że jeszcze w najbliższej przyszłości będzie się obudził o takiej porze. Głęboki wydech uspokoił myśli nindroida, który usiadł na środku pokładu niedaleko masztu. Trochę medytacji powinno załatwić sprawę. Opierając lekko ręce na kolanach, Zane zaczął się wyciszać, kiedy przestraszył go nagle głośny stukot.

Zerkając z pokładu, Zane po prostu musiał się uśmiechnąć, kiedy zobaczył machającego do niego Kai'a. Kamień, który dopiero co trafił burtę Perły ciągle jeszcze spadał.

- Możesz spuścić kotwicę?! - Zawołał (trochę za głośno) Ninja Ognia.

Zane kiwnął głową i pozwolił kotwicy się zniżyć, łańcuch dzwonił lekko co jakiś czas.

Kai, Cole i Lloyd wkrótce stali już na pokładzie Perły, a Cole opowiedział Zane'owi o stanie Jay'a. Zane ulżyło kiedy dowiedział się, że Jay zdrowieje szybko, i wyjdzie ze szpitala szybciej niż spodziewali się lekarze.

Zane przygotował dla siebie i pozostałej czwórki szybki posiłek, który zjedli we względnym spokoju.

- Nie ma to jak w domu co? - Nya przeciągnęła się kiedy już położył swój widelec na pustym talerzu.

- Jak najbardziej. - Uśmiechnął się Zane, kopiując jej wyraz twarzy.

- Tęskniliśmy za tobą i Jay'em jak byliśmy w wiosce Kai'a. Żarty Jay'a szybko robią się stare, ale bądźmy szczerzy, Kai śmieszkiem raczej nie jest. - Cole mrugnął do Zane'a, a Kai przewrócił oczami.

- Za twoją kuchnią też. - Wtrącił się Lloyd.

- No. - Kai zgodził się z tym ostatnim.

- Gdzie Sensei? - Zane dopiero zauważył nieobecność ich mentora.

- Nadal z Jay'em. - Cole wziął do ust kolejną porcję makaronu.

Zane'owi przyszło do głowy, żeby znowu pójść odwiedzić przyjaciela, ale postanowił że jednak tego nie zrobi, bo Wu będzie niezadowolony że niedostatecznie odpoczął. Więc zamiast tego, usiadł z książką i wybrał spędzić noc czytając.

**********

Sensei siedział cicho jak Jay na zmianę odzyskiwał i tracił przytomność. Podano mu nowy środek przeciwbólowy na ból z raną na klatce piersiowej, i był przez to niezwykle zmęczony. Wu odwrócił się by przyjrzeć się znajdującej tablicy, na której było mnóstwo liczb i wykresów.   Po kilku próbach odczytania zawartych tam informacji, odwrócił się z powrotem do Jay'a i spostrzegł, że jego uczeń patrzy prosto na niego.

- Cześć. - Wychrypiał Jay z małym uśmiechem.

- Witaj, Jay. Widzę, że już nie śpisz. -  Wu położył ręce na kolanach.

- Yhym. Wszystkie te leki strasznie to utrudniają. - Jay zamrugał leniwie, i poprawił się lekko pod przykryciem.

- Przypuszczam, że tak. Znosisz to bardzo dobrze. - Wu po prostu musiał się uśmiechnąć na optymizm ucznia.

- Dzięki. - Jay zaśmiał się cicho i nieco chryple. - Tak przy okazji, chłopaki powiedzieli mi o Zane'ie. Mógłby sensei mu powiedzieć, żeby przestał się tak obwiniać?

- Nie słyszałem o tym. Powiesz mi o co chodzi? - Wu był ciekawy co Jay miał na myśli.

- Słyszałem, że kiedy spałem, był tu przez jakiś czas. Obwiniał się za to co się stało. Niech mu mistrz powie, żeby przestał, dobrze? - Jay pozwolił sobie w końcu opaść na poduszkę, która lekko zaskrzypiała.

- Te szpitalne łóżka zawsze mnie przerażały. Są zbyt czyste i nijakie. I nigdy nie chcesz leżeć w jednym z nich. - Zachichotał Jay.

- Zgadzam się, to zły omen. - Powiedział Wu, szturchając krawędź łóżka swoim kijem. Był zaskoczony tym, jak bardzo było sztywne. Ich rozmowa została szybko przerwana, przez wejście do sali kilka pielęgniarek z przeróżnymi medycznymi przedmiotami. Uśmiech Jay'a zniknął, gdy zauważył sprzęt.

- Jak mistrz chce to może już pójść. - Jay zaśmiał się nerwowo kiedy jedna podniosła igłę. Jęknął też o pomoc jak Wu wychodził z pomieszczenia.

Staruszek potrząsnął głową na bardzo dobrze słyszalny pisk Mistrza Błyskawic za zamkniętymi drzwiami. Po tym wszystkim, co przeszedł, najbardziej obawia się zwykłej igły! Wu nie potrafił powstrzymać uśmiechu wychodząc ze szpitala, w towarzystwie cichego stukania swojego kija o chodnik.

*************

Daleko stamtąd, pewna dziewczyna uśmiechnęła się okrutnie, gdy przed nią dwóch strażników padło martwych, z twarzami zamarłymi w niemym krzyku. Fioletowe smugi magii oplatały jej ręce, kiedy z łatwością wyszła z celi.

- Idioci. - Roześmiała się, przechodząc przez salę i unieruchamiając każdego strażnika, który próbował ostrzec swoich towarzyszy. Gdy uruchomił się alarm, który znaczył, że zauważono jej ucieczkę, uciszyła go ruchem nadgarstka. Myśli pojawiające się w jej głowie sprawiały, że zaklęcia były coraz okrutniejsze i okaleczające z każdym strażnikiem, którego spotkała.

Przywitało ją zimne i czyste powietrze, kiedy wyszła na zewnątrz. Miała jeden jedyny cel. Bez względu na to kogo musiała zabić, porwać, zranić lub przekląć, osiągnie swój cel choćby nie wiadomo co.

- Wktotce sie zobaczymy. - Szepnęła i zaczęła swój bój, by poślubić narzeczonego, który nie potrafił jej pokochać. Jeszcze sprawi, że ją pokocha, nieważne jak straszne rzeczy musiała zrobić by tego dokonać.

- Zane... Kocham cię. - Westchnęła; szła w ciemności, podążając za gwiazdami do jej jedynej prawdziwej miłości, której historia dopiero się zaczęła.

No i to był ostatni rozdział, mam nadzieję, że wam się podobało 😆 Sequel mam już zaplanowany więc dam wam znać kiedy będzie gotowy 😉

Martwa MiłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz