Rozdział 1

7 0 0
                                    

Szłam zatłoczoną ulicą Londynu. Właśnie wybiło południe. Słońce od dawna chowało się za gęstą powłoką chmur. Pośród ulicznego zgiełku dało się usłyszeć radosne krzyki dzieci. Łatwo było się domyślić, że do miasta przyjechał cyrk. 'Znowu' westchnęłam, zrywając plakat z przydrożnego płotu. Nie było mi przez ostatnie dni łatwo, a co dopiero do śmiechu. Próbowałam wszelkimi siłami zdobyć jakiś dach nad głową. Z ostatniego domu ledwo uciekłam, ponieważ ktoś zawiadomił władze, że w pustym, zostawionym po martwej kobiecie domu, pali się światło, a z komina bucha dym. Wpatrzona w czubki własnych butów, wkroczyłam do cichego, ciemnego zaułka. Tu zaczynała się dzielnica, do której nie wchodził nikt, prócz bezdomnych i drobnych przestępców. W każdym razie, jeżeli wchodził, nie kończył dobrze. Czułam, że tu właśnie jest moje miejsce. Gdy tak manewrowałam wśród domów, wpadłam nagle na jakąś wysoką osobę. Nieśmiało podniosłam wzrok i ujrzałam przystojnego, ubranego w eleganckie ubranie chłopaka. Miał około siedemnastu lat. Pierwszą rzeczą, na która zwróciłam uwagę, były jego kocie, zielone oczy - a raczej oko, bo prawą połowę jego twarzy zasłaniały ciemne włosy, które sięgały do końca jego długiej szyi. Wyciągnął do mnie rękę, ale sama, choć niezdarnie, podniosłam się z ziemi i otrzepałam. Znałam, i to dobrze, tę dzielnicę, więc musiałam na siebie bardzo uważać. Było tu bardzo dużo, niby dobrze ubranych, ale z niezbyt dobrymi zamiarami mężczyzn. Chłopak spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Poczułam, że moją twarz pokrywa rumieniec. Taki chłopak jak on musiał mieć interes w pomaganiu mi, nie umiałam inaczej tego wyjaśnić. 

– Nie chcę zrobić ci krzywdy. - powiedział niezwykle delikatnym i aksamitnym głosem.

– Nie wierzę ci. - wyszeptałam. Chłopak zbliżył się o o krok, ale ja się cofnęłam. Nagle rozległy się krzyki jakichś mężczyzn. W panice chłopak cofnął się w głąb zaułka.

'Tchórz' – pomyślałam. Typowy arystokrata, który chce zgrywać bohatera, a boi się poplamić ubranie. Rozejrzałam się, ściskając pięści. Każdy mój mięsień był gotowy do walki.

– Tam jest! - krzyknął jeden z wieśniaków. Usłyszałam jego cichy jęk. – Zejdź mi z drogi dziewczyno, mam do pogadania z twoim chłoptasiem. ' To nie jest mój chłoptaś' – krzyknęłam w myślach. Mężczyzna przyparł mnie do przeciwległego muru. Zaczęłam wierzgać nogami, ale nie miałam szans z dwa razy cięższym mężczyzną. Mimowolnie chciałam bronić siebie i tego chłopaka. 'Głupia', skarciłam się w myślach. Musiałam teraz myśleć o sobie. Z całej siły uderzyłam go w głowę zaciśniętą pięścią. Oszołomiony mężczyzna odskoczył, a ja odbiegłam od niego na bezpieczną odległość. Wyjęłam nóż z prawego kozaka i zacisnęłam dłoń na rękojeści. 

– Zostaw mnie. - powiedziałam z zaciśniętymi zębami, patrząc jak napastnik powoli zbliża się do mnie. Mężczyzna zaśmiał się tylko bezczelnie i przyspieszył. Nagle otworzyłam ze zdziwienia oczy. Nieznajomy chłopak zasłonił mnie swoim ciałem, gotowy walczyć ze zbliżającym się napakowanym typem. Prychnęłam z oburzenia. 

– Co ty sobie myślisz? - krzyknęłam – Nie pozwolę, by tak piękna dama zaprzątała swoją głowę moimi problemami  'Które tak na dobrą sprawę na mnie ściągnąłeś' – pomyślałam. Wieśniacy okrążyli całą drogę na ulicę. Byliśmy w potrzasku. Zamknęłam oczy próbując się skupić, ale nagle usłyszałam jęk. Szybko odskoczyłam, bo mój wybawca runął niespodziewanie na ziemię, zalewając się krwią. Spojrzałam zaskoczona. Koszula chłopaka powoli zaczęła robić się czerwona. Podniosłam wzrok. Jeden z mężczyzn trzymał w ręce mały rewolwer, tym razem wycelowany we mnie. Czy to możliwe, żebym przegapiła wystrzał? Pochyliłam się nad chłopakiem. Jego oczy patrzyły na mnie przenikliwie. 

– Odsuń się od niego, albo spotka cię ten sam los! 

– Ale co on takiego zrobił? - spytałam – Wiesz, że w tej dzielnicy panuje głód i bieda. Jego ciuszki mogą uratować kilka rodzin. 

– I tylko dlatego latacie z bronią i strzelacie do niewinnych ludzi?

Mężczyzna spojrzał na mnie zmieszany. 

- Weźcie co chcecie, ale chociaż zostawcie tę koszulę. 

–Wymamrotał coś pod nosem i wraz z kilkoma innymi dość szybko ściągnęli z niego ubranie, zostawiając go w samych majtkach i zakrwawionej koszuli. Zmieszana odwróciłam wzrok. Nie mogłam teraz kręcić nosem. Nie w takich sytuacjach musiałam sobie radzić. Nie wiedziałam tylko, co mnie bardziej przeraża: rana chłopaka czy perspektywa kontaktu z jego półnagim ciałem. Powoli położyłam dłoń na jego szyi. Tętno było ledwo wyczuwalne. Nie wiedziałam co robić. Nie miałam dachu nad głową, a naboju nie mogłam wyjąć na ulicy. Byłam roztrzęsiona. W końcu w głowie zaświtała mi ryzykowna myśl. Na próżno próbowałam go budzić. W końcu zarzuciłam jego jedne ramie na swój bark i zabrałam go z tego miejsca. Dom, w którym wcześniej osiadłam, mógł być już zamieszkany. Modliłam się w duchu, by było odwrotnie. Gdy dotarliśmy na miejsce, zaczęło padać. Dom był bardzo cichy i pusty. Okna pokryła od środka warstwa kurzu. Otworzyłam tylne drzwi i powlokłam się do środka, zamykając powoli za sobą, ostrożnie drzwi. Położyłam chłopaka na łóżku, które jeszcze niedawno było moje. Na przeżartym materacu natychmiast pojawiła się szkarłatna plama. Zdenerwowana przegryzłam wargę. Nie miałam warunków, żeby chociaż próbować uratować tego chłopaka. Zaklęłam pod nosem. Co mnie podkusiło, żeby go tu zabrać? Miałam dość problemów. Pobiegłam do kuchni i z trudem odpaliłam kuchenkę, stawiając pełny garnek wody. Podczas gdy woda się miała zagotować, szukałam czegokolwiek, by służyło jako bandaże. Byłam wdzięczna Bogu, że mój ojciec był lekarzem. Mogłam codziennie, godzinami przyglądać się jak opatruje, czy daje leki swoim pacjentom. Wsadziłam do gotującej się wody kilka noży i znalezione szczypce. Po kilku minutach biegłam do sypialni z naręczem pociętych prześcieradeł i prowizorycznych narzędzi. Umyłam dokładnie ręce i zaczęłam powoli wyjmować szczypcami nabój. W chwilę potem trysnęła strumieniem krew. Jęknęłam, sięgając po pocięte prześcieradło, uciskając jego pierś. Gdy krwawienie powoli ustąpiło, zanurzyłam kawałek materiału w jeszcze gorącej wodzie i oczyściłam ostrożnie ranę. Nawlekłam nitkę na igłę i zszyłam ją starannie. Owinęłam go 'bandażami' i okryłam kołdrą. Położyłam rękę na czole nieznajomego. Był rozpalony. Jego powrót do zdrowia mógł trwać miesiące. Zawsze miałam skłonności do pakowania się w kłopoty, ale teraz ściągnęłam na siebie towarzystwo tego bogatego chłoptasia. Nie lubiłam przyzwyczajać się do ludzi. Przypomniałam sobie o zasadzie 'przywiązujesz się, gdy poznasz imię' . Jutro prowizorycznie mu pogrożę i odstawię do domu. Tak, to był dobry plan. Chociaż... mogłam też na tym zyskać. Skoro same jego ubranie kosztowało tyle, co miesiąc życia ubogiej rodziny... Zaczęłam sprzątać cały ten bałagan. Później postanowiłam się umyć i przebrać. Przed ucieczką, zobaczyłam, że w szafie, na pierwszym piętrze, w szafie, jest multum pięknych sukienek, ale także męskich ubrań. Obok stała maszyna do szycia, więc poprzednia właścicielka musiała być krawcową. Poszłam do łazienki i wzięłam dłuuugą, rozkoszną kąpiel w ciepłej wodzie. Owinęłam się ręcznikiem i podreptałam na górę. Zrobiło się już całkowicie ciemno. Wybrałam skromną, płócienną sukienkę w kolorze jasnego brązu. Była trochę przyduża i sięgała mi za kolano, ale wolałam nie przyzwyczajać się do luksusów. Po moim ostatnim 'zdemaskowaniu' nie mogłam zostać tu na długo. Zeszłam na dół, uważając na drewniane, stare stopnie. Usiadłam w sypialni na fotelu, kuląc się pod małym kocykiem. Spoglądałam co chwila na chłopaka, aż zmorzył mnie sen.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Nov 12, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Dark Wood CircusWhere stories live. Discover now