Don't runaway - OS

8.2K 530 306
                                    

Od autorki: Larry to nowość na moim profilu, ale przeczytajcie tagi żeby nie było potem że ktoś o czymś nie wiedział ;) Miłego czytania ♥

Harry leżał patrząc w sufit, dopiero się obudził, ale cisza wokół niego była miażdżąca. Nigdy wcześniej nie pomyślałby, że brak jakichkolwiek dźwięków będzie mu przeszkadzał. Nie było to dla niego tak komfortowe jak powinno być. Nawet pomimo bólu głowy jaki posiadał było to nie do zniesienia, gdzie jeszcze jakiś czas temu narzekałby na najcichszy dźwięk, który byłby nie potrzebny w tamtym momencie.

Spojrzał na bok i znowu dotarła do niego rzeczywistość, był zupełnie sam w hotelowym pokoju, znowu upił się, a zegarek wskazywał godzinę dwunastą dwadzieścia. Tak wyglądała ostatnio większość jego dni, chyba że miał coś ważnego do załatwienia z czego nie mógł się wywinąć - co swoją drogą nagminnie robił. Po każdym takim wybryku budził się z kacem, zarówno tym fizycznym jak i moralnym. Nie powinien był się spijać, ale to było według niego lepsze niż użalanie się nad sobą i rozpamiętywanie tego co było.

Tęsknił za wszystkim, no może oprócz ostatnich kłótni które doprowadziły ich do tej sytuacji. Ale brakowało mu tego słodkiego głosu budzącego go każdego ranka, miękkich włosów łaskoczących go po twarzy, jego upartości która doprowadzała go do białej gorączki, ale kochał go za te wszystkie rzeczy. A teraz? Tak po prostu go nie ma. A on? On nie ma tyle siły, żeby jakkolwiek to odkręcić. Nawet jego telefon tęskni za słodkimi smsami w ciągu dnia i za ciągłym dźwiękiem wiadomości, których przychodziło całe mnóstwo jak tylko nie byli koło siebie.

Sięgnął po urządzenie leżące na nocnej szafce i westchnął widząc, że nie ma żadnej wiadomości. To nie tak, że nie próbował dzwonić, pisać smsów, a nawet znaleźć go gdziekolwiek przebywał, ale już nie miał więcej pomysłów co może zrobić. Zastanawiał się czasami, czemu niebieskooki nie może odezwać się pierwszy, cała sytuacja nie jest tylko jego winą. Miał nadzieję, że szatyn zadzwoni i po prostu powie, że jest mu przykro i chciałby naprawić sytuacje, nie oczekiwał przeprosin.

Odrzucił telefon na drugą stronę łóżka i postanowił się podnieść, co nie było przyjemną sprawą. Musiał wziąć się w garść przynajmniej na chwilę, żeby się wykąpać i zjeść cokolwiek, a potem będzie się działo co ma być. Poczłapał się do łazienki i zrzucił z siebie bokserki, które były jedyną częścią jego garderoby. Wszedł pod prysznic i włączył strumień prawie lodowatej wody, która zmusiła go do prawidłowego obudzenia się. Kiedy był pewien, że czuł się już w miarę świadomy wszystkiego ocieplił wodę i zaczął doprowadzać się do porządku.

Nienawidził tego hotelu, ale tak bardzo jak go nienawidził nie był w stanie przebywać w mieszkaniu, które dzielił z Louisem. Każde pomieszczenie, każdy kąt czy każda najmniejsza rzecz przypominała mu o jego ukochanym. Nie był w stanie funkcjonować tam bez Tomlinsona. Jego serce bolało, bo nie zamienili ze sobą słowa od czasu kiedy to szatyn trzasnął drzwiami od mieszkania i nie wrócił, choć zawsze wracał nie zależnie od tego co się działo.

W końcu wyszedł spod prysznica, wytarł się i obwiniał ręcznik wokół swoich bioder. Był na tyle długo w tym pokoju, że miał rozpakowane swoje rzeczy w szafie. Większość z nich to były dresy i t-shirty, nawet nie wziął z domu koszul, a tym bardziej garniturów. Wyciągnął jedyną parę czarnych jeasnów oraz zwykłą szarą bluzę, szybko wysuszył włosy i postanowił przespacerować się po kawę do najbliżej kawiarni. Naciągnął na głowę beanie, wziął portfel, telefon oraz kartę do pokoju.

Miał nadzieję, że ludzie dadzą mu dziś spokój i nikt nie będzie mu zawracał głowy, nie mam siły tłumaczyć się z sińców pod oczami albo z tego jak jest ubrany. Jeszcze gorszą perspektywą było pozowanie do zdjęć. Mimo, że zespół jest na przerwie od dwóch lat to dalej wszyscy dosłownie szaleją i przejście gdziekolwiek niezauważonym graniczy z cudem.

Don't run away || Larry OSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz