Dashing through the snow

2.2K 221 51
                                    


 Dźwięk roztrzaskanego szkła rozszedł się po całym domu powodując, że Harry drgnął w kuchni, wsypując do dwóch kubków sproszkowane kakao. Odstawił karton mleka na blat i przymknął na chwilę oczy, by przygotować się na to co mógł zobaczyć w salonie. Przy choince bawił się jego prawie ośmioletni syn, Brian. Prosił go kilkukrotnie, by nie narozrabiał, kiedy on przygotuje im gorący napój. Nie minęło nawet pięć minut, a chłopiec już coś zepsuł i miał tylko nadzieję, że to nie poleciała choinka i nie zbił wszystkich lampek.

W salonie na środku dywanu siedział Brian, jego ciemnobrązowe włoski spadały na czółko, głowę miał schyloną w geście skruchy. Jednym okiem zerkał na tatę, a potem na rozbitą bombkę pod choinką i małego pluszaka. Może i na początku był zły, ale teraz chciało mu się śmiać. Jego syn był zabawny w całym tym swoim psoceniu (miał to po ojcu) i wiecznym przepraszaniu. Był po prostu niezdarą.

Harry splótł ramiona na piersi i posłał chłopcu uśmiech. Brian zarumienił się zasłaniając twarz dłońmi. Na sobie miał zeszłoroczny sweterek z reniferem, który dostał od cioci Gemmy i mimo że był brzydki to Brian go uwielbiał, tak samo, jak uwielbiał swoją ciocię. Mieli podobne charaktery, to dlatego. Kochali denerwować Harry'ego.

- Przepraszam - mruknął ośmiolatek podchodząc na czworaka do choinki i zgarnął pluszaka. - Posprzątam.

- Słonko - westchnął Harry. Wrócił do kuchni po zmiotkę, a potem przykucnął przy rozbitej bombce, by zamieść szkło. - To był wypadek, prawda? - Brian w odpowiedzi pokiwał krótko głową, mocniej ściskając misia. - Nie musisz mnie przepraszać. Lepiej przynieś nam kakao.
Brian jak strzała pognał do kuchni i po chwili pojawił się z powrotem z dwoma kubkami, idąc powoli i wpatrując się w napój. Odstawił kakao na stoliku i wczołgał się na kanapę. Harry poszedł wyrzucić szkło po czym usiadł obok syna i zgarnął go na kolana. Chłopiec zapiszczał czując łaskotki na żebrach.

- Podaj mi - zażądał wyciągając ręce po gorący kubek, który Harry bez słowa mu podał, a drugi wziął dla siebie. Upił kilka łyków i zrzucił z siebie syna.

- Mam nadzieję, że za dziesięć lat nie będziesz wszystkiego upuszczał - zaśmiał się Harry, jednak naprawdę miał to na myśli.

- Bardzo śmieszne - parsknął chłopiec. Sięgnął po pilota i włączył telewizor od razu przeskakując na program z kreskówkami. Harry westchnął na mus oglądania idiotycznych bajek, ale zajął się piciem kakao i przeglądaniem zdjęć na instagramie.

Gemma wrzuciła fotografię swojej choinki, co przypomniało Harry'emu, że za dwa dni jest Wigilia, a on nadal nie miał prezentu dla swojego syna. Nie to, że nie wiedział, czym interesował się Brian, bo wiedział. Tylko, że jego mama już mu kupiła pościel ze Spidermanem i jego figurkę, Gemma natomiast sprezentowała swojemu chrześniakowi Jak ukraść księżyc i Krainę Lodu na płycie CD (jego dwie ulubione bajki), a od Nialla dostanie grę Star Wars. A jemu co zostało? W sumie nic. Nie miał pojęcia co mu kupić. Brian niczym innym się nie interesował, a Harry doszedł do wniosku, że powielanie będzie bez sensu.

- Bri? - mruknął zwracając na siebie uwagę syna. - Co byś chciał od Mikołaja? - chłopiec zaśmiał się.

- Już ci mówiłem. Chcę pościel.
No tak.

- Wiem. Ale coś jeszcze? Mikołaj ma mnóstwo możliwości. - w odpowiedzi Brian wzruszył ramionami. Harry westchnął i zakończył temat.

Chłopiec nie odwracał wzroku od ekranu telewizora, gdy zaczął się Dexter, a on poczuł się senny. Była dopiero godzina dwudziesta. Jutro miał dzień wolny, zaczynał przerwą świąteczną, więc nie chciał tak wcześnie się kłaść. Planował ten wieczór spędzić z synem, ale on najwyraźniej miał lepsze zajęcie. Rozejrzał się po salonie w poszukiwaniu jakiejkolwiek książki, jednak niczego nie dostrzegł. Jego telefon ładował się w sypialni, a nie chciało mu się ruszać z miękkiej kanapy. Ostatecznie otulił się kocem i ułożył wygodniej z kubkiem kakao. Brian nie zwracał na niego uwagi.

Pół godziny później, kiedy jego powieki same się zamykały pomimo jego silnej woli, drzwi do mieszkania zaczęły się otwierać. Jęknął odchylając do tyłu głowę. Wiedział co to oznacza; tylko jego mama miała klucze do jego domu. Widocznie postanowiła zafundować im nocną wizytę. Brian zorientował się co dzieję i od razu pobiegł do korytarza krzycząc głośno:

- Babcia!

Harry kątem oka dostrzegł jego ośmiolatek tuli się do nóg jego mamy, a ona ze śmiechem odwzajemniła gest.

- Cześć szkrabie. Gdzie tata?

- W salonie. Oglądamy Dextera. Chodź - krzyczał Brian i pociągnął babcię za rękę w głąb domu. Kobieta weszła do środka stukając swoimi obcasami. Na sobie miała długi brązowy płaszcz, czarną puchatą czapkę i szalik tego samego koloru. Spojrzała z rozbawieniem na syna leżącego pod kocem i kubkiem kakao w dłoni. Zdjęła rękawiczki, kiedy Harry skulił się pod jej spojrzeniem.

- Korzystam z wolnego - westchnął obrażony, a potem wrócił wzrokiem na mamę i uśmiechnął się. Anne zaśmiała się krótko i przycupnęła na fotelu. Harry dopiero teraz dostrzegł topniejące już płatki śniegu na jej płaszczu. - Pada śnieg? - zdziwił się, bo w pogodzie od dwóch tygodni powtarzali, że w tym roku śniegu na święta nie będzie.

- No coś tam prószy - mruknęła Anne zdejmując z siebie płaszcz.

- Śnieg! - Brian wyskoczył niczym strzała i przycisnął twarz do zimnej szyby. Uwielbiał zimę i uwielbiał śnieg. O tej porze roku Harry nie potrafił zaciągnąć go do domu, ośmiolatek kochał zabawę w białym puchu i zawsze znajdował wymówkę, by wyjść na zewnątrz z samego ranka, kiedy jeszcze było ciemno, i ciemno było gdy wracał do domu. Najlepsze w tym wszystkim było to, że Brian nie chorował. Odkąd się urodził tylko raz był przeziębiony i to naprawdę było cholerne szczęście dla jego taty. - Śnieg, tato! Śnieg! Idziemy? - wpadł Harry'emu na kolana i spojrzał na niego dużymi oczami. Anne tylko się śmiała, kiedy Harry kręcił głową.

- Nie ma mowy. Jest ciemno i zimno. I zdecydowanie za późno. Pójdziemy jutro.

- Ale.. - westchnął chłopiec i zrobił smutną minkę.

- Jeśli teraz pójdziesz spać to szybko przyjdzie jutro i kiedy tylko się obudzisz to wyjdziemy.

- Dobra! - krzyknął uradowany Brian i pognał na górę do swojego pokoju. Harry był pewien, że naprawdę miał zamiar położyć się do łóżka i po prostu iść spać.

- Skąd ten śnieg? - powiedział Harry do Anne wydostając się spod koca. - Mówili, że w tym roku nie będzie.

- No tak mówili. Ale widocznie się pomylili. - Anne machnęła ręką. - Ne przyszłam, żeby gadać o pogodzie.

- A o czym?

- Chciałam was zaprosić do nas na Wigilię.

- Mamo. Przecież co roku przychodzimy. - jęknął Harry mając ochotę się roześmiać.

- I co roku zapraszam was oficjalnie.

- Ehh. Tak, przyjdziemy.

- Wiem. - mruknęła z uśmiechem Anne i skierowała się do kuchni. Harry widział jak sięga po kubek i nastawia wodę. - A co z Matyldą?

- Jedzie na Majorkę ze swoim fagasem, więc w tym roku Brian spędzi święta bez mamy - burknął Harry. Drażnił go temat matki jego dziecka. Była okropną osobą i dziwił się sam sobie, że z nią współżył.

- Nie lubię tej kobiety. - warknęła Anne wracając do salonu z kubkiem kawy. - Kupiła mu coś chociaż?

- Przelała więcej pieniędzy. Naprawdę liczyłem, że Bri spędzi święta z mamą, ale może to nawet lepiej-

- Nie lubię mamy. Nie chcę, żeby przyjechała.

Oboje usłyszeli cichy głos ośmiolatka. Maluch spojrzał na tatę, a potem powoli podszedł do niego, wspiął się na kolana i przytulił.

- I nie przyjedzie. - odparł Harry głaskając jego małe plecki. Anne uśmiechnęła się z czułością.
Kochała swojego syna, ale wnuka chyba jeszcze bardziej. Brian był uroczym chłopcem. Owszem, był z niego urwis, czasem nieposkromiony, gdy miał styczność z ciotką, był także okropnym niezdarą, wrażliwy, ale też odważny, wydawał się nie wiedzieć co to strach, dopóki tata był przy nim. Był niezwykle rodzinny i uwielbiał czułości, czy to z babcią czy z wujkiem Niallem. Nie dało się go nie kochać, wszyscy go uwielbiali pomimo, że często denerwował.

- Czas spać. - odezwał się Harry powoli próbując się podnieść. Sam miał ochotę nic tylko zasnąć w swoim wygodnym łóżku, ale najpierw musiał położyć syna.

- Ja się nim zajmę. - zaproponowała Anne zabierając Briana z rąk taty i z sennym już chłopcem skierowała się do jego pokoju. Harry ułożył się wygodnie na kanapie, przykrył z powrotem kocem i przymknął oczy. Tylko na chwilę.

Anne pomogła wnukowi się rozebrać z przyciasnych spodni i sweterka, włożyła mu za to miękką i ciepłą pidżamkę. Zagoniła go do łazienki, by umył twarz i ząbki i nawet nie protestował. W końcu wsunął się pod ciepłą kołdrę i pozwolił, by babcia ucałowała go w oba policzki, na dobranoc.

- Kiedy przyjdzie Mikołaj? - spytał cicho i ledwo wyraźnie.

- Za trzy dni. I przyniesie ci tyle prezentów ile tylko zapragniesz.

- Nie prawda. - burknął Brian, na co Anne się lekko zdziwiła. - Musi też dać prezenty innym dzieciom na całym świecie. Każdy dostanie tylko troszkę.

- Cokolwiek powiesz. - Anne z uśmiechem pogłaskała jego włoski. - Dobranoc, skarbie.

- Branoc. - odparł chłopiec, ziewnął i zanim babcia wyszła z jego pokoju - on już spał.

W salonie Anne zastała swojego syna śpiącego na wąskiej kanapie. Koc zsunął mu się z ciała powodując, że skulił się na uczucie zimna. Zaśmiała się do siebie i instynktownie okryła szczelnie Harry'ego. Przyjrzała się jego śpiącej twarzy i ponownie doszła do wniosku, że Brian jest wręcz identyczny.

Szczerze musiała przyznać, że to na dzieci Harry'ego najbardziej czekała. Nie to, że nie kochała Emmy i Erica, bo oczywiście że tak, byli jej wnukami tak samo jak Brian. Tylko było jej nieco przykro, gdy Harry wieku dwudziestu lat przyznał jej się do bycia homoseksualistą. Zaakceptowała go, tu nie było wątpliwości. Jednak tu chodziło o to, że matki zawsze mają to do siebie, że to jednak syn jest ich oczkiem w głowie. Anne nie była wyjątkiem. Nie mogła się doczekać, aż Harry przyniesie jej wnuka. Jednak ta wiadomość trochę pokrzyżowała jej marzenia. Gemma dała jej dwójkę ślicznych wnucząt, okropnie podobnych do Desa i w momencie kiedy to właśnie nimi się zajęła, pojawił się zapłakany Harry z wiadomością, że zostanie ojcem. Anne współczuła mu, bo wiedziała, że to nie tego od życia oczekiwał, ale w głębi duszy cieszyła się. Harry i Matylda nigdy nie byli razem i nigdy też nie będą. Harry twierdził, że poznali się na poczcie, w ich pracy, i kobieta wydawała się być miła i przyjemna. Dwa miesiące zajęło jej wejście w życie Harry'ego i uwiedzenie go. Chciała zmuszać go do seksu, ponieważ był przystojny, ale też niesamowicie uległy. Jednak nie udało się, bo zaszła w ciążę. Oddała Harry'emu pełnoprawną opiekę, bywając w życiu Briana raz do roku, na pół godziny, w jego urodziny. Brian nie lubił mamy, ponieważ.. była jaka była. Nie traktowała go jak syna, a on nie chciał nazywać ją matką. Zdecydowanie wystarczał mu tata. I babcia.

Po cichu zgasiła światło w całym mieszkaniu zostawiając jedynie małą lampkę w kontakcie i wyszła zamykając dom.

Dashing through the snowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz