I. {Tross} Taki sam psychopata jak wtedy

7 0 0
                                    



Cross Vanti byl zwyczajnym demonem, nic od innych go nie różniło. Może tylko jeden fakt. W jego żyłach płynęły dwa różne kolory krwi. Wszyscy dziwili się, że ten zwyczajny trzydziestosiedmiolatek zostanie obdarzony tak rzadką cechą. Nikt nie miał na to logicznego wyjaśnienia. Zdiagnozowano, że niemal centralnie w połowie jego ciała znajduhe się coś w rodzaju granicy, która nie przepuszcza krwi i nie pozwala jej się mieszać. Przez to, od strony jego prawej ręki była fioletowa, z drugiej natomiast, przybrała kolor głębokiego granatu. Mężczyzna sam czasem nawet zastanawiał się, co jest z nim nie tak, czemu urodził się taki, a nie inny. 

 Tamtego dnia, jak i każdego innego, pogoda nie była zbyt piękna, ale nie było też pochmurnie. Cross wracał właśnie z pracy przez park, myśląc o zapewne ważnych sprawach. Podczas tego spaceru caly czas patrzył pod nogi, jakby pilnował swoich fioletowo-niebieskich butów. Zapatrzony w ziemię, prawa, lewa, fiolet, granat. Nie myślał o otaczającym go świecie. Szedł przed siebie, nawet nie zauważając, że na kogoś wpadł. Przez chwilę nie kodował zaistniałej sytuacji, dopiero gdy prawie wylądował twarzą na ziemi, poczuł, że ktoś w ostatniej chwili go złapał, a dopiero gdy przez ułamek sekundy ujrzał fioletowy kosmyk przed oczami, wiedział już, z kim ma do czynienia. Była tylko chwila głuchej ciszy, a potem usłyszał zza siebie znajomy, troskliwy, choć złośliwy głos. 

- Jakby ci się coś stało, to twój aniołek stróż miałby nieźle w pracy przerąbane, czyż nie mam racjii? 

Ten głos brzmiał tak znajomo, sztucznie i okropnie, że czarnowłosy szybko wyswobodził się z objęć swojego wybawcy i odwrócił się w jego stronę. 

-Wilanski.

Wycedził przez zęby. Jak on nienawidził tego diabła. Był zawsze tak bezwzględny i okrutny. Vanti rozumiał, że zabijanie było jego pracą, o czym świadczył tytuł Diabła Śmierci, ale mężczyzna potrafił nawet zamordować niewinną osobę na jego wrażliwych oczach. Zawsze nienawidził, gdy to robił. Nieważne gdzie i jak. Zabijać - zabijał. To było najgorsze. Na prawdę nie rozumiał, jakim cudem jeszcze kilka lat temu kochał takiego dupka. 

- Pamiętasz, jak rozmawialismy o tym, jak nienawidzę, gdy się tak do mnie zwracasz, Crossy. Jestem Treth, pamiętasz, ja mam imię! - Zarzucił Vantiemu  ręce na ramiona, co dziwnie wyglądało przy Ich różnicy wzrostu, mężczyzna bowiem musiał się schylić, by wykonać ten gest. 

Tak, kilka lat temu byli razem. Dwukrwisty nie potrafił pojąć jakim cudem. Ten całkowicie fioletowy psychopata nawet na randkach wbijał w niego noże. Chociaż, gdy tak dłużej postał naprzeciw niego, zauważył, tak jak wtedy, że on wcale nie należy do brzydkich ludzi. Ciemnofioletowe włosy, zieloną kokardą związane w kitkę, która sięgała mu do pasa. Niewiele jaśniejsza od włosów skóra, duże oczy, jedno normalne, z żółtym białkiem i czerwoną tęczówką, drugie także żółte, jednak z symbolem radioaktywności zamiast źrenicy, które świadczyło o jego kolorowej krwi. Oraz te same, okrągłe okulary w złotych oprawkach. To była właśnie jedna z jego nielicznych wad. Treth na jedno oko był niewidomy, a na drugie bardzo słabo widział. Jednak to Vantiemu nie przeszkadzało, by kilka lat temu go pokochać. 

- A pamiętasz o tym, jak nienawidzę, gdy mówisz na mnie Crossy? - Szybko zrzucił jego ręce ze swoich ramion. Mężczyzna nie miał zamiaru pokazywać, że zerwali tylko dlatego, że Treth był psychopatą I zabijał losowo wybranych ludzi gdziekolwiek szli, a tak naprawdę gdzieś głęboko w sercu nadal go kochał. 

- A pamiętasz kiedy ostatnio normalnie rozmawialiśmy? -spytał fioletowowłosy. Miał w sumie rację. Odkąd te niewiele znaczące swa lata temu ze sobą zerwali, nie rozmawiali normalnie ani razu, cały czas się kłócili, chociaz obiecali sobie, że pozostaną przyjaciółmi. Gdy szli gdzieś razem, już jako najzwyklejsi kumple, Cross wręcz nie potrafił nie złapać go za rękę. Treth natomiast nie był w stanie powstrzymywać się od tego, by nagle z zaskoczenia go nie pocałować. Dlatego zerwali ze sobą kontakt. Nie mogli żyć będąc od siebie odseparowanymi, więc odseparowali się od siebie jeszcze bardziej. 

- A pamiętasz, przez kogo przestaliśmy? 

- A pamię... - tutaj głos Tretha się załamał. Zdawał sobie sprawę, że to wszystko jego wina, i naprawdę żałował.

- Crossy, proszę cię. Wiesz, że to moja robota, może i dla ciebie wolałbym ją zmienić, no ale do cholery jasnej, skarbie! 

Cross nie potrafił wykrztusić z siebie ani słowa. Po prostu zamarł bez najmniejszego ruchu, sam w sumie nie wiedział czemu. 

- To ja chciałem, żebyśmy zaczęli wszystko od nowa! To ja chciałem wszystko naprawić! Potrzebowałem tylko szansy od ciebie! A powiedz mi, dałeś mi ją?! Ile razy płakałem i błagałem cię o wybaczenie?! Zdecydowanie zbyt wiele. 

Głos trochę mu się uspokoił. Już nie krzyczał, wiedział że to tylko niepotrzebne decybele. 

- Więc - poprawił sobie okulary -wracając do naszej zabawy. Pamiętasz, kiedy ostatni raz cię pocałowałem? - zapytał, i chwycił swojego "przyjaciela" za podbródek. 

- Dokładnie teraz - dokończył zdanie i złączył ich usta w chyba najbardziej romantycznym i długim pocałunku w historii całej ich znajomości. 

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Nov 07, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

OC OneshotyWhere stories live. Discover now