Kiedy pierogi wejdą za mocno

323 33 27
                                    



    Z dedykacją dla Niemca, dzięki której ten chłam ma szansę zaistnieć w internetach. Turlaj kółko frajerze. I chcę za to czekoladę.

    Opowiadanko betą nieskalane.

***

    Dźwięk alarmu rozległ się akurat w chwili, gdy Eggsy wyjmował psie żarło z puszki. W pośpiechu wrzucił karmę do miski domagającego się jadła JB-iego i pobiegł do gabinetu po drodze potykając się o dywan i kopiąc małym palcem w szafę. Po krótkim, acz morderczym biegu dotarł do biurka, podniósł z niego swoje fantastyczne, agentowe okulary i włożył je sobie na nos. Natychmiast wyświetliło się powiadomienie o włamaniu do siedziby agencji i informacja o połączeniu z Roxy.

    -Ktoś tu wlazł i nie mam pojęcia jak. Potrzebuję wsparcia.

    -Widzę. –odpowiedział –Zaraz będę.

    Chwilę potem, najedzony już JB, usłyszał tylko szybkie kroki i trzask zamykanych drzwi. Mops poczuł, że ma okazję wejść na kanapę i zmasakrować poduszki, więc nie tracąc czasu wziął się do roboty.

    W czasie kiedy JB beztrosko roznosił szczątki poduszek po domu, Eggsy pędził na złamanie karku do siedziby z chęcią rozwalenia włamywaczy w ramach zemsty za wyciągnięcie go wieczorem z mieszkania. Miał zamiar razem z JB oglądać brazylijskie telenowele do trzeciej w nocy, a tu jakiś najprawdopodobniej nakoksowany oddział włamuje się do Kingsman. Wyobraził sobie legion uzbrojonych po zęby wrogich agentów, jakichś dziesięciu hakerów, a razem z nimi kolesia z wielkim granatnikiem. Według Eggsy'ego nikt inny nie miał nawet szansy dostać się do tajnych pomieszczeń i składów broni agencji.

    Wszedł do budynku w stylu ,,z buta wjeżdżam", trzymając w dłoni pistolet i z przewieszoną przez przedramię parasolką. Z za drzwi po lewej wypadła Roxy również z bronią w ręku. Dziewczyna skarciła wzrokiem Eggsy'ego ubranego w prawilny dres i czapkę wpierdolkę.

    -No, co? Nie zdążyłem.

    Zjechali razem windą do podziemi. Z korytarza dobiegły ich dźwięki rozmowy, więc ruszyli w tamtym kierunku. Za drzwiami jednej z sal toczyła się widocznie żywa rozmowa dwóch osób. Wizja Eggsy'ego o rzeszy wrogich agentów tylko czekających, aż ktoś im nakopie legła w gruzach. Otworzył drzwi. Praktycznie nawet nie było do kogo strzelać. W pomieszczeniu, w którym na ścianie wisiał wielki ekran, było tylko dwóch ludzi. Jeden kręcił się na środku pokoju, na obrotowym fotelu Merlina, drugi stojąc przy ścianie, jadł pierogi z zielonej miski owiniętej w foliową reklamówkę z Biedronki. Na biurku pod ekranem stała opróżniona już do połowy butelka wódki. Roxy i Eggsy uznali intruzów za aktualnie nieszkodliwych i opuścili broń. Jeden z nieznajomych ziomków, ten, który jadł pierogi, podszedł do agentów z miską.

    -Siema mordo! Grzegorz jestem, a to Krzychu –powiedział zwracając się do Eggsy'ego, znajdując w nim towarzysza- dresa i podsuwając mu pod nos miskę z pierogami –masz, jedz stary. Panią też witamy.

    -Grż... Ghż... kurwa, no! Po cholerę żeście tu wleźli?!- Eggsy był w ciężkim szoku, że dwójka nieuzbrojonych, widocznie zagranicznych facetów o niewymawialnych imionach, włamała się do siedziby Kingsman.

    Gdy Eggsy rozkminiał, o co chodzi w tej całej sytuacji, do sali wpadł Merlin ze swoim ulubionym karabinem. Kiedy zobaczył, że sytuacja najwidoczniej była opanowana, postanowił przestać mierzyć z broni do dziwnych ludzi, ale nie zrobił tego, widząc siedzącego na JEGO krześle człowieka.

    -To mój fotel. Złaź. –powiedział, grożąc karabinem zdezorientowanemu kolesiowi. Ten podniósł ręce i szybko wykonał polecenie.

    -Dobra, zluzuj, już idę.

    -Co to za ludzie? –domagał się wyjaśnień Merlin.

    -Ten, to Krzysiek, a tamten drugi, Grzegorz. –objaśniła Roxy, która widocznie potrafiła wymówić te dziwne wyrazy, będące imionami w języku orków –Są z... właśnie, skąd wy w ogóle jesteście?

    -Z Polski –odezwał się, nadal zapychając twarz pierogami, Grzesiek –z politechniki z Łodzi. Trzymaj ziom pieroga.

    Tym razem podetknął miskę Merlinowi, siedzącemu już w swoim fotelu. Ten, widocznie już ugłaskany zwróceniem mebla, wziął jednego nieufnie.

    -To właściwie, po co tu przyleźliście? Szpiegujecie dla kogoś stamtąd, czy jak?

    Eggsy starał się wyglądać jak ktoś całkowicie panujący nad sytuacją. Chciał sprawiać wrażenie, że byłby w stanie roznieść na kawałki dziwnych Polaków, gdyby okazało się, że pracują dla wrogich służb, jednak słabo mu to wychodziło.

    -Ja i Grzechu jesteśmy z wymiany, –powiedział Krzysiek wskazując na siebie, a potem na swojego towarzysza –a konkretnie w to miejsce przyszliśmy tak dla hecy. Mówię: Grzechu, ale wyjebana chata, dawaj wbijemy. A on: dobra, stary, tylko wezmę pierogi i flachę, bo z pustymi rękami przecież nie wypada i idziem. No to ja: no spoko. A tu jakby zamknięte, to myśmy weszli przez tamto, o okno do piwnicy, a tam nie piwnica, tylko jakaś cholerna zbrojownia. Właśnie, ziom, okno do czegoś takiego, to się raczej jednak zamyka. No i jak żeśmy wyszli stamtąd w korytarz to potem weszliśmy tu, bo drzwi otwarte były. Nikogo nie było, ale był stół i krzesło, i ten wyczesany ekran to my dawaj, i weszli my. No i tak to było, a potem wbijacie wy.

    Co do cholery?! –pomyślał Eggsy.

    Oni są ewidentnie chorzy na mózg. –przemknęło przez myśl Merlinowi.

    Po prostu debile. Niezrównoważeni psychicznie debile. –to była jedyna opinia, jaką Roxy miała o studentach.

    -Stary, zawiesiłeś się? – zwrócił się do Eggsy'ego student, machając mu ręką przed twarzą.

    -Nie, -odepchnął dłoń –myślę.

    -No, to szał. Bo Grzechu akurat teraz, to raczej nie.

    Spojrzał wymownie na kumpla, który jakimś cudem miał jeszcze pierogi, pomimo tego, że cały czas się nimi obżerał.

    -No, to wy już nas znacie. Teraz wy, bo chyba czegoś nie ogarniam. Jesteście z CBŚ ?

    -Nie –idiota –nie jesteśmy z CBŚ. Co to CBŚ?

    -To raczej nie istotne. Ale ja pomogę. Ja jestem Krzysiek, mój kolega to Grzegorz, a ty i on, i pani to...? –ostatnie zdanie powiedział tak, jakby tłumaczył upośledzonemu sześciolatkowi.

    -Eee... ja- Eggsy, ten, który prawie was zastrzelił to Merlin, a pani ma na imię Roxy. –odpowiedział tym samym tonem.

    -Super, to napijmy się! –powiedział tym razem Grzesiek radośnie, wyciągnął nie wiadomo skąd jeszcze jedną butelkę wódki, otworzył ją i podał Merlinowi kończącemu jeść kolejnego pieroga.

    Grzechu obdzielił wszystkich jedzeniem, zachowując sobie miskę. Wódka zeszła równie szybko, co pierogi. Całe zajście agenci podsumowali jako niegroźny incydent, którego nie ma po co opisywać w raportach. Polacy po opróżnieniu butelek, wrócili do siebie, gdziekolwiek to było. Eggsy też postanowił się zbierać. Cudem dotarł po pijaku do domu włażąc twarzą po drodze w dwie latarnie i znak drogowy. Zrzucił w przedpokoju prawilne lacze z Nike i z chęcią położenia się na kanapie poszedł do salonu. Momentalnie wytrzeźwiał, gdy zobaczył pobojowisko stworzone ze zmasakrowanych poduszek i leżącego wśród nich, radośnie machającego ogonem swojego psa.

    -JB, zastrzelę cię, kurwa!

Kiedy pierogi wejdą za mocnoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz