Wiosna kojarzy nam się z kwitnącymi pąkami na nagich gałęziach drzew, feerią barw po deszczu czy też słodkim śpiewem ptaków. Wybudza nas z zimowego snu, witając ciepłymi promieniami słońca, obejmujące nasze ciała. Ludzie coraz częściej wychodzą z domów, by spędzać czas ze swoimi najbliższymi w mieście lub na spontanicznych wycieczkach w gdzieś nieznane.
Lecz wiosna amerykańskim studentom przywodziła na myśl z wolnością. Wolnością od nadmiaru obowiązków, nudnych wykładów o zarządzaniu oraz upierdliwych, wiecznie prawiących morały na temat egzaminów oraz wspaniałej, świetlanej przyszłości profesorów. Zdaniem większości uczniów niepotrzebnie się produkowali, marnując swój i swoich uczniów czas.
Studenci odetchnęli z ulgą, kiedy wychodzili z budynku uniwersytetu. Jak na złość nad Detroit zjawiły się ciemne chmury, zsyłając na mieszkańców intensywny deszcz. Yuuri, będąc pośród tłumu uczniów wychodzących z budynku, westchnął ciężko. Jak na złość zapomniał wziąć z mieszkania swojego ulubionego parasola, za co się zganił w myślach. Założył kaptur na głowę, następnie stawiał duże kroki, kierując się do ciepłego, przytulnego mieszkania.
*
Irytujący dzwonek domofonu rozbudził Phichita. Klnąc na cały świat i (przede wszystkim) swojego współlokatora chłopak wstał z łóżka, o mały włos przewracając się o własne ubrania, rozrzucone po podłodze. Otworzył drzwi, wpuszczając zmokniętego do suchej nitki Japończyka.
— Sorry, że musiałem cię budzić Phichit, ale zgubiłem te cholerne klucze – powiedział na jednym wydechu Katsuki, w ekspresowym tempie zdejmując przemoczone ubrania. - Nawet nie wiem, gdzie dokładnie je zgubiłem, psia mać...
Taj westchnął, wskazując na przewieszone na wieszaku brelok z kluczami oraz zawieszką z puchatą podobizną psa rasy shiba inu. Brunet podziękował mu skinieniem głowy, mieląc w ustach wymyślną wiązankę przekleństw na swoje roztrzepanie. Skierował swe kroki do kuchni, wlewając wodę do czajnika.
— Ciao ciao coś gadał o mojej nieobecności? - spytał Chulanont, po czym ziewnął szeroko. Student ekonomii posłał mu karcące spojrzenie, by zasłonił swoją buzię, lecz ten nic nie robił z groźnego wyrazu twarzy swojego współlokatora.
— Jak zwykle wyrażał wielkie ubolewanie, że się nie pojawiasz na jego zajęciach – wzruszył ramionami. Wyciągnął z górnej szafki swój kubek z brązowym pudlem i chomikami (bez którego dzień Phichita jest dniem straconym) oraz dwie torebki zielonej herbaty z cytryną. - Musisz wreszcie przychodzić na jego wykłady, bo inaczej przez resztę roku będzie mi zawracał głowę pytaniami o ciebie.
— Okej, okej – chłopak machnął ręką lekceważąco. - Załatwię to i będziesz miał od niego święty spokój.
Brunet uniósł sceptycznie lewą brew.
— No nie patrz tak na mnie, Yuuri! - zawołał Taj, wydymając usta. - To, że jestem wiecznym leniuchem nie oznacza, że czegoś tego nie zrobię... Poza odkładaniem tego na później, oczywiście. Po przerwie wiosennej na pewno do Ciao ciao podejdę.
— Poczekaj, zaraz wyciągnę komórkę i nagram...
— Yuuri!
— Tak mam na imię, Phichit – puścił mu perskie oko. Gwizdek czajnika zwrócił uwagę współlokatorów. Yuuri podszedł do czajnika, by zgasić palnik, po czym nalał do kubków wrzątek. Na stół położył ostrożnie parujące kubki.
Ich rozmowa zeszła na najróżniejsze tematy, przy akompaniamencie śmiechu oraz prychnięć. Herbata rozgrzewała ich od środka, tłumiąc na chwilę burczenie brzucha, domagającego się porządnego posiłku.
CZYTASZ
Z deszczu pod rynnę | Victuuri
FanfictionYuuri, po uporczywych namowach swojego przyjaciela i współlokatora, idzie z nim do "Przystani". 💦 Pairing: barman!Victor Nikiforov x student!Yuuri Katsuki Fandom: Yuuri!!! on Ice (YOI) Status: Zakończony Uwagi: OOC postaci (zwłaszcza Yuuri), mnós...