welcome to Derry.

2.1K 114 34
                                    

Tik tak, tik tak, tik tak. 

Czy tylko mi się zdaję czy wskazówki zegarka zgrały się z biciem mojego serca?

Bum-tak, Tik-bum.

Nerwowo wiercę się na krześle, ale widząc pełne zdegustowania spojrzenie szkolnej sekretarki, wzdycham cicho i wracam do wyprostowanej pozycji. Oczekiwanie jest najgorsze, nie kara. Już dawno przeanalizowałam sobie wszystkie kary, jakimi mogliby mnie obarczyć i jedyna która budzi we mnie malutki lęk to wyrzucenie ze szkoły. Ale czy naprawdę byliby tak okrutni, żeby robić mi to, kiedy wakacje są tuż za pasem?

W pewnej chwili do rytmicznie dopasowanych odgłosów mego serca, oraz tykających wskazówek wdziera się coś niechcianego. Dźwięk telefonu. 

- Tak? - mruczy sekretarka opierając słuchawkę na ramieniu. - Dobrze, już ją proszę. Katherine, dyrektor Higgins zaprasza cię do gabinetu. 

Podnoszę się niechętnie, ze wszystkich sił starając się nie wypalić: ,,Jakieś do dupy to zaproszenie, skoro nie mogę odmówić." Już i tak dzisiaj sobie nagrabiłam. Otwieram delikatnie drzwi, po czym wsuwam się do środka, cichutko jak mała myszka. Jak na winnego przystało zwieszam głowę w dół, pozwalając żeby kasztanowe  fale opadły mi na czoło. 

- Usiądź - spokojny, a jednak nieżyczliwy głos Higginsa przebija się do moich uszu. Wybieram krzesło po mojej prawej stronie, świadoma, że te po lewej długo nie pozostanie puste. W końcu - niby to w nagłym przypływie odwagi - podnoszę wzrok na dyrektora szkoły. Najlepsze lata zdecydowanie ma już za sobą. Jego okrągła, pokryta głębokimi zmarszczkami twarz przypomina mi trochę buldoga. Do tego ta niekorzystna siwa grzywka, utworzona z resztek włosów na jego głowie, które zdołało się uratować. 

- Twój opiekun zaraz tu będzie - oznajmia bezceremonialnie, po czym bierze się za przekładanie stosu papierów walących się na jego mahoniowym biurku. Z nudów zaczynam bawić się dłońmi, ale widok zdartej skóry na kostkach uświadamia mnie jak bardzo mam przerąbane.

Siedzimy tak przez dobre dziesięć minut które, zdają się trwać całą wieczność. W końcu drzwi otwierają się z szeroko, a do środka wpada zdyszana April. 

- Witaj April - dyrektor podnosi się niezgrabnie i podaje kobiecie rękę. 

- Przyjechałam najszybciej jak mogłam - zapewnia, na co posyłam jej ironiczne spojrzenie. Kłamczucha, byłaby tu dobre dwadzieścia minut wcześniej, gdyby nie musiała najpierw dokładnie się umalować i ułożyć włosów. April rozsiada się w fotelu koło mnie, przybierając przy tym wyraz twarzy mówiący: ,,A cóż to za okropność się stała?" 

- Przykro mi, że musiałem cię wzywać. Na pewno jesteś bardzo zajętą osobą...

- Co się stało Bob? - wtrąca trochę zniecierpliwiona. Nawet na mnie nie patrzy.

- Słuchaj April. Pod wpływem twoich usilnych próśb, zgodziliśmy się przyjąć Katherine do szkoły niecałe trzy miesiące przed końcem roku szkolnego. I aż do dziś, ani trochę nie żałowaliśmy tej decyzji. Katherine jest inteligentna, zaradna, śmiała. - po okazaniu lekkiego uśmiechu, jego twarz nagle spoważniała. - Możliwe, iż oczarowała nas to tego stopnia, że przymykaliśmy oczy na pewne sprawy, takie jak fakt, że nauczyciele regularnie czują od niej papierosy. 

Przygryzam wnętrze policzków, czując jak wzrok April wypala mi dziurę w głowie. Och, przestań udawać, że odkryłaś do dopiero teraz. Ile to razy wrzeszczałaś na mnie, że mam umyć zęby, bo cuchnę tytoniem. 

- Jestem naprawdę wstrząśnięta. - kręci energicznie głową. - Możesz być pewny, że zaraz po powrocie do domu, odbędziemy z nią poważną rozmowę na ten temat. Ale czy nie uważasz, że to trochę niepotrzebne wzywać mnie w takiej sprawie. - śmieję się nerwowe. - Dzieciaki w jej wieku wciąż szukają nowych doświadczeń, zwłaszcza tych zabronionych. 

The Losers' Club |TO|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz