- Ile ich jest? - pyta nekromantka. Nie do końca wiem, jak się nazywa. Kojarzę, że jej nazwisko rymuje się z 'kalafior'. Albo z innym warzywem. Czy kalafior to warzywo? Chyba tak. W każdym razie jej twarzy przypomina nieco kalafior. Jest biała, chropowata i wredna.
Czy kalafiory są wredne? Pozostawię to pytanie bez odpowiedzi.
- Czy możemy nie rozmawiać o tym przy wszystkich? - syczę przez zęby. Jestem na celowniku wszystkich zgromadzonych i powiem szczerze: nie jest to zachwycające uczucie. Jakby mało było wrogich spojrzeń skierowanych w moją stronę, Reese patrzy na mnie, jakby chciała mnie pożreć.
Ta zdradziecka szuja.
- A kiedy niby chciałbyś o tym rozmawiać?
- Coś między nigdy a nigdy?
- Nonsens! - wykrzykuje nekromanta imieniem Dave. Ten człowiek ma siwe, krzaczaste brwi i równie siwe i równie krzaczaste wąsiska, które przypominają narośl. Tymże okrzykiem wzbudza Dave falę uznania wśród zgromadzonych. - Mów teraz!
- Będziemy o tym rozmawiać teraz. Ile ich jest? - powtarza z uporem pani Kalafior. Wzdycham.
- Straciłem rachubę po dwudziestym trzecim - odpowiadam. Fala uznania raptownie zamiera. Kalafiorowi opada szczęka. Jeśli kochany Aeternitas za mną nie przepadał, to teraz śmiało mogę powiedzieć, że nienawidzi mnie z czystą pasją. W zaledwie kilku sekund fala szeptów zmieniła się w prawdziwą burzę z piorunami i latającymi samochodami.
Zerkam przelotnie na Reese i ta krótka chwila wystarczy, bym zrozumiał, że mam przesrane.
- Czy masz coś na swoją obronę?
Spoglądam ze zdziwieniem na przewodniczącego Rady Nekromantów Aeternitas, lwa brytyjskiego, obrońcę sprawiedliwości i łącznika między światami (tak serio to nie pamiętam jego imienia, tytulaturę zmyśliłem na poczekaniu).
Relacja między mną a Aeternitas miała swoje wzloty i upadki. Jednakże gdyby przedstawić ją za pomocą fali sinusoidalnej, to wartość międzyszczytowa byłaby bliska zera. Wynika to z tego, że nawet gdybym chciał być niegrzeczny, to zwyczajnie nie jestem w stanie.
Jestem monitorowany dwa cztery na dobę, siedem dni w tygodniu, a pewnie nawet częściej, biorąc pod uwagę fakt, że zawzięte z nich skurwysyny. Moim dotychczas największym wyskokiem było wyjście na spacer. N a s p a c e r, kurwa.
Nie wiem, czego aż tak bardzo się bali, że zamknęli mnie w mieszkaniu na ostatnim piętrze drapacza chmur, jak jakąś księżniczkę w najwyższej wieży. Że ich wszystkich wymorduję? Że przejmę władzy na światem? Ja nawet nie umiem zaplanować sobie jednego dnia, nie jestem nikczemnym mastermindem z komiksów, za jakiego najwyraźniej mnie uważają.
Nie przewidzieli jednak, że jestem silniejszy niż oni wszyscy razem wzięci, i wcale nie potrzebuję być na ziemi, żeby wskrzesić kogokolwiek. Albo cokolwiek.
- Tutaj nie ma nic do bronienia! On jest winny jak ta lala!
- Chodziło mi bardziej o przedstawienie powodu, dla którego to zrobił - poprawia się przewodniczący. Patrzę na niego spod byka. Nie lubi mnie, bo myśli, że chcę przelecieć Reese, która, nawiasem mówiąc, jest jego córką.
Spoglądam na nią. Usta ma ściśnięte, ręce splecione na piersi. Jest zdenerwowana za nas oboje. I świetnie jej to idzie, bo ja mam wszystko w dupie.
- W pierwszych słowach chciałbym wam powiedzieć, że ja naprawdę nie jestem jakimś super czarnym charakterem, który tylko czeka, żeby was wszystkich wyrżnąć. - Tymi słowami wywołuję kompletne oburzenie. Przewodniczący ucisza rozjuszone zgromadzenie. - Po prostu serce mnie ściska na myśl, że małe, bezbronne jeżyki potrącane są każdego dnia przez niemyślących kierowców! Ich nie obchodzi życie tych niewinnych istot. Was, drodzy towarzysze, również nie, jak widać! Uważam, że w swojej cnotliwej egzystencji żaden jeż nie zasłużył na tak barbarzyńską śmierć. Ostatecznie komuś musi na nich zależeć.
CZYTASZ
Parvus erinacaeus
Humor|One shot| Finn jest gorliwym wojownikiem o prawa dla potrąconych przez bestialskich kierowców jeży i najsilniejszym znanym nekromantą od czasów Otto von Brinkerhoffa.