A więc ten dzień, w którym przyszłam do mojej przyjaciółki, odbyła się głupawka, w którym zawsze mam dobry humor. To się stało zeszłej soboty, kiedy ja z przyjaciółką i jej bratem poszliśmy do kościoła, zaczęła się beka na całego. Ze wszystkiego się śmieliśmy, że o mało się nie posikałam. Takie głupie pozy i miny stroiłam, że się śmieliśmy. Gdy był różaniec, to siedzieliśmy, bo nas kolana bolały. Dlatego, że byłam od przyjaciółki rok starsza, to chciałam się wysadzić w powietrze. Mieliśmy głupawkę niesamowitą i ją z moją bff wspominamy do teraz. Śmiejemy się ciągle z tego, co się odbyło w kościele. Takie jaja były, że dziewczyny z mojej klasy się na nas patrzyły i też się śmiały. Ja się śmiałam, a przy nich udawałam, że się wzruszyłam tym, co ksiądz mówi. Potem po wyjściu z kościoła, to się śmieliśmy tak głośno, jak nigdy dotąd. I myśmy sobie bekę robili ze wszystkiego. Ludzie się nas bali, uciekali najdalej od nas. Jacie, jakie było przeżycie, że o mało w słup nie dostałam. U nich to taka beka była, że mnie nie mogli uspokoić, bo się śmiałam jak glupia. I ten dzień wspominam bardzo mile i dość spoglądam na to żartobliwie.