Jego uśmiech od zawsze jest piękny i szczery. Wywoływał przyjemne ciepło i mrowienie w moim sercu, a w brzuchu pojawiało się miliony motyli. Nikt nie umiał tak poprawiać mi dnia, jak on. Jedno spojrzenie w jego ciemne, radosne oczy i wszystko stawało się bardziej kolorowe, a złe emocje odchodziły daleko za morze.
Nawet podczas kłótni o zbity talerz czy kubek, kiedy krzyczałem na moje słońce, czułem, jak serce pęka mi na kawałki, bo wiedziałem, że to jest zbędne, ale przez stres w pracy musiałem się na czymś wyładować i niestety wybór padał na mojego chłopaka. W sumie nie tylko stres.
Było coś jeszcze.
Gdy tylko jego oczy zaczynały się szklić od łez, urywałem zdanie w połowie. Podchodziłem do niego i czule obejmowałem ze smutkiem na twarzy.
Nawet jeśli chciał się wyrywać to wiedział, że nie ma szans. Zbyt mocno go kochałem, żeby puścić, a on wiedział, że w moich ramionach może się wypłakać. Nie ważne, co by się działo, nawet jeśli kosztem będzie koszula w smarkach i łzach.
Chwilę później, kiedy już się obaj uspokajaliśmy, odsuwałem młodszego od siebie i patrzyłem na zapłakaną buzię. Lekko czerwone oczy, rumiane policzki, po których leciały pojedyncze łzy i piękny uśmiech, który prawie że nigdy nie znikał. Taki widok zawsze łamał mi serce i automatycznie robiło mi się przykro oraz głupio za to, że się unosiłem o taką bzdurę.
Hoseok jest wrażliwy i łatwo go zranić, a ja często o tym zapominałem, przez co później musiałem patrzeć na moje płaczące słońce.
Kładłem wtedy dłoń na rozgrzanym policzku, który gładziłem kciukiem w między czasie ocierając łzy, a za chwilę wpatrywałem się w ciemne oczęta. Pomimo płaczu nigdy traciły swojego blasku i nadal tliły się w nich te jedyne w swoim rodzaju iskierki.
Pod wpływem dotyku dłoni, Hoseok podnosił wzrok i również się we mnie wpatrywał. Czasem zdarzało się tak, że ponownie zaczynał płakać. Wtedy składałem na jego ustach krótki pocałunek, by ten się uspokoił. Zaraz odsuwałem się i uśmiechałem, mówiąc krótkie:
- Przepraszam.
To wystarczało zupełnie, by chłopak przetarł lekko spuchnięte oczy zazwyczaj rękawem za dużej bluzy i odwzajemnił się swoim uśmiechem, który tak bardzo kocham. Później wtulał się w zagłębienie w moich obojczykach i rękoma oplatając klatkę piersiową, a ja ucałowywałem czubek głowy, gdzie znajdowały się jego farbowane na brąz włosy. Obejmowałem go ramionami i wdychałem zapach owocowego szamponu.
Przyjemne ciepło rozchodziło się po moim ciele od stóp do głów, wiedząc, że słońce jest bezpieczne. Zamykałem oczy i dziękowałem, że mam kogoś takiego, jak on. Kogoś, kogo mogę ochraniać, co nie zawsze mi wychodziło.
Zawsze tuliliśmy się tak po każdej kłótni dobre kilka minut chcąc przeprosić w ten sposób, poczuć ciepło drugiego, wsłuchać się w bicie naszych serc, które biły po chwili jednym rytmem, jak jeden wspólny organ. Kołysałem nami w przód i w tył, kojąc myśli młodszego, ale sam po chwili pod wpływem jednostajnego ruchu i zmęczenia zaczynałem powoli odpływać w objęcia Morfeusza, co chłopak zawsze szybko wyłapywał.
Zaczynał wtedy myziać nosem moją szyję, dmuchać i delikatnie całować w kilkunastu różnych miejscach. Na mojej twarzy pojawiał się uśmiech, a cichy chichot zadowolenia wydobywał się z gardła. Wiedział, że to lubię, więc przystępował do zasynania skóry i zostawiania drobnych śladów. Później przenosił się na linię szczęki. Moje ręce zjeżdzały niżej na jego biodra, a później błądziły na gołych placach pod koszulką, kreśląc palcami liczne szlaczki.
CZYTASZ
z lotu ptaka | 2seok [one shot]
FanfictionNie sądziłem, że po śmierci jeszcze będę mógł na niego popatrzeć... ▶ boyxboy, angst asf, hurts feelings ▶ ksj!25, jhs!23