Ludzie często postrzegają nas za całkiem odmienne persony. Nie oszukując nikogo mogę śmiało stwierdzić, że całkiem dobrze wychodzi nam udawanie, które często sprowadza dużo gorsze kataklizmy, niż wszystko co potrafi stworzyć natura. Od takiego niewinnego fałszu rozpoczęła się opowieść spokojnej rodziny Mitchelli, mieszkającej w małym miasteczku w Kalifornii. W swojej prostocie i normalności nie wyróżniali się niczym od sąsiadów, czy innych mieszkańców tego sześciodzielnicowego miasta. Piękna i pogodna pani domu każdego dnia zawoziła swoich dwóch synów Oscara i Alana do liceum, a następnie sama trafiała do swojej korporacji, gdzie pracowała jedynie z przyjemności. Rodzinę utrzymywał Abraham Mitchell właściciel dużej firmy i jeden z najbogatszych mieszkańców Downey. Idealna rodzina utrzymywała przez pokolenia swoją pozycję i ogólny respekt wśród innych. Dzieci Michelli zawsze były niesamowicie uzdolnione i lśniły na tle innych. Podobnie było z Oscarem i Alem. Młodzi spadkobiercy byli ideałami, wysportowani i przystojni oraz niesamowicie podobni, choć wewnętrznie byli jak ogień i woda. Oscar zawsze był w centrum uwagi i znał wszystkie dziewczyny w szkole, natomiast Alan był kompletnym negatywem swojego starszego brata. Był raczej typowym uczniem, otaczającym się grupką najbliższych znajomych.
Lubiłam Alana Michella, mojego bliskiego przyjaciela, posiadał w sobie niezwykłe ciepło i opiekuńczość. Chociaż za każdym razem, gdy z nim rozmawiałam widziałam, że krył w sobie coś czego nie potrafiłam nigdy opisać, jakiś rodzaj przygaszenia. Może jakby ktoś wysysał całą jego energię, albo jakaś część jego życia piekielnie go niszczyła. Było w nim coś na wzór destrukcji. Jednak nie dawał on tego po sobie poznać, był pogodnym i normalnym nastolatkiem. W wolnych chwilach znęcał się nad strunami gitary, ale wychodziło mu to niebiańsko dobrze. Moim zdaniem był człowiekiem z wielkim darem, zawsze wróżyłam mu świetlaną przyszłość muzyczną. Jednak przyszłość nie pozwoliła mu siebie dogonić... W niewyjaśnionych okolicznościach Al zaginął na początku kwietnia, a dwa miesiące później odnaleziono jego ciało w pobliskim lesie. Po wstępnych analizach stwierdzono, że popełnił samobójstwo, wskazywały na to ślady jakie powstały na jego szyi.
Następnego dnia wszystkie lokalne brukowce, zaczęły pisać niestworzone historie o tajemniczym samobójstwie "idealnego Mitchella". Po oficjalnej informacji o śmierci chłopaka w mieście coś się zmieniło, ludzie na ulicy dziwnie się na siebie patrzyli, jakby wraz z odnalezieniem ciała padł mur Berliński. Powietrze stało się tak ciężkie,tak że ledwo dało się oddychać, a jeszcze gorzej było z prowadzeniem choćby najprostszych dialogów. Piątego czerwca, dzień po odnalezieniu ciała wszyscy jak zawsze poszli do szkoły, jednak zapanowała atmosfera konsternacji. Być może to tylko moje osobiste odczucia, ale czuję, że tamtego dnia wszyscy byli co najmniej zmieszani. Tego dnia również Oscar nie czuł się najlepiej... Gdy pierwszy raz ujrzałam go, przeszła mi przez głowę myśl, że zobaczyłam Alana. W tym momencie byli tak łudząco do siebie podobni, już nie tylko w wyglądzie ale także w zachowaniu, tak jakby po śmierci brata Oscar łudził się nadzieją, że gdy stanie się choć na chwilę Alanem to on wróci. To był bolesny widok, dla mnie jak i dla niego. Oboje cierpieliśmy równie mocno, ale żadne z nas nie mogło jakkolwiek sobie pomóc. Nikt nie wiedział o mojej przyjaźni z Mitchellem i nikt nie mógł się o niej dowiedzieć. Rodzina Edisonów nigdy nie była w przyjaznej relacji z Mitchellami. Od lat walczyliśmy o wpływy w Downey, a jednym wyjątkiem byłam ja i Alan. Jako rasowy Romeo i Julia, choć w wersji przyjacielskiej spotykaliśmy się potajemnie na przekór zwaśnionym rodzinom. Dlatego siedząc parę stolików dalej od starszego o rok brata Alana walczyłam ze sobą, żeby utrzymać stoicki spokój, jak kazały zasady rodzinne. Pierwszy raz w życiu byłam tak bezradna oraz kompletnie zakłopotana. Chciałam wiedzieć więcej, o jego śmierci, o śledztwie, o sekcji, która miała odbyć się lada dzień, o rodzinie, która mimo wszystko była mi tak dobrze znana. Musiałam udowodnić wszystkim, a najbardziej sobie, że wszystko co wiedzieliśmy o rodzinie Mitchelli, a przede wszystkim o Alanie Mitchellu to tylko kropla w morzu. Byłam pewna, że Alan ukrywał coś co go zabiło. W tym mieście kryło się jakieś niedopowiedzenie, coś o czym Alan wiedział, coś co sprawiło, że stracił życie. Czułam, że Downey po tej tragedii jest inaczej, jakby jakieś ciało obce dostało się do wnętrzności zdrowego organizmu. Ciało to zaczęło przecinać wszystkie tkanki na wskroś, ale tak cicho i delikatnie, że na zewnątrz nie dało się tego odczuć.
Musiałam odkryć czym było ciało obce, które zniszczyło mojego przyjaciela, mnie, rodzinę Michelli i całe to spokojne miasto.
YOU ARE READING
Ciało obce.
Mystery / ThrillerCiało obce nie tkwi w nas... to my topimy się w jego zabójczej toni