Mattsun:
Z głębokiego snu wyrwał mnie dzwięk doskonale znanej, znienawidzonej przeze mnie melodyjki, którą słyszę każdego ranka. Mój przyjaciel budzik oznajmił mi, że czeka mnie kolejny dzień w murach placówki, którą starsze panie z osiedla porównują do wylęgarni patologii i pospólstwa. Nie zdziwię się jeśli uważają, że uczniowe tej szkoły są źródłem wszelkich kataklizmów na świecie począwszy od braku tygodnika katolickiego w kiosku po trzęsienia ziemii w Japonii. Zmęczony moimi głębokimi niczym morze Czarne porannymi przemyśleniam ponownie odpłynąłem w objęcia Morfeusza.
-Matko, zaspałem! - wrzasnęłem na tyle głośno aby obudzić przy okazji jeszcze chwilę temu śpiącego czarnego psa zwiniętego w kłębek. Wyskoczyłem z łóżka jak poparzony, ubrałem pierwsze lepsze bokserki leżące na podłodze mając nadzieję, że są czyste (pachniały na brudne) Zbiegłem po schodach, zahaczając małym palcem stopy o twardą nogę stolika kuchennego.
-Auuua- wydałem z ust przeraźliwy pisk. Czasami mam wrażenie, że właśnie po to bozia dała nam tę część ciała. Śniadanie było już gotowe.- Następnym razem kiedy zobaczę spadającą gwiazdę zażyczę sobie żeby moja siostra nauczyła się gotować lub przynajmniej przestała mnie tym truć. Wybiegłem z domu trzymając w paszczy przypalonego tosta. Z pośpiechu zapomniałem o kurtce.
Liyo:
Ładna pani z prognozy pogody znowu mnie okłamała. Zamiast słońca, które wręcz uwielbiam padał deszcz. Powolnym, ospałym krokiem zbliżałem się do bram szkoły. Wtem z moich rozmyślań wyrwał mnie smak betonu.
-Co się stało? - zdziwiony podniosłem brew i zamaszystym ruchem ręki odgarnąłem włosy, które próbowały najprawdopodobniej wydłubać mi oko. Poczułem ciepło w okolicy mojego kolana
-Okres to ty? - humor mi dopisywał, mimo nieciekawych warunków atmosferycznych. Niepewnie podniosłem głowę i spojrzałem na mojego oprawcę, Mężczyzna był o wiele lepiej zbudowany niż ja. Na oko miał powyżej 185. Jego czarne włosy były spięte w niskiego koka, jeden z kosmyków opadał na jego czoło.
-Przepraszam!- spaliłem buraka. Moja twarz przyjęła kolor znaku stop.
-To moja wina, biegłem nie patrząc pod nogi- powiedział posyłając mi słodk... to znaczy ciepły uśmiech.
-Ej, wcale nie jest taki niski - spojrzałem na niego wzrokiem przepełnionym chęcia mordu mimo, że miał racje, a ja doskonale zdawałem sobie z tego sprawę.
-Tak? A ja myślałem, że jesteś słupkiem- znowu się zaśmiał tym razem zakrywając usta
-Nie, nie, nie! Jestem Liyo!
Mattsun:
-Ale i tak się obrażam! - prychnął. Jeśli nie pójdziemy na kawę po szkolę ugryzę cię! -dodał
- A ty co, pies?- próbowałem rozśmieszyć bruneta
-Hau, hau - przekręcił zabawnie głowę w bok i wlepił we mnie swoje piwne ślepia
-W takim razie zamiast kawy po szkole wybierzemy się na spacer. Nie zapomnij o smyczy i worku na kupę. - uśmiechnałem się złowieszczo. -Twoje spodnie wyglądają jak przemoknięta podpaska, zabiorę cię do piguły, powinna już być w szkole. W koncu i tak obaj jesteśmy spóźnieni na lekcję.
Liyo:
Chłopak wziął mnie na ręcę jak księżniczkę, chociaż mogłem chodzić o własnych siłach. Uwierzcie mi na słowo nawet najdojrzalsze pomidory pozazdrościłyby mi aktualnego koloru twarzy.-Nie patrz na mnie tym wzrokiem pedofila, krasnalku- usłyszałem głos zielonookiego.
- Wolę być pedofilem niż służącym - odpyskowałem
- Nie wykrzywiaj się tak, bo ci się zmarszczki zrobią - zaśmiał się pogodnie. Wpatrywałem się w niego jeszcze przez krótką chwilę. Chłopak wyglądał jak model z jakiegoś kolorowego pisemka dla nastolatek. Jasna cera, regularne rysy twarzy, które podkreślały malinowe usta oraz dłuższe niż u większości kobiet rzęsty. Zdałem sobie sprawę, że nie potrafię oderwać od niego wzroku. Sam nie wiem dlaczego moje serce próbuje wyskoczyć z klatki piersiowej.
- Nie możemy się dzisiaj spotkać - oznajmił sucho spoglądając na mnie lodowatym niczym Syberia spojrzeniem.
- Co? Dlaczego?! -spuściłem głowę i zacząłem podziwiać swoje czarne buty.
- Tylko się z tobą droczę, poza tym chciałem zobaczyć twoją minę pt.: „Jakie to życie jest złe i niedobre".
-Jesteś sadystą, Eeeto jak się właściwie nazywasz? - zapytałem doskonale wiedząc kim jest. Że też akurat dzisiaj musiałem wpaść na gościa, który jest uważany za największego podrywacza w całej szkole.
Mattsun:
Faktycznie w natłoku zdarzeń zapomniałem się przedstawić.
-Mattsun- powiedziałem polewając jego ranę wodą utlenioną.
*Time skip* (Po lekcjach)
Stoję już pół godziny pod drzwiami wejściowym szkoły (lub jak kto woli teleportem do piekła) czekając na Liyo. Słońce powoli kieruje się ku zachodowi. Wtem wrota otworzyły się, a ja ujrzałem bruneta z zarzuconym plecakiem na jednym ramieniu.
- Myślałem, że zgubiłeś się na korytarzu, gdzie się podziewałeś? - rzuciłem od niechcenia drapiąc się po głowie.
- Polowałem na dinozaury w szatni, a co już się za mną stęskniłeś? - zaśmiał się.
Kurde jakie to stworzonko jest słodkie. Czekoladki przy nim pewnie smakują jak gówno. Czuję jak przez moje ciało przechodzą dreszcze kiedy patrzę w jego piwne oczy, które w jakimś stopniu przypominają mi bursztyny. Coraz większe trudności stwarza mi opanowanie chęci pocałowania jego bladoróżowych ust.
-Zawiesiłeś się? - chłopak pomachał mi ręką przed nosem.
-Tak trochę odpłynąłem - chyba się zaczerwieniłem, co było zupełnie nie w moim stylu.
Liyo:
Twarz Mattsuna oblały lekkie rumieńce. Wprost nie mogłem ominąć takiej okazji do jakiejś głupkowatej pogawędki.
-O czym myślałeś, zboku? - powiedziałem dosyć odważnym jak na mnie tonem.
-Nie nazywa się ludzi zbokokami bez podstaw - wymamrotał udając złego, ale od razu się zaśmiał. Stwierdziłem, że pora zmienić temat.
-Jak mam być szczery nie lubię kawy. Może pójdziemy gdzie idziej? - powiedziałem
- Proponuję mój dom, a konkretnie łóżko - jego zachwanie zmieniło się o 180 stopni, a na twarzy zagościł prowokujący uśmiech
- A masz coś dobrego do jedzenia - powiedziałem nie zwarając uwagi na jego wcześniejszy wybryk.
- Mogę poczęstować cię moją śliną - brnął dalej w swoje niecodzienne fantazje
- I ty mi mówisz, że nie jestes zbokiem? Przy tobie księża zaczynają wydawać się święci. - zaśmiałem się wystawiając język jak jakiś dzieciak z podstawówki. Po tym co powiedział wcześniej nie zdziwiłbym się gdyby chłopak mnie teraz w niego ugryzł.
- Ja mówiłem poważnie - powiedział obniżonym o pół tonu głosem wpatrując mi się głęboko w oczy.
- Będę czuł się bezpieczniej jeśli pójdziemy do mnie. Wiesz, wolałbym nie zapuszczać się do jaskini lwa. - odpowiedziałem obdarowywując go najpiękniejszym uśmiechem na jaki było mnie stać.
Mattsun:
Jego uśmiech jest wspaniały, chyba najpiękniejszy jaki widziałem, przez niego mam jeszcze większą ochotę wpić się w usta Liyo. Ciekawi mnie jaki zapach może mieć jego skóra. Na mojej twarzy ponownie zagościł lekki rumieniec, mimo to mały chyba go przyuważył. Dalszą drogę spędziliśmy w ciszy. Na przemian podziwiałem bloki ozdobione graffiti o wysublimowanym słownictwie i jego twarz.
***
To moja pierwsze opowiadanie, więc proszę o wyrozumiałość i wasze opinie. Przepraszam za błędy interpunkcyjne i ortograficzne :D Do zobaczenia w kolejnej części.
YOU ARE READING
Don't take your eyes off me /Yaoi
RomanceNajbardziej na świecie uwielbiam smak jego ust. No i czekolady opcjonalnie. Jestem 19 letnim brunetem o piwnych oczach, którego życie wydaje się być zwyczajnie niezwykłe. Opowiadanie Yaoi, nie tolerujesz, nie czytaj