Wyszedł z pokoju, otwierając drzwi na oścież, które huknęły głośno po bliskim spotkaniu ze ścianą stojącą im na drodze. Gniew unosił się z niego parą i był wyczuwalny na kilometr.
Chwycił metalową poręcz balkonu i przez jedną sekundę zastanawiał się, czy nie przeskoczyć barierki i poddać swoje ciało grawitacji, po czym z otwartymi ramionami przyjąć fizyczny ból spowodowany upadkiem z piętra. Ta myśl była nawet kusząca. Zdecydowanie łatwiej przychodziło mu znosić ból fizyczny, do którego był de facto przyzwyczajony, niż to, co teraz działo się w jego głowie... i w sercu.
Znowu to zrobił. Znowu pozwolił swojej nienawiści otworzyć usta i wypowiedzieć tych kilka raniących słów. Szczerych, ale mimo wszystko raniących. Widział to w jej oczach, a jednak nie opanował emocji, nie zamierzał przestać, bo, po co, skoro mówił samą prawdę? Świat bez magów byłby lepszy, sprowadzają tylko cierpienie na wszystkich wokoło. Po raz kolejny nie omieszkał jej tego powiedzieć, dać do zrozumienia, że nienawidzi ich całym sercem i znowu zapomniał, że rozmawia z posiadaczką owej mocy.
Od kiedy znaki na jego ciele zaświeciły się pod wpływem nieopanowanych emocji, nie odezwała się ani słowem. Z bólem w oczach znosiła każde jego słowo, ale nie spuściła wzroku. Irytowało go to z każdą chwilą, z dumą znosiła to, co wyrzucał jej w twarz. Nie poddawała się, była twarda, a on coraz bardziej chciał ją zniszczyć, złamać, zobaczyć łzy, usłyszeć przeprosiny za to wszystko, co zrobili mu magowie. W tamtym momencie nie widział w niej Elizy Hawke, a tych, którzy go skrzywdzili, wykorzystywali, naznaczyli tymi przeklętymi znakami i odebrali szansę na normalne życie. Tych, którzy zasiali w nim ziarno nienawiści i regularnie podlewali, jak roślinę, która miała wyrosnąć i wydać owoce w postaci maszyny do zabijania, którą się w końcu stał.
Rozładował buzujące w nim emocje i wcale nie czuł się z tym lepiej, wręcz przeciwnie. Jej milczenie sprawiło, że wykrzyczane słowa odbijały się teraz echem w jego umyśle i coraz bardziej ściskały za serce. Skierował swój gniew na właścicielkę rezydencji, w której się znajdował i wyszedł, rzucając jej groźne spojrzenie znad ściągniętych brwi.
Usłyszał kilka kroków za plecami, cichych i jakby niepewnych. Ścisnął poręcz jeszcze mocniej, czując przenikający ból aż do kości.
– Fenris...
Jej głos był spokojny, wręcz proszący, aby opanował ten wulkan uczuć, który targał nim już od dawna.
Nie potrafił tego zrobić. Nie przy kobiecie, która była głównym powodem tych erupcji. Raz ją kochał, a raz nienawidził. Stwórco, dlaczego to błędne koło wciąż się zamykało?
– Powiedz mi... – opuścił wzrok w dół, wpatrując się w swoje bose stopy. Z całej siły starał się, aby nie podnieść tonacji głosu, ale i ta próba zawiodła. Spiął mięśnie, a ręce zadrżały pod wpływem próby zatrzymania emocji – Powiedz mi, czy istnieje coś, co dotknięte przez magię nie zostało splugawione?!
Podniósł głowę, aby spojrzeć w jej duże, brązowe oczy, jakby szukając tam odpowiedzi na rzucone pytanie. Znowu ciężko dyszał. Powstrzymywał się, aby nie złapać czegoś w swoje szpony i nie rozerwać na kawałki, miał wrażenie, że tylko to przyniosłoby mu ukojenie.
Odwrócił się do niej plecami, jeśli nie chciał zrobić jej krzywdy, musiał stąd wyjść. Jednak odpowiedź przyszła szybciej niż by się tego spodziewał.
– Ty.
Zatrzymał się w pół kroku. Przenikliwy dreszcz przebiegł po jego karku, aż po kostki. Wydawało mu się, że tym pytaniem trafił w sedno, złamał ją, tymczasem to ona wprawiła go w osłupienie, zakłopotanie, któremu nie potrafił odpowiedzieć.
CZYTASZ
You || Dragon Age 2
FanfictionCzy kilka gorzkich słów może zmienić wszystko? Czy i tym razem mu wybaczy? To pytanie tłumiło jego zdrowy rozsądek, paraliżowało od środka. Bał się poznać odpowiedź, ale to już przestało mieć znaczenie. Klamka zapadła. Nie dało się zapomnieć. Szkod...