Prolog

33 4 4
                                    

Czy wy, śmiertelnicy, a może inaczej – cieleśni – narzekacie często na swoje życie? Ja znam odpowiedź. Podsłuchuję was przez cały czas, bo nie mam nic innego do roboty.

Gadacie na nie ile wlezie.

To coś nie wyszło, to ktoś was nie słucha, włosy nie chcą się układać, spodnie się nie zapinają. Tyle, że wy albo macie alternatywę w razie niepowodzeń, albo możecie po prostu zmienić się lub użyć takich czy owych sposobów. Taka właśnie jest zasadnicza różnica między wami, a takimi jak ja. Zawsze macie wybór.

Nie wyszło? Można spróbować jeszcze raz. Tudzież wciąć się za coś innego i się do tego przyłożyć.

Ktoś nie współpracuje? Ludzi na świecie jest około siedmiu miliardów, a ta liczba wciąż rośnie.

Gęsta czupryna uleży się z małą pomocą poduszki? Lakier do włosów, pianka, żel, spinka, szczotka.

Powrócił zimowy tłuszczyk? Od tego są siłownie, deptaki, baseny i tak dalej i tak dalej.

Tym czasem ja, bezcielesny, tułam się między wami jak jakiś zagubiony gość w czapce niewidce, która wrosła mi w głowę.

Może być gorzej? Owszem, może.

Październik

Sean

Stałem na przystanku. Właściwie nie wiem, czemu akurat tam – przecież nie mam potrzeby jechać gdziekolwiek autobusem. Lubiłem być wśród żywych, a jak wiemy w takich miejscach jest ich mnóstwo. Po prostu patrzyłem na ludzi, usiłując jakoś zwrócić ich uwagę. Ciężkie zadanie, kiedy nikt cię nie widzi, nie słyszy, nie czuje i absolutnie nie zdaje sobie sprawy z twojej obecności. Zrzuciłem żołędzie na chłopaka w szarej kurtce. Może zrzuciłem to za duże słowo. Zdmuchnąłem je, bo jestem jedynie strzępkiem powietrza. Wyciągnął słuchawki z uszu, rozglądając się za kimś, kto mógł to zrobić. Zwrócił się do faceta w garniturze, który siedział na swojej walizce, wpatrując się w telefon.

Przez chwilę się kłócili, ale krawaciarz zagroził wezwaniem policji (właściwie to na jakiej podstawie?), co od razu usadziło agresora. Burknął pod nosem coś o nauczce – śmiałbym się, gdyby nie to słowo. Nauczka to coś, co bardzo dobrze znam.

I wtedy przyszła ona. Widziałem ją już kilka razy. Często pojawiała się na tym, czy na innym przystanku, przychodziła do biblioteki po zamówione książki, myszkowała w sklepie z ubraniami. Wysoka, blondwłosa. Jej oczy jakby zmieniały kolor razem ze zmieniającym się światłem – raz były brązowe, raz zielone, a innym razem, takim jak dziś – szare jak pochmurne niebo. No i ta twarz. Kiedy dłużej zatrzymało się na niej wzrok, nie można było otrząsnąć się z dziwnego poczucia, że zerwał się zimny wiatr. Była piękna – ale nie w typowy sposób. Przede wszystkim była jakaś inna. Czasami podskakiwała nerwowo, otwierając szeroko oczy. Czasami po prostu spuszczała wzrok, kiedy spojrzała w przestrzeń, jakby zobaczyła coś złego, czego nie powinna była widzieć. Miałem dziwne wrażenie, że zauważa bezcielesnych, ale to przecież niemożliwe. Mimo wszystko chowałem się za drzewami lub przechodniami z obawy, że przyprawię ją o zawał serca. Tym razem też tak zrobiłem. Ukryłem się za dębem, z którego zrzuciłem wcześniej żołędzie.

Jej telefon zadzwonił. Skrzywiła się, zerkając na wyświetlacz, ale odebrała.

- Halo?

Przygryzła wargę, słuchając osoby po drugiej stronie. Opatuliła się niebieskim płaszczem szczelniej, poprawiła torebkę wypchaną po brzegi.

- Nie mogę, wiesz o tym. Mam za dużo... - przerwała na chwilę, zamknęła oczy. – Dobrze. Oczywiście.

Zacisnąłem zęby. Coś było nie tak.

- Mhm. Tak. Do jutra – rzuciła niedbale. Schowała telefon do kieszeni i zaczęła grzebać w czeluściach reklamówki, którą trzymała.

Uznałem to za dogodny moment na ucieczkę. Opuściłem bezpieczną kryjówkę, skradając się w stronę parku, który rozciągał się za przystankiem. Wolałem nie przelatywać przez ludzi, bo współczułem każdemu, kto tego doświadczył, więc zajęło mi to dwa razy dłużej niż powinno. Spojrzałem jeszcze raz za siebie. To był błąd.

Uniosła głowę dokładnie w tym samym momencie. Spojrzała mi prosto w oczy. I oto odpowiedź na moje pytania. Niedowiarki, patrzcie i podziwiajcie.

Rozchyliła wargi, jakby chciała cos powiedzieć. Nie odwróciła wzroku, a ja nie odszedłem ani kroku dalej. Stałem tam, gdzie wcześniej, głupio się na nią gapiąc. To spowodowało parę przykrych zdarzeń. Mroźny podmuch strącił mnie do rowu (zawsze, kiedy się nie pilnuję, byle wiatr spycha mnie na boki). Ona zemdlała. Runęła na chodnik, wywołując takie zamieszanie, że o mało co jej nie rozdeptali. Uciekłem.

Astrid

Umówmy się – nieczęsto zdarza mi się wpadać bezwładnie w grupę ludzi i lądować na bruku. To raczej atrakcja zarezerwowana dla anemików lub innych mniej czy bardziej chorych osób. Ale w praktyce wygląda to tak, że kiedy widzisz ducha, który patrzy się na ciebie tak samo zdziwiony jak ty, jesteś zdenerwowana i spóźniona, niestety twój mózg krzyczy głośno „dość".

Przypomniałam sobie jak się otwiera oczy dosyć szybko. Dotarły do mnie krzyki jakichś ludzi. Ktoś klepał mnie po policzku zimną dłonią. Oślepiło mnie na początku światło, ale potem już normalnie wszystko widziałam.

- Słyszy mnie pani? – spytał przyjazny, męski głos, należący do faceta w garniturze, który wcześniej, z tego co widziałam, siedział na nowiutkiej walizce. Miałam taką kiedyś. Zaginęła na lotnisku w Londynie.

- Tak – odpowiedziałam z lekkim trudem, czując łupanie z tyłu głowy. – Wszystko jest w porządku.

- W porządku to na pewno nie jest. – Odwrócił się. – Ktoś zadzwonił po pomoc?

- Nic mi nie jest – powiedziałam z uporem. Usiadłam pomimo bólu. – Nie trzeba żadnej karetki.

Nieznajomy spojrzał na mnie krytycznym wzrokiem i zmrużył oczy. Spojrzenie typowe dla pediatrów albo policjantów. Nie lubię ani jednych, ani drugich.

- Niech będzie.

Wstałam powoli, a kiedy już poczułam, że mogę sama utrzymać się na nogach, puściłam rękę mężczyzny. Nie czułam nic nieprawidłowego oprócz sińca rosnącego mi z tyłu głowy. Poprawiłam płaszcz. Podniosłam z chodnika torebkę i zakupy upakowane w reklamówkę.

- Może jednak warto by było pojechać na kontrolę do szpitala?

Spojrzałam na staruszkę, która przez cały czas stała tuż obok.

- Wszystko jest w porządku – powtórzyłam. Nie potrzebowałam wizyty u lekarza. Szczególnie teraz.

- Skoro tak uważasz. – Zacisnęła usta, jakbym ją zdenerwowała. Nic nie rozumiałam.

Wszyscy wrócili już do stania z udręczonymi minami i wyczekiwania na autobus. Przypomniałam sobie o telefonie sprzed kilku minut. 

Facet w garniaku nadal na mnie zerkał.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Dec 17, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

ShadowsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz