Frajerzy w Hogwarcie cz.5

547 30 14
                                    

  - Dobra. Jak na wasz pierwszy lot było nieźle.- powiedziała Ginny choć tak naprawdę była pod wrażeniem. Przez cały czas obserwowała Billa, ale i tak Mike oraz Ben radzili sobie najlepiej. Ben, na początku bał się, ale Weasley zapewniła go, że Crabbe i Goyle też są wielcy i jakoś dla nich nie ma problemu. Rudowłosej imponował Denbrough. Był przystojniejszy i mądrzejszy od Potter'a.
- Drops i Kocica pędzą.- rzekł Richie lądując na ziemi. Podczas ich pierwszego treningu strasznie się wymądrzał i przerywał Ginny.
- Dzień dobry panie profesorze, pani profesor.- przywitała się Ginny.
- Dzień dobry panno Weasley.- powiedział z iskierkami w oczach Dumbledore.- A dla was moi kochani, mam wspaniałą wiadomość!- zwrócił się do Klubu frajerów. Bill, jako ich przywódca, spojrzał na nich i pokiwał głową, na znak, że wszyscy będą go słuchać uważnie.
- Razem z innymi nauczycielami doszliśmy do wniosku, że jako nasi goście, powinniście mieć własną drużynę Quidditcha.- Stan spojrzał na dyrektora z niepokojem. Nie podobało mu się latanie.
- J-j-jak t-to?- zapytał Jąkała.
- No... Myślę, że pan Tozier wie już dostatecznie dużo, aby wytłumaczyć wam zasady meczu.- Richie gdy to usłyszał padł na kolana i zaczął bić pokłony przed Albusem
- Dzinkować Biały Drops! Biały Drops dobry być!- Bill pociągnął go za kołnierz i syknął:
- J-j-jeżeli z-zaraz s-się n-nie zamkniesz t-to c-ci p-przypierdole.
McGonagall zrobiła oburzonął minę, natomiast dyrektor uśmiechał się dobrotliwie.
- Będziecie grali przeciwko innym domom. Tak nawet przeciw Gryffindorowi. Punkty będą liczone oddzielnie. A teraz wybaczcie profesor Snape chciał się ze mną spotkać.- powiedział i wraz z nauczycielką Transmutacji zaczął oddalać się w stronę zamku.
- Niech pan pozdrowi Nietoperka!- krzyknął Richie.

  - Więc... Mam rozumieć, że... Nigdy. Przenigdy. Żaden z was nie palił?- zapytał z niedowierzaniem Richie. Fred i George pokręcili przecząco głowami.
- Jezus Maryja! To wy macie w ogóle jakieś życie?
- No tak...- rzekł jeden z nich.
- Robimy innym...
- Kawały.- dokończyli wspólnie. Tozier pokręcił głową. Nie rozumiał jak można robić tak bardzo DZIECINNE kawały.
- Wiecie chociaż co to porno?- popatrzył na nich z nadzieją jednak oni jedynie pokręcili przecząco głowami.
- Mam plan, co możemy zrobić jutro przed śniadaniem...- nachylił się w ich kierunku i opowiedział swój szatański plan.

  Z kąta gdzie Richie siedział z bliźniakami co chwilę słychać było ich śmiech. Niepokoiło to i Klub frajerów, i Golden Trio. Mike spojrzał na Billa.
- Nic z tym nie robimy?- zapytał.
- A m-myślisz, ż-że n-n-nas p-posłucha?- odpowiedział pytaniem Bill. Mike w myślach przyznał mu rację. Jednak nie chciał wiedzieć o czym rozmawia ta trójka.

  Śniadanie przebiegało w miłej atmosferze. Nie licząc pewnej szóstki, która zerkała co chwilę w stronę drzwi. Od rana nikt nie widział Toziera, co ich mocno zaniepokoiło. Ginny powiedziała im, że nie widziała również swoich braci bliźniaków.
- Chcemy wiedzieć gdzie są?- zapytał Ben. Beverly pokręciła przecząco głową.
- Jak coś to się nie przyznajemy... Cześć Hagrid!- zawołała widząc olbrzyma. Ten pomachał im i usiadł przy profesor McGonagall.
- Wiecie... Myślę, że...- zaczął Mike, jednak przerwał patrząc na stół prezidentalny.- O kur...

  Za Dumbledore'm pojawił się biały ekran. Wszyscy ze skupieniem wpatrywali się w niego. Nagle zaczęła lecieć muzyka. Był to hit SexMasterki. Tyle, że... W wykonaniu Severusa Snape'a, który miał na sobie niebieski szlafrok w kaczuszki. Był to dość niestarannie wykonany fotomontaż, jednak wszyscy zaczęli się śmiać. Nawet Dumbledore. Gdy muzyka ucichła zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Wszyscy, którzy pili sok dyniowy, zmieniali się. Draco Malfoy miał teraz długie, rude włosy i wielki nos. Za to Harry stracił i swój nos, i swoje włosy. Do pomieszczenia wszedł Richie. Po obu jego stronach stali bliźniacy.
- WITAJCIE PEREŁKI W ŚWIECIE SEKSI FLEKSI- wydrała się cała trójka.

  Tozier i Weasley'owie dostali bardzo długi szlaban. U Filch'a. Do końca roku. Bliźniacy dostali dodatkowy opieprz od swojej matki, a Richie od Billa.
- Dobra, Wielki Billu. Zrozumiałem.- rzekł ze skruchą. Jąkała patrzył na niego przez chwilę. Potem westchnął i zmienił temat.
- N-no d-dobra, t-t-to k-kiedy p-pierwszy t-t-trening?
Richie rozpromienił się.
- Pierwszy mecz gramy za dwa tygodnie! Z pszczołami, mają dobrego szukającego, jakiś Cewnik, ale myślę, że Bill sobie poradzi. Poza tym zaklepałem boisko na ten piątek, sobotę i niedzielę...- Stan i Ben spojrzeli na niego ze strachem. Eddie zauważył to, ale postanowił porozmawiać z nimi później.
- Przecież nie mogą zrezygnować.- pomyślał.

  Eddie zdołał przekonać Stana i Bena do Quidditcha. Na ostatnich treningach radzili sobie coraz lepiej. Ben miał być pałkarzem, a Stan obrońcą. Trenowali pod czujnym okiem Richie'go, który chyba obrał sobie za punkt honoru być bardziej upierdilwym trenerem od Wooda. Oczywiście kapitanem był Bill, który miał być szukającym.
- Ale z was cioty.- rzekł Richie po tym jak wylądowali. Bev podeszła do niego i uderzyła w tył głowy. Wszyscy oprócz Richie'go, który udawał obrażonego, zaśmiali się.

  - Ej, myślicie, że dowiem się czy Eds zostanie mym mężem?- zapytał Tozier w drodze na pierwsze zajęcia z Wróżbiarstwa.
- Eddie chyba by się zabił.- powiedział Mike. Stan zgodził się z przyjacielem.
- Dobryyy panie Maćku.- krzyknął Richie po wejściu do klasy. Choć trudno nazwać to klasą. W okrągłym pomieszczeniu porozrzucane były okrągłe stoliki. Richie, Mike i Eddie usiedli przy oknie, a za nimi ulokowała się reszta Klubu frajerów.
- Dobry Boże... Czemu?- zapytał Eddie chowając twarz w dłoniach.
- Ej, Eds. Patrz na pozytywy. Mike przynajmniej nie jest tym rudzielcem.- rzekł Richie. Mike wybuchł śmiechem, a Eddie spojrzał błagalnie na swoich przyjaciół.
- Wybacz amigo, ale nie jesteśmy aż tak głupi.- Stan uśmiechnął się przepraszająco.
- Witam wszystkich na kolejnej lekcji wróżbiarstwa...- powiedziała kobieta, która wyłoniła się z cienia. Jej wielkie okulary dodawały jej wyglądu ważki.
- Stop, stop, stop, stop, stop...- przerwał jej Richie głosem irlandzkiego gliniarza.- Kim jesteś i co zrobiłaś z Maćkiem?
- Mój drogi nazywam się Sybilla Trelawney i uczę w tej szkole...
- Jasne, jasne. Wszyscy tak mówią. A teraz...- ręka Eddie'go wylądowała na ustach Tozier'a.
- Niech pani kontynuuje.

  - Och, mój drogi... Widzę w twojej filiżance, że przy tym stoliku siedzi miłość twojego życia.- rzekła nauczycielka patrząc w fusy Bena. Ten zrobił się czerwony i rzucił krótkie spojrzenie na Bev.
- Uu... Stan ma konkurencje!- zawołał Richie. Bev wybuchła tak niekontrolowanym śmiechem, że zwaliła swoją filiżankę.

Z sali wyszli w mniej wesołych humorach. Wszystko przez filiżankę Potter'a.
- Co to właściwie ten Honulak, bo nie słuchałem.- powiedział Richie. Bill westchnął.
- P-p-ponurak o-ośle. T-to t-t-taka w-wróżba ś-ś-śmierci.- rzekł. Bev przeszedł dreszcz. Postanowiła zmienić temat.
- Jest wycieczka do Hogsmeade. W sobotę. Idziemy prawda?- zapytała.
- No Rejczel.- odpowiedział jej Stan. Tym razem Bill nie wytrzymał i popłakał się ze śmiechu.

5 część! Będzie jeszcze 4/5 części. Kurde. Piszemy 2 opowiadania w jednym. Taka promocja trochę jak z żabki.
Pozdrawiamy
Daria
Wiktoria
&
Gabrysia
😘😘😘

losers chatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz