3. Lipowe pogaduchy

71 14 9
                                    

Ubrani w grube płaszcze siedzieli pod złocistą lipą. Chłopak zamyślony patrzył na pojedyncze chmury i trząsł się z zimna, pomimo ciepłych ciuchów na sobie. Przed nimi leżała wycięta jarzębina, która wyglądała na wyjątkowo smutną i niepogodzoną z nagłą śmiercią. 

Kamila bawiła się kolorowymi sznurkami od glanów i czekała, aż Marcin zacznie rozmowę. Od pewnego czasu coś zaczęło się w niej zmieniać. Lubiła transformacje. Nie przepadała za nudą. Zresztą, nie potrafiła się nudzić, jednak czuła, że któraś część w czasie procesu zmiany została pusta. Zdecydowanie można było to nazwać pustką. Coraz częściej myślała nad samotnością, nad brakiem ludzi. Wiedziała, że nigdy nie zakocha się i to powodowało w niej strach. Kto z nią pozostanie do końca, jeśli nie zaoferuje miłości? Było jej wstyd z powodu tych myśli. Niejednokrotnie wyobrażała sobie, że mówi o tym Marcinowi i karciła się za to. 

- Myślisz, że kiedy ten ktoś ujawni się? - odezwał się w końcu chłopak. - Lubię te listy, ale chciałbym móc odpisać. 

Jak mogła skupiać się na sobie, kiedy jej przyjaciel dostawał miłosne wiadomości od wielbicielki? Wcale nie wierzyła w tę wersję i z każdym kolejnym tekstem upewniała się w swojej teorii, w której uznała, że ktoś żartuje z Marcina i to boleśnie. Tego nie lubiła w przyjaźni. Kiedy chłopak się o tym dowie, to załamie się, a i ona poleci z nim w dół, gdzie oboje będą cierpieć. Obserwować jego rozpacz, aż w końcu stanie się to i jej rozpaczą. Gdyby tylko wiedziała, kim była ta osoba. Wzięłaby Marchewę ze sobą i skopałyby temu komuś tyłek. 

- Nie wiem, ale cieszę się, że jesteś z tego taki radosny - odpowiedziała. - Promieniejesz od czasu, kiedy dostałeś pierwszy list. 

Uśmiechnęła się. Bardzo nie chciała ranić Marcina. Zalewały ją dreszcze na myśl, że okłamywała go, ale w końcu w dobrej sprawie. Może myliła się i jej teoria była żałosna? Nie rozumiała tego. 

- W życiu nie czułem się tak ważny - powiedział cicho, wpatrując się w martwą jarzębinę. - Nareszcie mam ochotę robić cokolwiek. Mam ochotę wstawać z łóżka. Mam ochotę rozmawiać z ludźmi i szczerze uśmiechać się. Wiesz o co mi chodzi? Przyszedł czas, że już nie udaję. 

- Mocne słowa jak na parę listów - odpowiedziała. - Masz już jakieś podejrzenie?

Po tych słowach ewidentnie schował się w sobie. Zawahał się, patrząc w zielone oczy Kamili. Nadal śmierdziało od niej papierosami. Czasami pachniała kawą. Od czasu do czasu również czekoladowymi perfumami, które były miłością dziewczyny. Uważał je za zbyt słodkie, ale i tak najbardziej wolał ją z ostatnim zapachem. 

- Marcin! - krzyknęła zdenerwowana. - Czy ty coś wiesz i nie chcesz mi powiedzieć?! 

- Nie, nie! To nie tak! - bronił się zdruzgotany całą tą sytuacją. - Po prostu ja...

Wziął głęboki oddech, a ona uniosła brwi ze zdziwienia. Poprawiła rajstopy, które miała na sobie i po tym skupiła całą swoją uwagę na twarz przyjaciela. Nawet pomarańczowe lasy za jego głową nie kusiły ją, aby oderwać wzrok od Marcina. 

- Po prostu mam nadzieję, że to Malina - skończył i momentalnie zaczerwienił się, co próbował ukryć, ale nawet jego dłuższe blond włosy nie pomogły. 

