why we still here?

142 8 4
                                    


Obiecałam ci trzy dni, Bill. 

I słowa dotrzymam.

Właśnie z tą myślą rano dosłownie staczam się rano z łóżka, odrzucając pokrytą kwiatkami kołdrę. Przecierając ciężkie od snu oczy, oglądam w lustrze swoje zmizerniałe spojrzenie. Wczoraj padłam na łóżko z mokrą głową, dlatego dzisiaj muszę uporać się z jednym wielkim kołtunem. W pewnym momencie szczotka utyka mi we włosach i więc szarpie dłońmi tak mocno, że czekam aż łepetyna mi odpadnie. Nie ustaje jednak w walce. Przecież chce wyglądać dobrze, babrając się w gównie. 

Po powrocie do domu natychmiast zdałam April krótką relację z wyjście, ponieważ świadomość że może mi suszyć głowę całą kolację, odbierała chęć do jedzenia. Oczywiście skróciłam swoją wypowiedz do: ,, fajny film, fajny wypad, tak tak, podobało mi się", a pominęłam nieznaczące szczegóły jak ,,samobójczy atak Richiego Toziera" i ,,otarcie się o śmierć w alejce obok kina". Zresztą April pewnie uznałaby że dramatyzuje. I może miałaby rację.

Rozważałam również wykonanie pełnego przekleństw telefonu do Richiego, dzięki któremu mogłabym się upewnić, że chłopcy bezpiecznie dotarli do domu. Lecz potem doszłam do wniosku, że gdyby Henry faktycznie ich dorwał, raczej nie wykazałby dostatecznej inteligencji, aby ukryć gdzieś zwłoki, więc już od rana byliby na ustach całego miasteczka. 

Dzisiaj będę musiała użyć całego pokładu sprytu jaki w sobie mam, żeby mieć pewność że wszystko pójdzie gładko. Chcę pokazać Billowi jak bardzo mi zależy. Udowodnić, że jestem godna dołączenia do ich paczki, bo jeśli nawet ,,Klub Frajerów" mnie nie zechce, to chyba w końcu dostanę dowód, że nie warto się starać.

- Okej, Kathrine - mówię głośno, śledząc swoje odbicie w łazienkowym lustrze. - Wczoraj, po raz drugi otarłaś się o śmierć, ale chyba nie chcesz żyć wiecznie? Całą młodość spędzić w swoim pokoju, chowając się jak tchórz? Ile razy w życiu słyszałaś, że jesteś bezczelna, dzika, brak ci pohamowania i manier? Teraz wyjdź na zewnątrz i zamień bezczelność w pewność siebie, a z dzikości zrób naturalną radość, która w towarzystwie chłopców z Derry tak łatwo ci przechodzi. Przestań analizować każde pieprzone słowo i zwyczajnie ciesz się chwilą! 

Wybiegam z domu, trzymając się tego postanowienia, mocniej niż Eddie maminej spódnicy. Śmigam swoim dwukołowcem, pod adres który April z miłą chęcią podała mi dzień wcześniej. Niedbale podrzucam rower na trawniku i zanim jakiekolwiek odgłosy sprzeciwu zaczną się pojawiać, pukam do drzwi. Otwiera mi wysoka kobiet z burzą blond loków i świecącymi niebieskimi oczami. 

- Dzień Dobry Pani Uris - uśmiecham się uroczo - Jestem Kathrine. Czy Stan jest w domu? 

- Och, witaj kochana - kobieta odpowiada mi równe szerokim uśmiechem. - Bardzo miło cię w końcu poznać. Stan trochę mi o tobie opowiadał. 

- Heh, pewnie same dobre rzeczy - parskam, wyobrażając sobie jak Uris przygnieciony ciężarem pytań, prycha: ,,No nie wiem. Jest dziewczyną, ma dwie ręce i nogi. Czasem jest sympatyczna, ale częściej irytująca."

- Stanley chyba jeszcze śpi, ale śmiało możesz wejść. - gestem zaprasza mnie do środka. - Po schodach i ostatnie drzwi na końcu korytarza. Macie jakieś plany na dziś? 

- Chyba wybierzemy się na pływalnie - co jest pół prawdą, bo jakaś połowa moje ciała prawdopodobnie sobie popływa. 

- Powiedz proszę Stalney'owi, żeby pamiętał posmarować się kremem z filtrem, bo inaczej dorwę go szybciej niż zrobi to słońce. - chichoczę z własnego żartu. 

- Dobrze, pani Uris. 

Wspinam się po drewnianych schodach, a następnie docieram do wskazanych przez panią Uris drzwi. Najpierw cicho pukam - Sally opowiadała, że kiedyś weszła do pokoju brata bez pukania i zobaczyła coś strasznego, czego nawet nie mogła opisać - a kiedy nie słyszę żadnej reakcji, niechętnie popycham drzwi.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Mar 02, 2022 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

The Losers' Club |TO|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz