Obudziłam się dość wcześnie jak na wakacje bo o 6:15, usiadłam na łóżku i wzięłam się za czytanie książki. Dziś jest 13 lipca 1991rok, dzień moich 11 urodzin. O godzinie 9:00 do mojego pokoju weszli rodzice. Mama jest średniej wysokości brunetką z brązowymi oczami, tata wysokim blondynem o niebieskich oczach. Obydwoje lubią codziennie biegać lub jeździć na rowerze więc ich figury są lekko wysportowane. Ja ze swoim wyglądem wcale nie jestem do nich podobna.
- Wszystkiego najlepszego córeczko!!! – Zawołali razem i podeszli mnie przytulić.
- Dziękuję. – Odłożyłam książkę i przytuliłam ich.
- Za 30 minut śniadanie, ubierz się i zejdź.
- Dobrze.
Gdy drzwi za rodzicami się zamknęły wstałam z łóżka i dopiero teraz zauważyłam piękną kremową, tiulową sukienkę z krótkim rękawkiem i trzema kremowymi różyczkami pod czyją. Szybko się umyłam, ubrałam, uczesałam i zeszłam na dół do jadalni. Gdy stanęłam w progu zauważyłam dziadków z Polski.
- Babciu, dziadku co tu robicie? Kiedy przylecieliście?
- Wszystkiego najlepszego księżniczko. Chodź do swoich starych dziadków – Odparł wesoło dziadek Franek kucając i rozkładając ramiona a ja biegiem pokonałam odległość pokoju i już byłam przez niego tulona.
- Tak się cieszę że jesteście. Stęskniłam się. Nie jesteście starzy.
- A ze mną to się już nie przywitasz? – Spytała babcia Marta.
Szybko podbiegłam do babci i się mocno przytuliłyśmy.
- Już się bałam, że o mnie zapomniałaś kruszynko. – Zaśmiałyśmy się do siebie.
- Ja nigdy o tobie nie zapomnę, ani o dziadku.
- No dobrze a teraz zobacz co tu dla ciebie mamy.- Powiedziała i wyszła do przedpokoju by za chwilę wrócić z dużą torbą, którą mi podała. Szybko ją otworzyłam i zaczęłam wyciągać jej zawartość. Dostałam mnóstwo słodyczy i kilka nowych książek, które tak kochałam czytać, a na dnie leżała piękna srebrna bransoletka z moimi inicjałami wysadzanymi małym imitacjami brylantów.
- Ojej jest piękna, dziękuję. – Mówiąc to włożyłam bransoletkę na rękę.
Tą jakże piękną chwilę przerwali rodzice, którzy powiadomili nas o gotowym śniadaniu, więc wszyscy usiedliśmy przy stole, na którym były moje ulubione naleśniki z sosem klonowym i sok jabłkowy. Gdy już prawie wszystko zostało zjedzone usłyszeliśmy stukanie w okno, a gdy się odwróciłam zobaczyłam brązową sowę siedzącą na parapecie i trzymającą coś w dziobie. Gdy tata podszedł do okna i je otworzył sowa wleciała upuściła mi list na talerz i szybko wyleciała. Spojrzałam na talerz i zauważyłam, że to co sowa przyniosła to dość gruba pożółkła koperta zaadresowana do mnie.
- Co to jest skarbie? – Spytała mnie mama.
- To list dla mnie.
- Otwórz i przeczytaj. - Zachęcił dziadek.
Wszyscy byliśmy bardzo zaintrygowani tajemniczym listem więc by jak najszybciej dowiedzieć się o co chodzi zerwałam pieczęć i zaczęłam czytać.
- Hogwart Szkoła Magii i Czarodziejstwa
Hogwart Szkoła Magii i Czarodziejstwa
Dyrektor Albus Dumbledore
Szanowna Pani Favex,
Mamy przyjemność poinformowania Panią, że została Pani przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia.
Rok szkolny rozpoczyna się 1 września. Oczekujemy pańskiej sowy nie później niż 31 lipca.
Z wyrazami szacunku,
Minerva McGonagal, Zastępca dyrektora
Wyciągnęłam drugi list i przeczytałam co jest potrzebne do tej dziwnej szkoły a gdy skończyłam spojrzałam na zebranych. Wszyscy mieli wypisane na twarzy ogromne zdziwienie i konsternację.
- Jak to możliwe? Przecież magia nie istnieje. To musi być jakiś głupi żart.
Ledwo zdążyłam wypowiedzieć te słowa gdy dobiegło nas pukanie do drzwi. Mój tata poszedł otworzyć a po chwili wrócił i przyprowadził jakiegoś dziwnie wyglądającego staruszka. Był to człowiek wysoki i chudy z jasnoniebieskimi oczami o przenikliwym spojrzeniu, na bardzo długim i skrzywionym nosie spoczywały okulary połówki, miał długą siwą brodę sięgającą pasa a ubrany był w dziwną niebiesko-szarą szatę z tiarą w tym samym kolorze na głowie.
- Dzień dobry państwu nazywam się Albus Dumbledore i jestem dyrektorem szkoły Hogwart, a ty pewnie jesteś Mery zgadza się? – Spojrzał na mnie z dobrodusznym uśmiechem.
- Tak proszę pana. – Odpowiedziałam grzecznie.
- Jestem tutaj by powiedzieć państwu o szkole do której trafi państwa córka, opowiedzieć trochę o świecie magii i ustalić termin w którym ktoś się zjawi by zabrać państwa córkę na potrzebne zakupy jeśli zgodzą się państwo by do nas chodziła.
Wszyscy poszliśmy do salonu i usiedliśmy na kanapie i fotelach. Ja usiadłam na kanapie pomiędzy dziadkami. Słuchaliśmy z ciekawością co dyrektor szkoły ma nam do powiedzenia. Dowiedzieliśmy się, wielu ciekawych rzeczy.
- Tak więc kończąc moją opowieść i tym samym wizytę pytam się czy zgadzają się państwo aby córka do nas chodziła?
- No nie wiem. - Odparł tata - Nie podoba mi się, że będę widywał moją córkę tylko w święta i wakacje.
- Och tato proszę zgódź się ja tam chcę iść.
- A obiecujesz się pilnie uczyć, być grzeczna i będziesz przesyłać nam listy? - Spytała mama.
- Obiecuję
- W takim razie zgoda myszko.
- Dziękuję. – Podbiegłam do rodziców i mocno ich przytuliłam.
- W takim razie w ostatnim tygodniu sierpnia ktoś się zgłosi by zabrać państwa córkę na zakupy i odpowiedzieć na ewentualne pytania. Bilet do pociągu o którym państwu mówiłem jest w kopercie. No na mnie już pora. Do widzenia. – Mężczyzna wstał i razem z tatą skierował się do wyjścia. Gdy drzwi się za nim zamknęły wszyscy dalej siedzieliśmy pogrążeni we własnych myślach. Nagle mama zerwała się z miejsca z wielkim uśmiechem na ustach.
- No kochani nie ma co tak siedzieć i dumać przyjęcie samo się nie przygotuje. Kto idzie mi pomóc?
CZYTASZ
Zaginiona córa rodu Phoenix
FanfictionNazywam się Mary Favex i do czasu swoich 11 urodzin myślałam, że jestem zwykłą dziewczynką. Zapraszam do przeczytania mojej opowieści i wspólnego odkrywania tajemnic.