Chwila sławy "ZofiaAMackiewicz"

246 51 5
                                    

Notka od redakcji:
ZofiaAMackiewicz w Internecie od jakiegoś czasu używa skrótu Zo. Poza pisaniem, którym zajęła się już w podstawówce, jest w teatrze alternatywnym swojej mamy. W trakcie żmudnego procesu przygotowywania się do matury, próbuje skrobać coś swojego na Wattpadzie. Głównie zajmowała się do tej pory fantastyką, a dziś - w ten cudowny grudniowy dzień - przygotowała dla Was świąteczny felieton!

„Magia Świąt", czyli bożonarodzeniowy nastrój i jak go znaleźć?

No właśnie. Jak znaleźć bożonarodzeniowy nastrój? Czym on właściwie jest? I dlaczego łatwiej przychodziło nam (a na pewno mi) przeżywanie Świąt w dzieciństwie? Bo przyznam się bez bicia – chyba ostatni raz, kiedy czekałam z niecierpliwością na okres Bożego Narodzenia, to była druga klasa gimnazjum (a teraz jestem w maturalnej) i to właściwie nie ze względu na magię i niezwykłość tego czasu, ale ponieważ wraz z moją siostrą pierwszy raz na Święta miał przyjechać jej chłopak, który od tego czasu stał się częścią naszej rodziny.

Gdzie więc zapodziała się chęć spędzenia czasu z bliskimi; dzika radość nie tylko z samych prezentów, ale i z tego oczekiwania na magiczne pojawienie się ich pod choinką za zamkniętymi drzwiami; adrenalina podżerania „kaczego żeru", gdy tata nie patrzy?

Możecie powiedzieć: „Masz osiemnaście lat, nie oczekiwałaś chyba, że w każde Święta będziesz dzieckiem?". A ja wam odpowiem: „Tak! Bardzo bym chciała, żeby tak się stało!". Bo im starsza się staję, tym mniej Boże Narodzenie kojarzy mi się z przyjemnościami (górą słodkości, pięknem przystrojonej choinki, czy choćby bójką-na-niby z bratem wracającym ze studiów), a bardziej z obowiązkami (myciem okien, zdążeniem z ciastami, wymyśleniem oryginalnych i funkcjonalnych prezentów przy ograniczonym budżecie). Gdzieś w zabieganiu, gorączce zakupów, złości na młodszego brata, który nie pomaga, co roku gubię to poczucie, że nadchodzi coś niezwykłego, coś co zdarza się raz do roku, co ma tę magię, chociaż nie lubię, gdy to słowo jest tak nadużywane w każdej reklamie w grudniu.

Teoretycznie próbuję się podkręcić kolędami wytymi (nie, to nie jest śpiew) z tatą w wigilijny poranek przy wyrabianiu ciasta na makowce, od połowy listopada śpię w specjalnych, świątecznych śpioszkach, mój pokój jest lepiej przystrojony niż niejedna wystawa. No, po prostu niczym w piosence Paula McCartneya: „The mood is right, the spirit's up. We're here tonight and that's enough." („Nastrój jest odpowiedni, dusze rozradowane. Jesteśmy tu dziś wieczorem i to wystarczy."). Kiedy jednak dochodzi do siadania przy stole, wszyscy odpicowani jak Mercedesy na wystawie, świeczki się palą, a barszcz czeka na polanie, ja doznaję tego cichego „kliknęcia" w głębi duszy – nie następuje „Simply havin' a wonderful Christmastime" („Po prostu wspaniale spędzamy Święta"). Zero.

Nie niecierpliwię się, kiedy skończymy jeść, bo wiem już mniej więcej, co znajdę pod choinką, więc nie czekam i nie wyglądam w oknie czerwonego nosa oraz zaprzęgu reniferów, nie siedzę przy psie, oczekując, że po zjedzeniu opłatka przemówi do mnie ludzkim głosem – a szkoda, pewnie miałby mi wiele ciekawych rzeczy do powiedzenia. Jednym słowem, ja Świąt nie czuję, Święta nie czują mnie. Świąteczny nastrój jął się....
I sądzę, że nie jestem jedyna, która doznaje skutków syndromu bożonarodzeniowego™(właśnie to wymyśliłam).

Nie chcę, żeby ten felieton brzmiał jak „Hurr, durr, złe Święta, nie czuję ich, wszystko wina komercjalizacji", bo takich tekstów jest na pęczki w odmęcie Internetu, a czytanie wypocin kolejnej sfrustrowanej nastolatki, na pewno nie jest tym, co chcecie robić w wolnym czasie. Ale niestety, coś w tym jest.

Uwaga, nie twierdzę, że komercjalizacja Świąt to tylko wina Coca-Coli, Wham!, czy choinki pod Rockefeller Center w Nowym Jorku. O nie, to wina nas wszystkich – ja jako pierwsza przyznam się do hipokryzji: krytykuję materializm cały rok, ale sama, gdy przychodzą Święta zamieniam się w materialistkę. Chociaż próbuję siebie w duchu przekonać, że najważniejsze jest spędzanie czasu z bliskimi,  świętowanie pamiątki przyjścia na świat Jezusa, radość dziadkowych anegdot, babcinych pierogów, czy corocznej rozgrywki Monopoly. A gdzieś tam – jestem jedna z tych osób, które w listopadzie wypisują na Twitterze pod hashtagiem #robimyświątecznynastrój, jak bardzo nie mogę się doczekać Bożego Narodzenia, bo to, bo tamto, bo śmamto, ale kiedy nadchodzi 25 grudnia, dupa blada, zastanawiam się, czy od sprzątania nie zejdzie mi hybryda oraz wyżalam się Twitterowiczom, że nie czuję Świąt.

Nie jestem jedyna, patrząc po moim timeline'ie.

Co możemy zrobić? Spalić wszystkie prezenty? Nie sprzątać przed rocznym świętem? Wyrzucić wszystkie te wyśmienite serniki? Jasne, kto pierwszy? Oczywiście, że zgłosi się tłumek chętnych, ale mnie tam nie znajdziecie – zwyczajnie dlatego, że makowce mojego taty są zbyt dobre, by trafić do kosza...

Kończąc, jaki mam zajebisty i mega błyskotliwy pomysł-puentę na poczucie sławetnej Magii Świąt? No więc... Nie mam. Nie mam lekarstwa, pomysłu, rozwiązania. Nie takiego natychmiastowego – ot, pstryknięcie palcami i już jest: świąteczny nastrój jak znalazł. Na pewno nie pomagają świąteczne piosenki, ani playlisty na Spotify (no chyba, że zawiera „Karpia" redaktorów Radiowej Trójki), tony cynamonowo-jabłkowych albo piernikowych świeczek czy girlandy choinkowych lampek, ciepłe kakao z piankami również nie działa moim zdaniem.

Bo widzicie, jest coś w stwierdzeniu Arystotelesa „Człowiek jest zwierzęciem społecznym". Dlatego w Świętach naprawdę chodzi o bliskich, miłość i wspólną radość.
Wiecie, w czym jest problem ze Świętami? Że, kiedy powtarzamy sobie „Ciesz się rodziną, czasem z nimi!", to tak naprawdę tego nie chcemy. Zwyczajnie nie jesteśmy szczerzy w swojej intencji i żadne wspomagacze nie wprawią nas w prawdziwe świąteczny nastrój. Bo właściwie to nie musimy tego wszystkiego robić – kupować prezentów, gotować grzybowej albo wyżerać piernik wprost z foremki. Ale czy wtedy w ogóle będzie jakiś moment w ciągu roku, kiedy poświęcimy swój nader cenny czas na spędzanie go z rodziną (choćby i przed tym nieszczęsnym Kevinem)?

Odpowiem sama za siebie – u mnie będzie ciężko. Starsze rodzeństwo rozjechało się po Europie, ja przygotowuję się do matury i szkoły artystycznej, rodzice pracują od świtu do nocy, młodemu do życia potrzebny jest tylko CS i trochę żarcia. Nie mam czasu kiedy indziej usiąść z mamą i siostrą, żeby tyrać tatę za powiększającą się łysinę, brata za rosnący brzuszek i siebie nawzajem za poplamienie rybą po grecku nowej sukienki. Nie zobaczę takiej radości na widok zwykłej książki, którą zapakowałam w świąteczny papier. Nie ujrzę błysku dumy w oczach taty, kiedy pożeramy siódmy kawałek bułki z makiem (może dlatego, że to ciasto gości u nas dwa razy do roku).

W tym roku postaram się nie paść ofiarą syndromu słuchania świątecznych piosenek w listopadzie, robienia świątecznych makijaży pierwszego grudnia czy łażenia w świątecznym swetrze już od Mikołajek. Postaram się nie przekonywać samej siebie, że powinnam czuć się szczęśliwa, że mogę spędzać ten czas z rodziną, tylko zwyczajnie zacznę to robić. Postaram się nie zastanawiać, czy kiedyś Święta były fajniejsze, bo „Mateusz poszedł szukać reniferów w ogrodzie" (autentyczny tekst, na który się nabrałam, gdy zorientowałam się, że brata nie ma przy stole), a teraz Mateusz zwyczajnie kładzie worek prezentów pod sosenkę w kącie pokoju.
W te Święta chcę być z, a nie obok. I mam nadzieję, że wam też się uda, w końcu, jak śpiewają Hiszpanie: ¡Feliz Navidad!, a więc naprawdę, naprawdę, naprawdę wesołych Świąt, a nie tak udawanie-radosnych. Czego jak czego, ale ekspresji uczuć Polacy mogliby się nauczyć od Hiszpanów.

Na koniec, zanim dołączę się do świątecznych życzeń ekipy Whats Up, Watt?, chcę was zaprosić na mój profil, gdzie od trzeciego grudnia do Wigilii co tydzień będę publikować części małej formy przygotowanej właśnie na Święta. „Świeć, Gwiazdeczko" to nie będzie bawienie się w moralizowanie Wattpada, ale po prostu cztery historie nastolatków w okresie świątecznym, kiedy wydawałoby się, że powinniśmy być dużo bardziej życzliwi dla innych.

Dobra, to całe gadanie o Bożym Narodzeniu sprawiło, że mam ochotę na barszcz.

Dużo Świątecznej Miłości i pogody ducha życzy
Zo.

Santa Claus is coming to town #9Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz