Ciepły, wiosenny wiatr rozwiewał moje rude kosmyki włosów, tworząc coraz bardziej nieogarniętą fryzurę. Oczy były skierowane na lecącą w moim kierunku piłkę. Nie mogłem spuścić jej z oka, nawet na sekundę. ON jednak miał inne plany.
- Hinata, idioto!
Odruchowo spojrzałem na właściciela głosu. Z jego jakże podirytowanej miny mogłem śmiało stwierdzić, że znowu coś mu nie pasowało. Tym razem padło na złe ustawienie rąk. Na chwilę zapomniałem o piłce i skupiłem całą uwagę na czarnowłosym. Sytuacja nie wyglądała kolorowo. Zaczął biec w moją stronę, a ja odruchowo zacząłem uciekać przed nim.
- Wracaj tu! - biegł za mną, raz po raz przyspieszając.
- Przestań wyglądać jakbyś chciał mnie zabić!
- Bo chcę Cię zabić!
- Za co?!
- Przez ciebie moja piłka wylądowała na drzewie! - złapał mnie za kołnierz koszulki i dalej wpatrywał się we mnie swoim wzrokiem mówiącym "Chcę Cię zabić".
- Chyba to nie ja ją odbiłem, co nie?!
- To twoja wina! Jakbyś miał dobrą pozycję nic by się nie stało!
- Okej. Zawaliłem. Możesz mnie już puścić?
Z niechęcią na twarzy puścił moją koszulkę. W tym czasie zdążyłem wymyślić plan odzyskania jego piłki. Nie był skomplikowany, ale... nie sądzę, aby ten pomysł spodobał się Kageyamie.
- Nie. - odpowiedział.
- No weź! To jedyny sposób! Albo to, albo kupujesz sobie nową piłkę!
- Tsk. Dobra. Ten jedyny raz, rozumiesz?!
Mój plan polegał na tym, aby wejść na jego plecy i w górze pochwycić piłkę z drzewa. Kiedy znalazłem się na barkach rozgrywającego próbowałem dosięgnąć rekami piłkę, która za żadne skarby nie chciała zostać uratowana. Złapałem się jednej z grubszych gałęzi i po prostu wspiąłem się na nią. Kageyama nie zupełnie rozumiał o co chodzi, ale przekonał się o tym kiedy oberwał spadającą piłką w głowę.
- Następnym razem uprzedź mnie przed piłką!
- Mówiłeś, że następnego razu nie będzie. - zauważyłem mądrze, machając nogami w przód i w tył na gałęzi. Zgadza się, dalej na niej siedziałem.
- No bo... to... idiota!
- Sam jesteś idiotą! - zeskoczyłem z drzewa, lądując obok Kageyamy. Z jego reakcji mogłem stwierdzić, że przestraszył się tego.
Piłka została schowana do jego torby i zaczęliśmy zbierać się do domów.
Niebo nad naszymi głowami zaczynało przybierać mocny odcień czerwieni. Oznaczało to, że słońce chowa się za horyzątem. Zawsze lubiłem zachody słońca i zapewne nigdy nie sprawią one, że przestanę się nimi interesować. Nawet jeśli obok mnie znajduje się najbardziej gburtowata osoba na świecie.
- Ładne niebo, nieprawdaż? -zapytałem, spoglądając na jego twarz.
- Zamknij się.
On za każdym razem reagował tak samo. Chciałem w jakiś sposób (niekoniecznie mądry) rozluźnić napiętą między nami atmosferę, a on wszystko niszczył. Możliwe, że miał w tym jakiś cel, jednakże nie wydawało mi się to celowe. Tak jakby chciał powiedzieć coś innego, a język sam mówi okropne obelgi na mój temat. Może ma niepokolei w głowie?
HEJ, HEJ! Z tej strony Yogurt-chan! Jak wam się podobał pierwszy rozdział? Mam nadzieję, że wyszedł dobrze ^^ Widzimy się w następnym rozdziale, który może być nawet jutro.
Do zobaczenia, Yogurciki! <3
CZYTASZ
Niebieskie Niebo // KageHina
Fanfiction- Dlaczego to robimy? - jego ton głosu był poważny. A problem polegał na tym, że ja również tego nie wiedziałem. - No bo... ja... ech. To był błąd. Przepra- - Idiota. Nie pytałem dlaczego tak postąpiłeś. Miałem na myśli dlaczego całujemy się gdy na...