- Dlaczego masz taką nadzieję? - zadała pytanie Kamila, nieszczególnie zaskoczona jego słowami.

- Podoba mi się, przecież wiesz. 

Dziewczyna pokiwała głową i pomarańczowy las, jednak skusił ją i spojrzała w kierunku kolorowych drzew. 

Poczuł ciepło jej dłoni na swoim ramieniu. Obiecał sobie, że nikomu nie powie o Malinie, ale był zdecydowanie zbyt słaby na to, dlatego od razu gdy poznał Kamilę, wygadał się jej. Poczuł, że w końcu może wyrzucić to z siebie. Pewne uczucie rozrywało go od środka, nie pozwalało zamknąć ust albo udawać, że ktoś taki jak Malina wcale nie istniał. 

- Opowiesz mi o tym jeszcze raz? - zapytała po chwili i wstała, aby rozprostować kości. 

Słońce zachodziło, barwiąc niebo na ciepłe kolory i dodając jesiennym krajobrazom dodatkowego smaku. Żółć liści idealnie komponowała się z niebem, co poruszało Kamilę. Dziewczynę częściej wzruszała natura niż niejeden film czy książka. 

Kiedy on miał otworzyć usta, aby odpowiedzieć, rozległ się dzwonek komórki. Kamila spojrzała na urządzenie i przeprosiła chłopaka, mówiąc, że to bardzo ważne, a on domyślił się o kogo chodziło. Widział przygnębioną minę na twarzy dziewczyny. Zdawał sobie sprawę z rozwoju relacji pomiędzy Kamilą, a Marchewą. Cieszyło go to, ale był egoistycznie zazdrosny. Mieli siebie, a oboje bali się samotności. Nawet, jeśli on miał swoje listy. 

Po dziesięciu minutach wróciła do Marcina i usiadła jeszcze bliżej jego ciała. 

- Coś się stało? - zapytał, a ona położyła głowę na jego ramieniu, co robiła bardzo rzadko. 

- Muszę zaraz iść do Marchewy, nie obrazisz się? - odezwała się i choć on tego nie widział, zamknęła oczy. Wyobrażała sobie, że płynie niewielką łódką po jeziorze i czuje spokój. 

- Wszystko w porządku? 

- Marta ma dziś wyjątkowo brzydki humor. Chcę spróbować go ozdobić czymś pięknym. Nawet małą koniczynką.  

- Koniecznie czterolistną. 

Uśmiechnęła się pod nosem. Dopiero w tamtym momencie spostrzegła, jakie miała brudne buty. Lubiła niechlujstwo, ale akurat obuwie było dla niej świętością. Jakby to właśnie one wyrażały osobowość drugiego człowieka. 

- Opowiedz mi szybko o Malinie. 

- Ileż ty możesz o niej słuchać, matko. 

- Gdy czytasz te listy, to czujesz, że są one od Maliny? Wyobrażasz sobie to? 

Potwierdził ze wstydem. Chciałby mówić o niej swobodniej tak, jak zrobił to za pierwszym razem. 

- Dlaczego robisz się czerwony i opuszczasz głowę, gdy wypowiem jej imię? - zadała pytanie i rozbawiona spojrzała na niego. - To normalne. Całkowicie normalne, że podoba ci się. 

- Ale ja nie wiem, czy tego chcę - odpowiedział. 

- Jak to? O czym ty mówisz? - zapytała zaskoczona. - Przerabialiśmy to już. Nie ma co wstydzić się swoich emocji do niej. Tym bardziej, że są tak ładne.

- A co, jeśli to nie ona jest autorką listów? A co, jeśli absolutnie nic dla niej nie znaczę i nie będę znaczył? To głupie, Kamila. Nie chcę robić sobie nadziei. 

- Obawiam się, że już ją sobie zrobiłeś. 

Kamila miała rację, a on zdał sobie z tego sprawę, gdy ta pożegnała się i odeszła spod lipy. Gdy zniknęła za lasem, wyciągnął kopertę i przeczytał po raz kolejny tekst do niego. Tylko do niego. Napisany różowym długopisem o zapachu truskawek. 


WrzosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz