Bajka O Wojnie

6 1 0
                                    

Dawno, dawno temu… A może nie tak dawno? W dalekiej albo bliskiej przyszłości… Za górami, za lasami, a może o rzut kamieniem stąd... Mała dziewczynka wyszła o poranku z chatki. Słońce raziło jej oczy. Tak długo przebywała w ciemnej piwnicy, że nawet najmniejszy promień był nie do zniesienia. Rozejrzała się po polach, były tam resztki namiotów polowych, ale ona o tym nie wiedziała. Myślała tylko, że komuś wiatr zerwał pranie i przyniósł aż tutaj. Bo przecież gdzieś jeszcze musi być więcej takich domów jak jej. Tata kiedyś jej opowiadał jak chodził do SĄSIADÓW i pomagał im w żniwach. Owi SĄSIEDZI byli to inni rolnicy mieszkający obok. Ona znała ten termin tylko z tych opowieści. Nigdy nie widziała żadnego domu obok tego w którym mieszkała, nie znała nikogo prócz rodziców i szalonego dziadka Joe, którego zresztą ledwo co pamiętała. Dziadek Joe… To wspomnienie odświeżyło jej pamięć. On odszedł… Dawno temu poszedł gdzieś daleko i nie wrócił.Była zbyt mała, żeby zrozumieć słowa, które krzyczał, ale wiedziała że był zły, bardzo zły. Tata też krzyczał. Mama nie…  Ona tylko stała i wpatrywała się w starego, szalonego człowieka jakby nie mogła uwierzyć, że aż tak daleko się posunął. Było to jednak dawno teraz zatęskniła za rodzicami, których nie widziała od…  W sumie nawet nie wiedziała od jak dawna. Dla dziecka dzień, pięć dni, miesiąc czy dwa lata…  Spędzone w zamknięciu ciągną się niemiłosiernie, w nieskończoność. Dziewczynka obeszła cały dom i pomieszczenia gospodarcze. Nikogo. Nawet zwierząt których mieli bez liku. Wróciła do domu i sprawdziła wszystkie kąty. Zajrzała nawet pod dywan i do szafy. Nikogo. Była jeszcze mała. Nie rozumiała, co się mogło stać. Weszła do kuchni. Poczuła ogromny głód, więc poszukała czegoś do zjedzenia. Wszystko było popsute… A przynajmniej wszystko bardzo śmierdziało. Postanowiła zaryzykować i zjeść mięso z puszki, które wydawało jej się być w miarę dobre. Usiadła przy stole i zaczęła rozmyślać, co się stało przed jej pobytem w piwnicy… Wszystko zaczęło się, gdy tata wyszedł z domu…  Żegnał się ze wszystkimi, mama płakała. Miał bardzo dziwne ubranie i coś ciemnego, ciężkiego przy pasie…  mówił na to BROŃ albo KARABIN, ale te słowa nic nie znaczyły dla małej dziewczynki. Wtedy nawet nie myślała gdzie tata idzie i kiedy wróci. Bo przecież zawsze wracał. Oczekiwanie na tatę wydłużało się z dnia na dzień. Mała zaczynała czuć, że coś jest nie tak. Pytała więc mamę o to, gdzie jest tata i kiedy wróci, bo obiecał się z nią pobawić. Mama nie odpowiadała. Uśmiechała się tylko smutno i przytulała swój skarb. Mała nadal nie rozumiała. Jakiś czas później mama wpadła do domu jak szalona i kazała córce schować się do piwnicy. Mała nie wiedząc, o co chodzi posłuchała mamy, bo wyglądała na naprawdę przerażoną. W piwnicy było wszystko, co było potrzebne do życia: koce, picie, jedzenie i parę zmiennych ubrań. Na jakiś czas wystarczy. Sama piwnica była wykopana w ziemi i wzmocniona grubą warstwą betonu. Pomogło to przy wyciszeniu wszelkich dźwięków oraz wstrząsów z zewnątrz.Mała spała więc i jadła nie mając pojęcia, jakie piekło rozgrywa się nad jej głową. Teraz wyszła jednak z ukrycia, bo jedzenie zaczynało się kończyć, a mama nie dawała jej znaku, by mogła wyjść. Tak oto siedziała przy stole w kuchni i jadła mięso z puszki, sama w pustym domu i nie wiedziała co dalej zrobić.

Dopiero teraz zrozumiała, że słońce dopiero wstaje.

-Jest ranek! - powiedziała do siebie.

Zjadła tyle mięsa, ile tylko mogła i zaczęła szukać starego plecaka taty. Znalazła go w starej szafie i zapakowała swoje ubranka oraz trochę jedzenia. Postanowiła poszukać SĄSIADÓW i dziadka Joe.

