Herbata z aromatem smutku

227 35 4
                                    


Dopiero kiedy widzi dom Potterów, a raczej to, co z niego zostało, uderza go ogrom tego wszystkiego co się wydarzyło. Tego, że Lily Evans Potter nie żyje. Uśmiech już nie rozjaśni jej twarzy, nie będzie chowała wazonów przez maleńkim Harrym, siejącym zniszczenie na swojej miotle, nie spojrzy na swojego męża z czułością. James Potter, który był dla niego jak brat bardziej niż jego prawdziwy brat, jego najlepszy przyjaciel, jedyna osoba, która zawsze go rozumiała, zawsze potrafiła pocieszyć, a także rozśmieszyć, osoba, z którą dzielił swoje smutki i żale, chwile euforii i prawie całe swoje życie - ta osoba również jest martwa. Nie żyje. Nie roześmieje się. Nie pocałuje Lily, nie będzie bawiła się z Harrym. Nie będzie mogła narzekać, że musi ograniczać wypady z przyjaciółmi na piwo kremowe z powodu zwiększonej ochrony. Ochrony, która nie miała większego sensu, bo dokonali złego wyboru.

Syriusz czuje się, jakby kawałek jego serca został wyrwany siłą z jego piersi. Zwłaszcza, że wie, przez kogo to się stało. Gdyby tylko mógł cofnąć czas... Nigdy w życiu nie zaproponowałby, żeby to Glizdogon został Strażnikiem. Przypomina sobie o Remusie, tym miłym, spokojnym, zawsze pomocnym Remusie, od którego się odcięli i czuje ukłucie winy. Podejrzewali kogoś, kto pewnie nigdy nie pomyślałby o służeniu Voldemortowi, a oddali życie Potterów w ręce zdrajcy.

I najgorsze jest to, że dało się temu zapobiec! To on namówił Jamesa. To ty go zabiłeś, mówi głos w tyle jego głowy. To wszystko twoja wina. Okropna jest świadomość, że te słowa są prawdziwe. To jego wina.

Czuje, że deszcz spływający po jego policzkach miesza się z łzami. Syriusz nie pamięta, kiedy ostatnio płakał. Zwykle nie pokazywał uczuć. Albo zwyczajnie nie miał powodów do wylewania łez, bo nie dotknęło go nic, co można by porównywać do dzisiejszej tragedii. Przemyka mu przez myśl, że musi wyglądać żałośnie. Mężczyzna z długimi, splątanymi przez wiatr włosami, stojący przed zrujnowanym domem, cały drżący, opierający się o swój motor - nie tak jak zwykle nonszalancko, tylko z braku sił - z całą mokrą od deszczu i łez twarzą.

Deszcz wypełnił cały jego świat. Brutalnie wtargnął do poukładanego miejsca i zniszczył fasady przyjaźni, na której opierało się prawie całe jego życie, zalał niemal wszystko, co kochał.

Przez ścianę wody widzi zbliżającą się postać. Przez głowę przemyka mu myśl, że to może jeden z mugolskich chuliganów, który ma chrapkę na jego motor. W porządku, niech sobie go weźmie. I najlepiej niech go uderzy w twarz. Syriusz ma wielką ochotę dostać w twarz, najlepiej tyle razy, żeby stracić przytomność.

Okazuje się jednak, że to tylko Hagrid, stary, poczciwy gajowy, który jest w chyba gorszym stanie od samego Syriusza, a przynajmniej tak wygląda. Black przez chwilę jest wściekły. Jakim prawem Hagrid, który nie poznał Jamesa i Lily w takim stopniu jak on, płacze i przeżywa bardziej? Jakim prawem osoba, stojąca obok niego, zanosi się płaczem, skoro to jego świat się zawalił? Nie myśli racjonalnie, skacze od wściekłości do rozpaczy.

Przez chwilę wie, co chce zrobić. Powinien wziąć małego Harry'ego i naprawić swój błąd, wychować go i dać mu miłość, której nie będą w stanie dać mu James i Lily Potterowie, bo on na to nie pozwolił. Wydarł siłą, chociaż przecież wcale nie chciał! Jednak nie może zrobić nawet tego. Wyraźne rozkazy Albusa Dumbledore'a. Myśli o siostrze Lily, Petunii, która nienawidziła młodszej Evans i o tym, jak taka osoba będzie wychowywała syna Jamesa Pottera. Ma ochotę wyrwać sobie włosy z głowy lub zacząć krzyczeć do utraty tchu. Słyszy słowa, które mają go pocieszyć, ale to nie pomaga.

- W takim razie motor. Weź chociaż motor - mówi zrezygnowanym tonem, a jego własne słowa dochodzą do niego jakby z oddali. Ma ochotę znowu się rozpłakać. - Weź motor, mi nie będzie potrzebny - powtarza.

Herbata z aromatem smutkuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz