Kolor twoich słów

862 110 49
                                    

Otarłem delikatnie zroszone potem czoło i spojrzałem w górę. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a niebo przemieniało swoją zimną, niebieską barwę, w ciepłe odcienie. Poprawiłem siatkę z owocami, którą niosłem i zatrzymałem się przed metalową furtką. Za nią znajdował się nieduży, lecz nowocześnie wyglądający dom, otoczony kilkoma drzewami.

Otworzyłem ją i skierowałem w stronę drzwi, w które moment później zapukałem. Słyszałem zbliżające się, głośne kroki. Po chwili moim oczom ukazała się dobrze mi znana kobieta po pięćdziesiątce. Pomimo wieku, wciąż wyglądała zjawiskowo.

— Logan, kochanie, dawno cię nie widziałam —  powiedziała uradowana i po szybkim założeniu kolczyka, mocno mnie przytuliła.

— Niedawno wróciłem z rodzicami z wakacji, to dlatego. Przepięknie pani wygląda — skomplementowałem kobietę, zamykając za sobą drzwi.

— Oj, zdecydowanie za tobą tęskniłam, dziękuję — odpowiedziała uradowana. — Idę z koleżankami z pracy do restauracji i w zasadzie jestem już spóźniona — oznajmiła, zerkając na zegarek na swoim chudym nadgarstku. — Dobrze, że nie muszę ci tłumaczyć, co, gdzie jest.

— Spokojnie, sam się oporządzę — uspokoiłem ją, na co zareagowała uśmiechem.         

— Alan jest tam, gdzie zawsze, a kolację będziecie musieli sobie sami zrobić. Przyjdź niedługo do nas znowu, musimy nadrobić plotki — rzekła, biorąc do ręki pęk kluczy.

— Ma to pani jak w banku.

Kobieta puściła do mnie oczko, po czym wyszła, zostawiając za sobą subtelny zapach perfum. Nie pozostałem długo sam, bo tylko odłożyłem siatkę na blat w kuchni, a do mnie podbiegł złoty, długowłosy golden retriever.

— No co tam, mały? — Poczochrałem psa, wcześniej kucając, za co zostałem nagrodzony językiem pełnym śliny na swojej twarzy.

Zdjąłem buty oraz skarpetki i po cichu wyszedłem na tyły domu. Odwróciłem się w stronę zwierzęcia i przystawiłem palec wskazujący do ust, chcąc dać mu znać, żeby był cicho. Zszedłem po drewnianych schodach, a następnie postawiłem bose stopy na przyjemnie chłodnej trawie.

Był tam. Leżał z zamkniętymi oczami i słuchawkami w uszach, na zielono-białej huśtawce ogrodowej. Podszedłem do niego i musiałem poświęcić choć chwilę na przyjrzenie mu się. Blond włosy, teraz przykrywające czoło, rumiana cera przyozdobiona kilkoma piegami powstałymi przez słońce, niezwykle uwydatnione kości policzkowe oraz wąskie, moje ulubione, usta.

Nagle do głowy wpadła mi myśl, że z perspektywy osoby trzeciej, musiałem wyglądać dość przerażająco, przyglądając się chłopakowi tak długo, dlatego schyliłem się i krótko cmoknąłem go w nos. Ten natychmiastowo otworzył oczy i podniósł się, w tym samym czasie zdejmując słuchawki.

— Logan? — spytał, choć dla mnie brzmiało to bardziej na stwierdzenie.

— Mam nadzieję, że to było pytanie kontrolne i nikt inny cię nie całuje w ten sposób. — Zaśmiałem się, siadając obok niego.

— Kurde, odkryłeś mnie. Mam na boku jeszcze dwóch mężczyzn, z czego jeden jest już w ciąży — powiedział z przekąsem, kręcąc zrezygnowany głową.

— Czego słuchasz? — spytałem, lecz nie czekając na odpowiedź, chwyciłem telefon blondyna i spojrzałem na jego ekran. — „Pierwszy śnieg". Czy to oznacza, że skończyłeś „Czerwone gardło?

— Już dawno, chyba nie jesteś na bieżąco — prychnął.

— I jak, dobre? — zapytałem, choć byłem pewien, jaką za moment uzyskam odpowiedź.

Kolor twoich słówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz