I

35 2 1
                                    

          Mężczyzna otworzył drzwi i ukłonił się, przepuszczając kobietę, która zachichotała i ruszyła przed siebie z gracją. Wzrok dżentelmena podążył za jej smukłą sylwetką, a kiedy zniknęła mu z oczu, mężczyzna raz jeszcze rozejrzał się po ogrodzie otaczającym posiadłość damy. Wysoki blondyn wydawał się nadzwyczaj czujny, jakby sprawdzał, czy nic — ani nikt —nie popsuje mu dzisiejszego wieczoru. Upewniwszy się w stu procentach, uśmiechnął się pod nosem i wszedł do środka, po cichu zamykając za sobą drzwi.

          Anna Carington była wysoko cenioną aktorką. Obracała się jedynie wśród wyższych sfer, wśród ludzi, którzy byli kimś. Lawliet z pewnością do nich nie należał. Za to kłamał równie dobrze jak Anna, a jeszcze lepiej rozkochiwał w sobie kobiety. Zadowolony z siebie rozebrał się i powiesił płaszcz na wieszaku. Nie zwrócił uwagi na to, że nie wyręczyła go służba, był zbyt zajęty rozmyślaniem nad czymś bardzo ważnym. Odwrócił się na pięcie i o mało nie wpadł na pokojówkę lady Carington.

          — Och! — pisnęła i odskoczyła. Zaraz jednak się opanowała, zażenowana swoim zachowaniem. Była to młoda dziewczyna, mogła mieć najwyżej dwadzieścia lat. — Najmocniej przepraszam, panie... — zawahała się.

          — Proszę mi mówić Lawliet — blondyn ukłonił się, po czym spojrzał z błyskiem w oku na pokojówkę. Wywołało to purpurowy rumieniec na jej policzkach.

          — Tak.. Tak, oczywiście. - powiedziała, po czym zamknęła drzwi i zostawiła klucz w zamku. — Pójdę zaparzyć herbatę. Pani jest w swojej sypialni — dziewczyna pośpiesznie zniknęła w kuchni. Lawliet poczekał jeszcze chwilę, a gdy pokojówka nie wracała, uchylił lekko okno w jadalni.

          — Ciepło tu — powiedział, jakby usprawiedliwiając się przed samym sobą i wolnym krokiem ruszył w stronę schodów.

          Zapukał do pokaźnych drzwi, które — jak mniemał — prowadziły do sypialni. Delikatny kobiecy głos zaprosił mężczyznę do środka. Niebieskooki blondyn wślizgnął się do pomieszczenia i bezgłośnie zamknął drzwi. Anna siedziała na łóżku w seksownej bieliźnie i czekała na Lawlieta. Ten widok zbił go z tropu. Ta kobieta nie miała wstydu.

          — Tak od razu? — blondyn idealnie zamaskował obrzydzenie i wstręt uroczym uśmiechem odsłaniającym nieskazitelnie białe zęby. Anna podeszła do niego i wsunęła mu dłonie pod koszulę.

          — To przecież nie pierwszy raz, kiedy to robimy — wręcz zamruczała mu do ucha, powoli przesuwając dłonie coraz wyżej.

          — Ale drugi — sprostował mężczyzna i musnął jej wargi swoimi. — Poczekajmy na herbatę — gdy to powiedział, rozległo się pukanie do drzwi. — O wilku mowa.

          Anna wróciła ponętnym krokiem na łóżko, a Lawliet otworzył drzwi pokojówce. Podziękował jej za herbatę i przejął od niej tacę, wykonując przy tym kilka zręcznych, lecz niezauważalnych ruchów. Nawet gdyby zrobił błąd, młoda dziewczyna i tak była zajęta wpatrywaniem się w błękit jego oczu. Po chwili jednak opamiętała się i zeszła na dół. Mężczyzna popchnął łokciem drzwi, co wywołało duży hałas.

          — Wybacz, to było nieumyślne — skłamał z miną pełną skruchy i nalał Annie herbatę. Ta podziękowała i odłożyła filiżankę na półkę nocną. — Nie pijesz?

          — Nie po to tutaj zawitałeś. Nie po to, żeby upijać mnie herbatą — kobieta była już wyraźnie zniecierpliwiona.

          — Zatem przejdźmy do rzeczy — głos Lawlieta był uwodzicielski. Anna pomyślała wtedy, że mogłaby go słuchać całymi dniami.

          Mężczyzna podszedł do niej, usiadł na łóżku, a partnerkę usadowił na swoich kolanach. Anna zaczęła rozpinać jego koszulę, a on objął jej szyję, patrząc na nią głodnym wzrokiem. Aktorka zdążyła odpiąć trzy guziki, gdy nagle jej oczy przepełnił strach. Na jej twarzy malował się grymas bólu. Spojrzała zaskoczona na Lawlieta. Nie był już tym samym człowiekiem, którego spotkała tamtego wieczoru w pubie.

          — Mogło być bezboleśnie, na co nalegałem, ale ty ani myślałaś wypić tej przeklętej herbaty. A ja ani myślałem się z tobą przespać. Jesteś odrażająca — Lawliet był widocznie zniesmaczony. Gdyby nie to, że miał jeszcze resztki szacunku do niej, splunąłby jej w twarz. — Pomogę ci się położyć.

          Blondyn podniósł Annę, która zwijała się z bólu. Miała ochotę wbić paznokcie w szyję Lawlieta, ale nawet na to nie miała siły. Trucizna wstrzyknięta w kark działała zbyt szybko.

          — Co ty mi zrobiłeś... Łajdaku... — wydusiła z siebie, gdy już położył ją na łóżku.

          — Mówiłem już, że mogło to się lepiej potoczyć. Sama wybrałaś -nachylił się nad nią, jakby chciał ją pocałować w czoło, ale w ostatniej chwili cofnął się. — Nie jesteś tego warta. Brzydzę się tobą.

          Ostatnie zdanie wypowiedział już do zwłok. Zamknął denatce oczy, po czym wypił swoją herbatę, a drugą wylał do umywalki w łazience. Założył rękawiczki i wyszedł z pokoju. Powoli zszedł na dół, zapinając po kolei guziki od koszuli. Rzucił okiem na okno, które wcześniej otworzył — zgodnie z planem było zamknięte. W przejściu do jadalni czekał na niego oparty o arkadę mężczyzna. Miał na sobie czarny kaptur, a prawą dłonią bawił się małym nożem. Blondyn wyjrzał mu przez ramię. Na podłodze w kuchni było widać nogi nic nie spodziewającej się pokojówki, zabitej przez nożownika.

          — Szkoda dziewczyny — podsumował Lawliet, odwracając wzrok. Było to dla niego czyste marnotrawstwo. Niestety konieczne.

          Jego towarzysz ograniczył się jedynie do skinienia głową, po czym odepchnął się ramieniem od ściany. Obaj wyszli z wielkiej posiadłości, gdzie za rogiem czekał na nich kolejny zakapturzony mężczyzna.

          — Jak wy się ociągacie... — westchnął i zamknął ostrożnie drzwi prawą dłonią, odzianą w wyjątkowo drogą rękawiczkę. Następnie mężczyzna wyjął z kieszeni dwa przedmioty, wyglądem przypominające złote druciki i włożył je w dziurkę od klucza. Manipulował nimi przez krótką chwilę, po czym z triumfalnym uśmiechem spojrzał na Lawlieta, który zdążył już zarzucić na siebie czarny płaszcz z kapturem.

          Wszyscy trzej ruszyli przez bujny ogród w kierunku koni, które wiernie czekały na swoich panów. Stały w odpowiedniej kolejności — dwa czarne ogiery, ustawione jeden za drugim oraz biała klacz na samym końcu. Quintilian dosiadł pierwszego z nich i spojrzał z góry na swoich kompanów.

          — Wykonaliście wszystko jak trzeba?

          Vincent uśmiechnął się tajemniczo.

          — Czyżbyś wątpił w moje umiejętności? — zapytał, wsiadając na konia.

          — Lubię być dokładny, to wszystko. — Quintilian zachował poważną minę.

          — Widziałem ją. Jest martwa. — potwierdził Lawliet, po czym dosiadł białą klacz.

          — A Anna Carington? — spytał podejrzliwie najstarszy asasyn.

          Na usta Lawlieta wkradł się szelmowski uśmiech.

          — To jest co najmniej obraźliwe, Quintilianie. Zaufaj nam. Wiemy, co robimy. — żachnął się i pognał konia. W jego ślad poszedł Vincent, za to Quintilian został jeszcze i dokładnie przyjrzał się willi. Kiwnął głową, odpowiadając na własne pytanie i ruszył galopem za oddalającymi się zakapturzonymi postaciami.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Mar 12, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

QVLWhere stories live. Discover now