Wyszła z domu i udała się w stronę pobliskiego lasu. Wchodziła coraz głębiej, a śpiew ptaków i dźwięki owadów powoli cichły. Mała zaczynała czuć lekki niepokój. Wiedziała że coś jest nie w porządku. Weszła na mały pagórek i spojrzała w dół. Zobaczyła setki kopców. Na niektórych leżały krzyże, a na innych hełmy. Dziewczynka podeszła zaciekawiona. W powietrzu unosił się dziwny zapach. Nie wiedziała dlaczego, ale chciała jak najszybciej stamtąd uciec. Obejrzała jeszcze kilka kopców i odeszła z lekkim mętlikiem w głowie. Droga przez las była długa. Dziewczynka znalazła parę krzaczków dzikich jagód i poziomek, nazbierała ich trochę i jadła idąc w nieznane. Nagle las się skończył i zobaczyła ogromne pola. Nie wiedziała, że jeszcze parę dni temu stoczyła się tu jedna z największych bitew w historii świata. Rozglądała się z zapartym tchem i wiatr rozwiewał jej włosy.

Nagle złapała ją czyjąś dłoń i zaciągnęła z powrotem w las. Mała chciała krzyknąć, ale ktoś szybko zasłonił jej usta. Odruchowo ugryzła mocno palce.

-Szlag!-zaskrzeczał lekko głos kobiety.

Dziewczynka szybko się odwróciła i popatrzyła na swojego porywacza… Była nim starsza kobieta, wspierająca się na lasce. Zgromiła wzrokiem małą.

-Co ty wyprawiasz dziewucho? Chcesz żeby cię postrzelili?-mówiła z wyrzutem.

-P-postrzelili?-zapytała mała niepewnie-Co to znaczy POSTRZELILI?

Stara zaśmiała się skrzekliwie. Złapała małą za rękę i zaprowadziła do swojej chatki. Dziewczynka próbowała się bronić, ale była zbyt chuda i słaba. Kobieta posadziła ją na wysokim stołku i zaparzyła herbatę.

-Wypij. Dobrze ci zrobi. - powiedziała stara i siadając na bliźniaczym stołku obok dziewczynki. - A więc kruszynko… Jak masz na imię?

Mała milczała i dalej piła napój. Starsza kobieta spojrzała na nią z troską i uśmiechnęła się.

-Masz jakieś imię? - zapytała najmilej jak potrafiła.

-Tak… Mam na imię Sara. - mała uśmiechnęła się szeroko.

-Śliczne imię… - stara pogłaskała ją po głowie- Powiedz mi Saro… Gdzie są twoi rodzice?

-Nie wiem. Właśnie ich szukam - odparła mała beztrosko machając nóżkami w powietrzu.

Kobieta skinęła głową. Wiedziała już co się stało z opiekunami dziewczynki.

-Może zostaniesz u mnie i poczekasz na nich? Na pewno się domyślą, że jesteś u sąsiadki.

Małej rozbłysły oczy. SĄSIADKA. Znalazła ją. Osobę o której słyszała opowieści. Tak bardzo się ucieszyła, że bez zastanowienia zgodziła się na propozycję kobiety.

W taki sposób Sara i starsza kobieta zamieszkały razem. Mała pomagała jej w uprawie ogródka i dzięki temu nigdy nie brakowało im jedzenia. Czasami starsza chowała małą w piwnicy, ale ona tego nie rozumiała. Żyła w niewiedzy o tym, co się działo na świecie i co stało się z jej rodziną. Aż pewnego dnia Sara pracowała ciężko w ogródku. Była już o kilka lat starsza, więc kobieta jej nie pilnowała. Nagle zza drzew wyjechał dziwny pojazd. Było to auto wojskowe. W środku byli żołnierze z karabinami, ale ona o tym nie wiedziała. Podniosła głowę zaciekawiona. Auto zatrzymało się niedaleko grządek i wysiedli z niego żołnierze. Jeden z nich trzymał broń w gotowości.

-Ruysen den gwarsen? - zapytał twardo w nieznanym jej języku.

-Hmm? - nie zrozumiała.

-Ruysen den gwarsen?! - powtórzył głośniej zniecierpliwiony żołnierz.

Mała ponownie nie zrozumiała i już miała podejść do niego bliżej, gdy usłyszała krzyk starej kobiety.

-NIE!

Dziewczynka zatrzymała się momentalnie. Żołnierz wycelował broń w kobietę.

-Ruysen den gwarsen?! - krzyknął.

-Tuloken flent Polwant. - odpowiedziała kobieta twardo.

Żołnierz strzelił. Trafił kobiecie prosto w środek czoła. Czas nagle zwolnił, powietrze zgęstniało. Sara rzuciła się w stronę swojej opiekunki, biegła jakby grzęzła w błocie. Stara upadała godzinami, latami, wiekami… Gdy dziewczynka w końcu dotarła do kobiety, ta była jeszcze ciepła, ale martwa. Wtedy mała zrozumiała wszystko. Wiedziała gdzie pojechał ojciec, wiedziała co się stało z matką. Poznała ŚMIERĆ i wszystkie żale z nią związane. Wiedziała także, że i ona umrze. Żołnierz już w nią celował. Nie bała się. Pociągnął za spust. Ona usłyszała strzał. Wszystko zamarło jakby cały świat wstrzymał oddech. Kula trafiła dziewczynkę w głowę. Zapadła ciemność.

Bajka o wojnie (One-shot) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz