Xiumin: Kai mój ty przyjacielu. Pilnuj mi mojego chłopca. Postaram sie pozbyć tego debila i przyjść.
Kai: Nie ma sprawy, ale wątpię by ci sie udało go przekonać do powrotu.
Xiumin: Co?! Dlaczego?!
Kai: Pasują do siebie. Po za tym SeokJin właśnie wychodzi ze szpitala bo kiedy ciebie nie było, lelarze zrobili mu wszystkie potrzebne badania i stwierdzili, że w domu poczuje sie lepiej.
Xiumin: Dopiero teraz mi to mówisz?! On nie może mi znowu zniknąć! Ten idiota nawet nie pasuje do mojego skarba!
Kai: Stary, posłuchaj. Wiem, że bardzo kochasz Namjoona, ale pomyśl tylko jak zareaguje na wszystko, gdy opowiesz mu prawdziwy powód twojego odejścia. On Cię znienawidzi szybciej niż rok temu.
Xiumin: Kai proszę Cię. Nie każ mi o nim zapomnieć. To wszystko co do tej pory robiłem, to tylko i wyłącznie dla niego.
Kai: Minseok. Nie chcę dawać ci kolejnej nudnej lekcji na temat tego jakim debilem jesteś. Po prostu spróbuj zapomnieć. Wyjechałeś bo bałeś się, że zostawi Cię, gdy dowie się o raku mózgu, który miałeś.
Xiumin: To jest myśl! Powiem mu o wszystkim i na pewno rzuci tego frajera.
Kai: Cholera Minseok! Ty kretynie! Miałeś już swoją szanse i ją zjebałeś rok temu. Myślisz, że ty ciężko to przeżyłeś? Mylisz się. Specjalnie dla Ciebie pilnowałem Kim'a i wiesz co? Patrzenie na to jak staczał się na dno z każdym dniem było ciężkie. Gdybyś mu powiedział od samego początku to zapewne wspierałby cię najlepiej jak potrafi.
Kiedy Minseok nie odpisał, Jongin westchnął z rezygnacją i oparł głowę na prawej dłoni. Przed sobą miał uśmiechniętego Namjoona wraz z lekko gorączkującym, ale w zdecudowanie lepszej formie niż pare godzin temu, Seokjina. To on jako lekarz prowadzący miał wypisać mu skierowanie na przyszłe kontrolne badania, recepty na leki, których poyrzebował i najważniejsze, wypis ze szpitala. Opłatą miały zająć się panie przy recepcji, więc nie zawracał sobie tym głowy. Nadal jednak martwiło go podejście swojego przyjaciela.
- Tak więc, proszę o to byś przyszedł z Kim SeokJinem na badania kontrolne najpóźniej za dwa tygodnie. Niech dużo odpoczywa i przede wszystkim nie rusza się z łóżka. Chyba, że chodzi o sprawy fizjologiczne i higeniczne. Wtedy daje pozwolenie na wyjście spod ciepłej kołdry.
Blondyn energicznie skinął głową i przyjął wszystkie kartki, które podał mu lekarz. Zamierzał tym razem niczego nie popsuć i w właściwy sposób zająć się chorym. Niezmiernie cieszył się, że bardzo ciężki stan chłopaka szybko uległ poprawie. Szatyn oparł głowę o ramię Namjoona i lekko zmróżył oczy. Bardzo bolała go głowa, jednak nie chciał nic mówić bo jeszcze mogliby go nie wypuścić.
Wyższy złapał delikatnie za bladą jeszcze dłoń starszego i delikatnie pocierał ją swoim kciukiem. Jongin widząc tak czułe gesty nie mógł się poprostu nie uśmiechnąć. On jako jedyny zdawał sobie sprawe z bólu jaki towarzyszy osobie, której cały świat może legnąć w gruzach, gdy traci ona ukochaną osobę.
W tym momencie nie stał po żadnej stronie. Nawet jeśli Minseok był jego przyjacielem. Był poirytowany postawą starszego. Sam dobrze odczuwał takie emocje, które towarzyszyły mu w podobnej chwili. Jego słońce miało białaczkę w tak zaawansowanym stadium, że nikt nie próbował mu nawet pomóc. Stracił go. Dlatego znał uczucia i Minseoka i Namjoona, ale był bezstronny. Chciał dobrze dla obu stron. Jednak czy to możliwe?
***
Serdecznie zapraszam też na moje drugie ff o Namjiinach
,, Bloody Psyhiatric Hospital" ( ta chamska reklama )
CZYTASZ
Gotować każdy może... No prawie / Namjin
FanfictionJin przez pomyłkę wysyła wiadomość obcemu chłopakowi, który postanawia kontynuować znajomość. Z czasem dowiaduje się, że poznał prawdziwego ,, Boga Destrukcji", który nie umie sam nawet zagotować wody na herbatę.