Droga donikąd

3 1 1
                                    


Światło. Przeklęte, rozdzierające mózg i gałki ocenę światło. Oto co ujrzała dziewczyna otwierając oczy. Podniosła się z wysiłkiem do pozycji siedzącej, chcąc podejrzeć się rękoma, ale były czymś spętane. To co się stało pamiętała jak przez mgle. Wrzaski, piski i przerażający śmiech. Jej śmiech. Znowu nie mogła zapanować nad tym co robi tak jakby w tamtym momencie, a raczej cały tydzień jej ciało było ustawione na funkcję autopilota. Nie było remisji. Tabletki już nie pomagały. Znów chciała kogoś zabić, choć nie była tego świadoma. Jednak kogo? Najprawdopodobniej tę desperatkę z pokoju numer trzy. Izzi spojrzała na ręce, które skrępowane były kaftanem bezpieczeństwa w który była ubrana. Rozejrzała się po pokoju. Cztery białe ściany. Żadnego obrazka, zbędnego mebla czy chociażby tak niepozornego narzędzia jak ołówek. Nie było nawet klamki, nie wspominając o oknie. Tylko ona i tak cholerna żarówka. Brunetka zaczęła myśleć o swej bezsilności. "Jestem beznadziejna. Nie powinni mnie leczyć. Powinni się mnie pozbyć. " pomyślała " Gdybym mogła choć trochę ruszyć ręką to sama skończyłabym ze sobą ". Z tymi myślami na jej policzkach pojawiły się coraz większe łzy. Skuliła się modląc się by nikt nigdy już tam nie wszedł. Żeby o niej zapomnieli i mogła spokojnie umrzeć z głodu.

Puk. Puk. Puk...

Cały czas słyszę te pieprzone rytmiczne pukanie. Jakim cudem się tu znalazłam. Tu... czyli gdzie? Pamiętam tylko urywki zdarzeń, bardzo złych rzeczy.

A teraz? Biel... biel... wszędzie biel. Gdzie jestem?! Czemu nic nie robię!? Dlaczego nikt mi nic nie mówi?! Ja tylko siedzę w bezruchu jakoby cały świat stanął w miejscu. Nagle moja ręka chciała wykonać gwałtowny zryw. Lecz coś jej to uniemożliwia. Tak to gruby stalowy łańcuch.

Zaczęłam dostrzegać więcej elementów. To były kontury pomieszczenia. Tak pomieszczenia byłam w jakimś pokoju. Strasznie białym pustym. Kto mnie tu zamknął?! I dlaczego?! Nie...nie...nie mogę tu zostać ani chwili dłużej. Moje ciało zaczęło się szarpać we wszystkie strony, bo tylko to mogło teraz zrobić będąc całe skrępowane. Moje usta zaczęły krzyczeć niewiarygodnie głośno. Przez moją głowę zaczęły napływać setki informacji różnych myśli i rozważań.

A ja? Przyglądam się biernie czy może straciłam kontrole nad sobą.

Nagle ktoś wbiegł do sali dwie białe sylwetki założyły mi knebel bym nie krzyczała. Jeden z nich coś mi wstrzyknął w ramię bym nie mogła się poruszać zostaw mnie... zostaw mnie... zostaw... nie mogłam nic zrobić, nic nie mogłam powiedzieć. Ślepo wpatrywałam się w jakiś punkt na ścianie...

Minęły dwa tygodnie od wydarzeń z izolatki i zielonooka dziewczyna wróciła do swojego docelowego pokoju. Niestety jej stan się nie zmienił. Całymi dniami leżała w łóżku bez najmniejszego ruchu i wpatrywała się w biały sufit. Nie chciała jeść, nie rozmawiała z lekarzami, nie wychodziła z pokoju, prawie bez przerwy płakała albo patrzyła na wszystko obojętnym wzrokiem. W jej pokoju dalej nie było żadnych zbędnych przedmiotów którymi mogła sobie zrobić krzywdę, a okno umiejscowione na przeciwko przyspawanego łóżka miało grube kraty. Brunetce w końcu skończyły się łzy i tępo wpatrywała się w widok za oknem. Studentom psychiatrii wydawało się że jest niemową. Nic dziwnego skoro nie odezwała się jednym słowem . Z rozmyślań dziewczyny odciągnął ja głośny łoskot, tupot biegnących ludzi i otwieranych drzwi jej pokoju, przez które dosłownie wpadła dziewczyna o długich blond włosach. Ciemno włosa lekko odwróciła głowę by spojrzeć na intruza swoim obojętnym spojrzeniem po czym odwróciła głowę w stronę okna jakby blondynka wcale nie istniała.

[Dziesięć minut wcześniej]

Leżę... Leżę... ciągle leżę nic nie mogę zrobić.

Nie wiem ile dokładnie minęło czasu od mojego ostatniego pobudzenia. Ale zdecydowanie czas biegnie zbyt wolno. Wpadłam w przymusową melancholię. Bezustannie dzień w dzień

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Nov 26, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Chwytaj ten stanWhere stories live. Discover now