Draco gorączkowo rozglądał się w poszukiwaniu choćby kosmyka platynowych włosów, należących do jego ojca. Siedmioletni chłopczyk oddychał nerwowo, co jakiś czas będąc potrącanym przez tłum spieszących się gdzieś mugoli.
Nie pamiętał, kiedy uścisk jego małej dłoni stał się zbyt lekki, by utrzymać płaszcz ojca. Nie miał szans nawet zawołać za gnającym na przód mężczyzną. Mugolski tabun pochłonął go i zepchnął gdzieś pod ścianę jakiejś kawiarenki.
Błąkał się już dobre kilka godzin. Zaczepienie postronnego przechodnia nie wchodziło w grę. Ojciec zawsze mówił mu, że mugole są inni, niebezpieczni. Draco bał się, że gdyby ktokolwiek zorientował się, kim jest, zrobiono by mu krzywdę.
Przycisnął plecy do ściany budynku i z całej siły starał się stać niewidzialnym. Po drugiej stronie dostrzegł mały plac zabaw i dwójkę rozwrzeszczanych chłopców, mniej więcej w jego wieku. Śmiali się i ciskali kamieniami, od czasu do czasu kopiąc swój cel.
Wzdrygnął się.Czy tak właśnie wyglądało okrucieństwo mugoli? Oczywiście, sam nie raz słyszał, jak podobne rzeczy dzieją się w czarodziejskim świecie, ale tam spory rozwiązywano zazwyczaj za pomocą magii. Korzystanie z przemocy fizycznej wydawało się Draco dziwnie niewłaściwe. Zupełnie jakby w ten sposób można było zadać boleśniejsze rany.
– Biedne stworzenie – wyszeptała jakaś kobieta, siedząca przy stoliku obok. – Że też takim dzieciom pozwala się chodzić samopas. To okrutne...
– Ta dwójka bachorów terroryzuje prawie całą szkołę. Ten pulchny blondynek dopiero co się tutaj przeprowadził razem z rodzicami, a już owinął sobie wszystkich wokół małego palca. Nauczyciele nie są w stanie nic zrobić, bo ich rodziny są wysoko postawione. Czują się bezkarni – wtrąciła się inna, siedząca przy stoliku obok. – Teraz znęcają się nad bezdomnymi zwierzętami, a później co? Będą bić dzieci?
Dopiero teraz Draco dostrzegł, co stanowi „cel" dwójki łobuzów. Mała czarna kuleczka turlała się w te i we w te od siły ciosów. Chłopiec mógłby przysiąc, że w niektórych miejscach na piasku dostrzegł ciemne plamy krwi. Jęknął cicho i postąpił krok do przodu, zaraz jednak w jego głowie odezwał się surowy głos ojca.
„Co z tego, Draco? Czy to moja lub twoja sprawa, synu?"
Odwrócił wzrok, starając się na powrót skupić na odnalezieniu drogi powrotnej. Ciągłe śmiechy dwójki chuliganów nie ustawały, a wręcz zdawały się przybierać na sile.– Myślisz, że już padł? – zapytał pulchny blondynek.
– Możemy to łatwo sprawdzić. Koty powinny zawsze spadać na cztery łapy prawda? – zaśmiał się towarzyszący mu chudy chłopczyk. Draco nie mógł tego dłużej słuchać.
Ruszył biegiem przed siebie, zupełnie ignorując ostrzegawcze krzyki przechodniów i trąbiące na niego dziwne blaszane stwory, w których siedzieli inni mugole. Podbiegł do dwójki chłopców i wyrwał opasłemu blondynkowi zmaltretowanego kota. Czarna kuleczka miauknęła w proteście i wtuliła się w jego ramiona.
– Ej! Oddawaj! – warknął grubas i wyciągnął ręce w stronę zwierzęcia. Draco cofnął się o krok, zacieśniając uścisk na drobnym ciałku stworzonka.
– Nie! Robicie mu krzywdę! Jego to boli! – zaprotestował Malfoy. Dwójka chłopców wybuchła śmiechem.
– I co z tego?! To tylko zwykła przybłęda! Nikt nie będzie po niej płakać! – Po raz kolejny głos zabrał blondyn. Draco powoli zaczynał rozumieć, jaka „przyjaźń" między tą dwójką panuje. Sam miał takie relacje z wieloma osobami. Pozwalali się wykorzystywać i narzucać swoje zdanie, ponieważ ciągnęła ich magia, potęga, wpływy i pieniądze. Dla Draco byli niczym kurz, który w każdej chwili można strzepać z butów i pozbyć się problemu.
Wykrzywił twarz w pogardliwym wyrazie.
– Może i jest przybłędą, ale mnie będzie przykro, kiedy umrze. Za to za tobą na pewno nikt nie zatęskni, tłuściochu! – warknął.
– Ty mały! –Blondyn rzucił się na niego, wyciągając ręce. Draco potknął się i wylądował na tyłku w piachu. Kiedy już miał się skulić w oczekiwaniu na cios, małe stworzonko w jego rękach syknęło przeciągle i wyciągnęło się do przodu, znacząc dłonie jego napastnika głębokimi, krwawymi pręgami.
Chłopak wrzasnął z bólu i przez chwilę z niedowierzaniem wpatrywał się w swoje dłonie. W jego oczach zalśniły łzy, które już po chwili zaczęły spływać ciurkiem po pulchnych policzkach. Odwrócił się i, zawodząc niczym pięciolatek, pobiegł w tylko sobie znanym kierunku. Drugi chłopiec podążył za nim.
Draco z uznaniem i nikłym uśmiechem na twarzy spojrzał na małego kotka. Szmaragdowe, wielkie oczka wpatrywały się w niego z nadzieją i niemym błaganiem. Kicia miauknęła przeciągle.
– Już dobrze, maluchu. Już nikt cię nie skrzywdzi. Nie pozwolę na to – powiedział cicho, gładząc mięciutką, czarną sierść. Stworzonko zaczęło mruczeć, a po chwili ciepły język zaczął zlizywać krew, która pojawiła się na skórze chłopca.
Kilka osób podeszło do niego i zaczęło mamrotać coś cicho. Draco spojrzał na dorosłych z mordem w oczach.
– Mogli go zabić! – warknął z wyrzutem. – Był ranny i wystraszony, a wy nic nie rozbiliście!
Kilka osób cofnęło się jakby w obawie przez krzyczącym dzieckiem.
– Czy naprawdę tak ciężko było pomóc jednemu maluchowi?! A co gdyby to nie był kot, tylko dziecko?! Też byście je porzucili?! – Mała, czarna kuleczka poruszyła się niespokojnie w jego ramionach. Przytulił ją mocniej do siebie i uśmiechnął się ciepło, kiedy gorący język przejechał po jego policzku.
Nagle kotek zeskoczył na ziemię, odbiegł kilka kroków, a potem wrócił i złapał za skrawek nogawki chłopca.
– Mam iść z tobą? – zapytał Draco, ignorując nadal przyglądających mu się mugoli. Kotek powtórzył wcześniejszy ruch. Odbiegł, wrócił, pociągnął za nogawkę i znów odbiegł. Draco nie mając za bardzo pojęcia, gdzie jest i co ma dalej robić, wstał i poszedł za kociakiem.
Zwierzątko zwinnie umknęło z placu zabaw i Malfoy w pewnym momencie musiał wręcz biec za nim. Za każdym zakrętem czarna kuleczka zatrzymywała się i czekała, aż chłopiec znów ją dostrzeże. Czasem, kiedy zajmowało mu to wyjątkowo długo, prychała jakby z irytacją.
Wreszcie, w momencie, kiedy blondyn miał już się poddać, dostrzegł znajomy szyld Dziurawego Kotła i wysokiego mężczyznę i platynowych włosach sięgających ramion.
– Tato! – krzyknął i pobiegł w stronę czarodzieja. Lucjusz odwrócił się na pięcie, a w jego twarzy zniknął niepokój i żal. Drobne ciało jego syna uderzyło w niego z nadzwyczajną siłą. Objął Dracona i przytrzymał przy sobie, jakby w każdej chwili ktoś miał mu odebrać jego jedynego syna.
– Tak strasznie się bałem... Zgubiłem się... Myślałem, że już nigdy tu nie trafię, a potem ci mali mugole... i kot... – Draco dzielnie walczył ze wzbierającymi w oczach łzami.
– Jesteś ranny? – zapytał Lucjusz, a w jego głosie słychać było zmartwienie. Chłopiec jedynie pokręcił głową.
– W takim razie, chodź. Wracamy do domu. – Draco posłał ojcu promienny uśmiech, a potem odwrócił się i zerknął w miejsce, gdzie po raz ostatni widział małego, czarnego kotka. Nic nie wskazywało choćby na ślad istnienia owego stworzonka. Blondynek zmarszczył brwi.
– Draco, idziemy! – powtórzył Lucjusz i chłopiec momentalnie wyrzucił z głowy zwierzątko, które zawdzięczało mu życie. Odwrócony plecami nie zdołał zobaczyć małego łepka i pary szmaragdowych oczu z pionowymi źrenicami, które wpatrywały się w niego ze smutkiem.
***
Tak... Oto pierwszy rozdział nowego opka. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Raczej nie spotkałam się jeszcze z czymś takim, więc nie mam pojęcia, jak się przyjmie :)
Do poczytania we wtorek <3
CZYTASZ
Zieleń, której nie potrafię zapomnieć.
FanfictionPewnego dnia Draco napotyka na maleńkiego, czarnego kota. Stworzonko jest wychudzone, przestraszone, a na dodatek nękane przez bandę mugoli. Zagubiony w samym sercu Londynu i samotny blondyn postanawia uratować zwierzaka. Jakie jest jego zaskoczenie...