4 - Niepokój

811 107 8
                                    

*

Marcelina stała jak wryta, przyglądając się mężczyźnie, którego oczy złowrogo błyszczały spod kaptura nasuniętego na głowę. Doskonale mogła zobaczyć jego uśmiech -rozchylone w szerokim grymasie usta odsłaniały zęby. Stał tam, przygarbiwszy lekko plecy, ręce trzymając opuszczone luźno wzdłuż ciała. Były czarne, jakby facet gołymi rękami przegrzebywał stertę węgla. Stał w pozie drapieżnika; kogoś, kto nie zawahałby się zaatakować, jakby tylko miałby ku temu okazję. Nie mogła się ruszyć, przerażenie zabrało jej także oddech, przyspieszyło bicie serca i momentalnie skurczyło źrenice. Był... dziwny, mroczny i nieludzki. Czuła emanującą od niego siłę, która sięgała w jej stronę, jakby starając się stworzyć między nimi nierozerwalną więź.

Dziewczyna czując niemałą zgrozę, a równie duże obrzydzenie, pociągnęła przyjaciela za ramię. Daniel spojrzał na nią pytająco, mrużąc przy tym oczy i unosząc brwi wysoko w górę, aż na czole wypełzły mu głębokie zmarszczki.

- Błagam, powiedz, że też go widzisz - pisnęła i wskazała brodą na tajemniczego obserwatora. Szatyn otworzył usta, by zaprotestować, lecz po chwili je zamknął i powoli przeniósł wzrok z przyjaciółki na huśtawki, by potem wpatrzyć się we wskazane przez nią miejsce. Po chwili uśmiechnął się i pomachał ręką. Marcelina ze wzburzeniem trzepnęła chłopaka w ramię. - Czy ciebie do reszty pojebało? Ten czub gapił mi się w okno! - syknęła i wytrzeszczyła oczy. Chłopak zaś odpowiedział jej spojrzeniem pełnym zdziwienia przemieszanego z poirytowaniem. Skrzyżował ręce na piersi i odwrócił się w stronę przyjaciółki, przybliżając twarz blisko jej buzi.

- Marci, to jest pan Wiesiek, do cholery. Nie wiem, co ci dzisiaj odwaliło, ale od rana robisz sceny i zachowujesz się jak iptoń*. - Nienawidziła, gdy chłopak zaczynał mówić tym swoim głosem, który przypominał przemieszane warczenie z syczeniem. Dodatkowo mówił tonem zarezerwowanym dla niesfornego młodszego rodzeństwa, co tym bardziej nie przypadało Marcelinie do gustu. Owszem, od dziecka wychowywali się razem, więc powinni być dla siebie jak rodzeństwo. Wszystko jednak uległo zmianie, gdy oboje zaczęli dorastać i powoli zmieniać się, coraz mniej przypominając sobie siebie wspinających się po kolorowych drabinkach przeżartych rdzą.

Marcelina zamknęła z frustracji oczy i wydmuchując powoli powietrze, policzyła w myślach od dziesięciu do jednego, starając się przy tym uspokoić. To już drugi raz, gdy przy chłopaku umysł zaczął płatać jej figle. Kiedy spojrzała ponownie w stronę huśtawek, pan Wiesiek odpowiadał na machnięcie Daniela, a potem chował dłonie do kieszeni kamizelki wędkarskiej. Kroczący koło niego czarny kundel opuszczał tylną łapę po załatwieniu potrzeby fizjologicznej na rurce od drabinki. Dziewczyna przejechała sobie ręką po twarzy, nie mogąc uwierzyć we wszystko, co zaczęło się dziać tego dnia.

- Daniel, ja już nie wiem co się ze mną dzieje. Przysięgam, że widziałam wszystko, co do tej pory mówiłam! - Szatyn rzucił jej długie spojrzenie bez cienia emocji. Jakby ją badał. - Po co miałabym udawać halucynacje? - Daniel zmarszczył nieznacznie brwi i wzruszył ramionami. Wciąż wątpił w prawdziwość jej wizji.

- Chodźmy lepiej do szkoły - mruknął i klepnął dziewczynę w plecy. Ta spuściła głowę w dół, pozwalając ciemnym włosom ukryć swoją czerwoną ze złości twarz. Jak to mogło być możliwe, że chłopak nie widział nic, co ona dostrzegała? Czuła, że to wcale nie jest zabawne; coś złego działo się w jej umyśle, sprawiając, że sama przed sobą czuła się wariatką. A co jeszcze gorsze, Daniel zaczął traktować ją jak głupią kłamczuchę. Jak wtedy, gdy w czwartej klasie oszukała go w sprawie zepsutego resoraka o jeden raz za dużo. Szkoda tylko, że tym razem sprawy miały się zupełnie inaczej. Tym bardziej, że ona n a p r a w d ę widziała wszystko, o czym mu powiedziała.

FoedusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz