To, co było niewyobrażalne...

2 0 0
                                    

https://www.youtube.com/watch?v=OmliBRZUxnk


- Justin! Zaraz wchodzimy! - podbiegłem do managera i ustawiłem się przodem do wylotu sceny. - Chodźcie tu wszyscy! - zawołał Scott i wyciągnął ręce. Złączyliśmy się w uścisku.

Spoglądałem na skupione twarze wiedząc, że na mojej widnieje szeroki uśmiech.

- Juss, skup się! - mój menago patrzył na mnie surowo.

- To wielki dzień dla nas wszystkich - zaczął swoje przemówienie - Znajdujemy się na największej na  świecie arenie. Możliwe, że nigdy już nie będziemy mieli okazji pokazać się takiej ilości ludzi. To nasz czas, więc dajcie z siebie wszystko. Pamiętajcie, że sami tego wszystkiego dokonaliśmy. Madison Square Garden stoi przed nami otworem. Jesteście gotowi na to show?

- Gotowi! - odkrzyknęliśmy wszyscy.

Uściskałem po raz ostatni Scotta i obecną na backstage' u mamę.

-Dasz im moc energii - powiedziała, całując mnie w czoło. W jej oczach szkliły się łzy, jednak wiedziałem, że jest aktualnie najdumniejszą matką na świecie.

- Justin, ustaw się! - zawołał jeden z organizatorów, przywołując mnie do siebie.

Stanąłem w wyznaczonym miejscu i starałem się zapanować nad nierównym oddechem i trzęsącymi się dłońmi.

- Spokojnie chłopaku. Oni i tak już Cię kochają - uśmiechnąłem się szeroko, słysząc te słowa i narastający gwar. Fani również wiedzieli, że zaraz wszystko się zacznie.

- Włączamy odliczanie!? - zawołał jeden z organizatorów, patrząc na Scotta.

- Juss...? - ten zwrócił się do mnie.

- Zaczynamy - powiedziałem pewnie.

Wizażystki ostatni raz spryskały mi włosy lakierem i poprawiły i tak idealnie leżące ubrania.

Z sekundy na sekundę słychać było jeszcze głośniejsze krzyki. Oczami wyobraźni widziałem co rusz zmieniające się cyfry na wielkim billboardzie.

W jednej chwili dotarła do mnie powaga całej sytuacji/ Madison Square Garden. Moje własne piosenki. Tysiące fanów, znających każde słowa płynące z moich ust. Setki kamer i efektów specjalnych. W samym środku tego wszystkiego mój zespół i ja. Uzbrojony jedynie w mikrofon chłopak z marzeniami. Spełniającymi się marzeniami.

- Justin, stań na podeście - poinstruował Scotter, będący cały czas blisko wraz z operatorami całego show.

Ustawiłem się na czarnym klocku, który miał wystrzelić mnie wprost na największą światową scenę. Zacisnąłem pięści i wsłuchałem się w fanów. Wiedziałem, że zaczną zaraz końcowe odliczanie.

- Wszystko podłączone? Wszyscy na swoich miejscach?

- Dziesięć, dziewięć, osiem...! - usłyszałem przytłumione krzyki.

- Powodzenia!

- Kocham Cię synku!

- Dajcie z siebie wszystko!

- ...Trzy, dwa, jeden!! - tym razem krzyczeli już wszyscy obecni przy scenie. Ugiąłem nogi i otworzyłem szerzej oczy. W jednej chwili znalazłem się w powietrzu, by w następnej opaść zgrabnie na obute w addidasy stopy. Ścisnąłem mocniej mikrofon, nie mogąc uwierzyć w to, co widzę. Dwadzieścia tysięcy ludzi. Mnóstwo transparentów, flag, plakatów. Niewyobrażalny krzyk spragnionych zabawy i mojego występu osób.

- Niesamowite... - szepnąłem do siebie, dając jednocześnie znak ręką mojemu zespołowi.

Z głośników popłynęły pierwsze nuty piosenki pisanej w moim małym pokoju na prowincji. Tłum ryknął z zachwytu, a ja przyłożyłem mikrofon do ust i podszedłem bliżej krawędzi sceny. 

- LET' S GO! - zawołałem, wybijając się w górę i zaczynając tym samym moje show.

To, co było niewyobrażalne...Where stories live. Discover now