1.
- Tu czytaj- Brzytwa pokazał niezbyt czystym paluchem odpowiedni akapit-od „dopiero".
- „Dopiero wtedy Potterowie zrozumieli, kto tak naprawdę jest ich wrogiem i jaki był cel stworzenia fałszywej przepowiedni, wygłoszonej przez nauczycielkę zielarstwa. Samotni, porzucenie przez wszystkich, których uważali za przyjaciół, postanowili poprosić o pomoc Czarnego Pana. Gdy tylko dowiedział się o ich sytuacji, natychmiast do nich wyruszył. Niestety, wpadł w zasadzkę urządzoną przez doborowy oddział ponad 30 aurorów, którzy zaatakowali go bez ostrzeżenia, gdy tylko przekroczył próg parterowego domu Potterów w Dolinie Godryka. Wielka była moc Czarnego Pana, ale gdy tylko zaczęły padać ze wszystkich stron zaklęcia, nie dbał o siebie, ale starał się chronić Potterów i ich półroczne dziecko, dlatego..."
Harry Potter rzucił broszurę na stół.
-Co to za stek bzdur? Skąd to w ogóle masz? To była nauczycielka wróżbiarstwa, a nie zielarstwa, dom był piętrowy, całe Biuro Aurorów liczyło wtedy ok. 15 osób, a poza tym gdyby... eee, szkoda gadać. Skąd masz ten szajs?
Brzytwa wzruszył ramionami.
- Kupiłem, za pół galeona. Na zebraniu Neośmierciożerców wczoraj.
Harry westchnął. Czytał już wiele bzdur na swój temat, pojawiały się w różnego rodzajach broszurach i pisemkach od dawna, zwłaszcza przed Rocznicą.Siedzieli w malutkim salonie Potterów sącząc skąpo wydzielaną im przez Ginny Ognistą Whisky Ogdena. Brzytwa przyszedł 2 godziny wcześniej, jak zwykle bez zapowiedzi. Wlazł prosto do kuchni i oświadczył, że przyszedł na kolację, ma ochotę na coś orientalnego, i żeby Ginny nie przesadziła z curry, jak ostatnio.
- No dobra, przyznaję, takiej bzdury jeszcze nie czytałem. Po co mi to pokazujesz? I to akurat dzisiaj?
- Żebyś mi zwrócił pół galeona ze służbowych- poważnie rzekł Brzytwa- i żebym miał jakiś pretekst żeby się wkręcić na kolację.
-Jakbyś kiedyś potrzebował preeeetekstu...- ziewnęła Ginny wstając z kanapy - ja idę spać, jak skończycie tę konspirę, to niech Harry nie zapomni wyprowadzić kuguchary, cały dzień mi miauczą że chcą na spacer i zapolować.
- Jaką konspirę?- Brzytwa nawet nieźle udawał oburzonego.
- Brzytwa, ja się wychowałam z kilkoma braćmi o nazwisku Weasley, więc na milę wyczuwam, jak ktoś ściemnia, daruj sobie. – Ginny znowu ziewnęła, pocałowała Harry'ego w policzek i wyszła z salonu, zabierając ze sobą butelkę whisky.
- Dobra, to teraz mów, co jest – mruknął Harry, gdy tylko zamknęły się za nią drzwi wyciągając zza książek w biblioteczce kolejną butelkę whisky- bo przecież nie chodzi o tego śmiecia- wskazał na leżącą nadal na stole broszurę.
- Jest Malachiasz w Londynie.
Harry zastygł na chwilę ważąc w myślach słowa przyjaciela.
- Wiesz ile?
- Nie- powiedział Brzytwa mrużąc oczy- ale tym razem będę wiedział.
2.
Malachiasz był czarodziejem, na którego Biuro Aurorów polowało już od kilku lat. Nigdy nie dał się nie tylko złapać, ale nawet zobaczyć- nie było nawet pewne, czy to mężczyzna czy kobieta. Pojawiał się co jakiś czas w Londynie, nie kryjąc tego, a jego przyjazd zawsze oznaczał to samo- możliwość kupienia jakiegoś wyjątkowo cennego artefaktu, zwykle czarnomagicznego i niebezpiecznego. Malachiasz sam wybierał kupca, któremu zaproponuje sprzedaż, i sam, z jednym tylko pomocnikiem, przeprowadzał transakcję, po czym znikał na długie miesiące. Aurorzy jeszcze nigdy nie namierzyli żadnej transakcji na tyle szybko, aby zdążyć jej zapobiec, udało im się jedynie dowiedzieć dwa razy, jakie były ceny. Najwyższa wynosiła 190.000 tysięcy galeonów, tyle ktoś zapłacił za jakiś przedmiot prawdopodobnie należący do Lorda Voldemorta. Ale nawet nie udało im się ustalić, kto to kupił, i co to było.
YOU ARE READING
Śmieć
FanfictionPrzeszłość wraca do Harry'ego Pottera co roku w Rocznicę śmierci jego rodziców. Tym razem w zupełnie nieoczekiwany sposób.